Ktoś ukradł około pół miliona pszczół. Właścicielka: ryczałam cały dzień
- Ryczałam cały dzień, nie mogłam się pozbierać - mówiła w Radiu Kolor Renata Rudolf, właścicielka pasieki. Z okolic Konstancina-Jeziornej pod Warszawą ktoś ukradł ule. Było w nich około pół miliona pszczół.
Do zdarzenia doszło w nocy z poniedziałku na wtorek. - To robią ludzie, którzy muszą trochę się na tym znać. Nie wiem, czy da się odzyskać skradzione ule. Oby pszczoły tam mieszkające żyły i oby służyły komuś dalej - mówiła Renata Rudolf.
Zostawiali tam pszczoły od 3 lat
Za zgodą Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie pszczelarze z "Księżycowej Pasieki" z Wólki Dworskiej od trzech lat zostawiają swoje ule na polach w okolicach Konstancina-Jeziornej, gdzie uprawiany jest rzepak.
- W tym roku również wywieźliśmy 12 rodzin pszczelich, ostatnia nasza wizyta na rzepaku była w piątek 29 maja. Pszczoły ładnie pracowały na kwitnącym rzepaku i nic nie zapowiadało, co nas spotka. We wtorek 2 czerwca pojechaliśmy na pasieczysko i niestety zostaliśmy wywrócone stojaki i brak części naszych uli, ktoś je nam ukradł - relacjonował w rozmowie z portalem "Góra Kalwaria" Paweł Ejneberg, właściciel, który prowadzi rodzinną pasiekę od prawie 20 lat.
ZOBACZ: Dwa miliony martwych pszczół. Sprawę wyjaśnia policja
Ktoś widział samochód
Z wiadomości przekazanych przez mieszkańców wynika, że w godzinach wieczornych na drodze prowadzącej do pasieki, widziano samochód dostawczy. Co więcej, jak zaznaczył Paweł Ejneberg, "z informacji uzyskanych w naszym kole pszczelarskim w Piasecznie, wiemy również, że to nie pierwsza kradzież uli w okolicy".
Renata Rudolf liczy na to, że wszystko zakończy się pomyślnie. - Rodzina pszczela to jest jak członek rodziny, prawdziwy pszczelarz dba, pielęgnuje, troszczy się i małymi kroczkami powiększa to, co ma, dlatego każda strata, a w tym przypadku kradzież, to jest straszna rzecz - podkreśliła.
Pszczelarze proszą o pomoc wszystkich świadków zdarzenia. O sprawie została powiadomiona policja.