Żona policjanta, który dusił Floyda, chce rozwodu, zmiany nazwiska i prawa do nieruchomości
Kellie Chauvin, żona policjanta Dereka Chauvina złożyła pozew o rozwód. Kobieta chce zmiany nazwiska, a także pełnego prawa własności nieruchomości należących do pary - podała telewizja CNN. W ocenie pełnomocników Kellie, sprawa śmierci George'a Floyda, którego policjant dusił przed śmiercią doprowadziła do "nieodwracalnego podziału małżeństwa".
Kellie i Derek są małżeństwem od czerwca 2010 r. W czerwcu świętowaliby swoją 10. rocznicę. Poznali się w szpitalu, w którym pracowała wówczas Kellie, gdy Chauvin przywiózł na badania podejrzanego o przestępstwo.
"Nieodwracalny podział małżeństwa"
Kobieta zdecydowała się na złożenie pozwu o rozwód 28 maja, trzy dni po śmierci George'a Floyda i dzień przed postawieniem policjantowi zarzutów o zabójstwo trzeciego stopnia i nieumyślnego spowodowania śmierci mężczyzny.
ZOBACZ: Zabrała głos po raz pierwszy od śmierci Floyda. Nie powstrzymała łez
W piśmie pełnomocnicy kobiety oceniają zabójstwo czarnoskórego 46-latka, jako przyczynę "nieodwracalnego podziału małżeństwa", bez możliwości jego naprawienia. Choć Chauvin nie wypowiada się osobiście na temat wydarzeń w Minneapolis, to reprezentująca ją kancelaria prawnicza zapewniła, że kobieta jest "zdruzgotana śmiercią pana Floyda i jest myślami z rodziną i protestującymi, których dotknęła śmierć mężczyzny".
JUST IN: Minnesota attorney general Keith Ellison says he is "considering all charges" and that "all options are on the table," when it comes to prosecuting former Minneapolis police officer Derek Chauvin for the death of George Floyd. https://t.co/gHJMXAGWOs pic.twitter.com/LuIc6HKLrq
— ABC News (@ABC) June 2, 2020
Kellie w pozwie domaga się zmiany nazwiska oraz pełnych praw do nieruchomości małżeństwa w Oakdale w Minnesocie i Windermere na Florydzie. Jednocześnie kobieta chce sprawiedliwego podziału ich samochodów i kont bankowych. Nie chce, aby jej mąż płacił alimenty. Zapewnia, że jest niezależna finansowo, na co dzień pracuje jako pośrednik w handlu nieruchomościami.
Ósmy dzień protestów
Wtorek był kolejnym dniem protestów i rozruchów w ponad 100 miastach USA. W większości z nich demonstracje były jednak mniej liczne i spokojniejsze niż wcześniej. Do części manifestacji przyłączyli się przedstawiciele władz.
Wieczór w Minneapolis - gdzie tydzień wcześniej zaczęła się fala protestów po śmierci Afroamerykanina George'a Floyda z rąk policji - był trzecim z rzędu, gdy nie odnotowano poważnych incydentów. Tysiące demonstrantów pojawiły się na ulicach "bliźniaczych miast" Minneapolis-Saint Paul, ale tłumy rozeszły się krótko po godz. 21, kiedy zaczęła obowiązywać godzina policyjna. Władze stanowe nie zdecydowały jeszcze, czy przedłużą jej obowiązywanie na kolejną dobę.
ZOBACZ: Zabójstwo Afroamerykanina. Policjant z Minneapolis został aresztowany
Podobny przebieg miały protesty m.in. w Atlancie, Los Angeles i Houston, choć nie wszędzie obyło się bez incydentów. Dziennik "Atlanta Journal-Constitution" doniósł, że pod stanowym parlamentem w Atlancie jeszcze przed nastaniem godziny policyjnej policja utworzyła kordon i zastosowała wobec pokojowo demonstrujących osób gaz łzawiący. Media zwróciły również uwagę na 30-letniego Afroamerykanina Isaiah Browna, który samodzielnie bronił sklepów w centrum miasta przed dewastowaniem i plądrowaniem.
W Houston, gdzie 6 czerwca ma się odbyć pogrzeb Floyda, w marszu wzięło udział około 60 tys. ludzi, w tym burmistrz Sylvester Turner, a także czarnoskóry republikański kongresmen Will Hurd. W Los Angeles do tłumów przemawiał burmistrz Eric Garcetti, klękając wśród demonstrantów w geście solidarności.
O godz. 23 w środę czasu polskiego były prezydent USA Barack Obama ma wygłosić przemówienie, w którym poruszy temat śmierci Georga Floyda i gwałtownych protestów, które rozlały się po Stanach Zjednoczonych. Towarzyszyć mu będzie były prokurator generalny Eric Holder.