Piloci nie ćwiczą, a samoloty stoją. Co z bezpieczeństwem lotów po pandemii?
Przez pandemię COVID-19 większość maszyn pasażerskich jest uziemiona. Piloci, którzy nie latają i nie ćwiczą, mogą mieć problem z powrotem za stery maszyny. - Może skumulować nam się kilka zjawisk, które mogą być negatywne dla bezpieczeństwa lotniczego - ostrzegał w Polsat News kpt. Dariusz Kulik, autor książki "Turbulencja" oraz kanału na YouTube o tej samej nazwie.
Prowadzący program Bartosz Cebeńko zapytał eksperta wprost, czy przez nielatanie można zapomnieć, jak się lata?
- Jak najbardziej. To problem związany z tym, że od jakiegoś czasu linie lotnicze w niektórych przypadkach nawet zabraniały pilotom manualnie pilotować samolot - zwrócił uwagę Kulik. - Ten problem się w tej chwili nasili, bo nie dość, że zabraniano ludziom manualnie pilotować te samoloty, to w tej chwili bardzo dużo osób będzie miało jeszcze długą przerwę - tłumaczył.
Jak dodał, "dodatkowo samoloty, które nie latają - może nie wszystkie i nie wszędzie - ale te, które stoją gdzieś w jakiejś wilgotnej atmosferze, będą podatne na występowanie większej ilości awarii, niż byłoby to, gdyby one były normalnie, standardowo użytkowane".
- Może skumulować nam się kilka zjawisk, które mogą być negatywne dla bezpieczeństwa lotniczego - stwierdził.
Szkolenie po trzech miesiącach bez lądowania
Dopytywany, dlaczego pilotom zabrania się latać w trybie manualnym, a nakazuje używania autopilota, kpt. Kulik odpowiedział: "to jest zabawna sytuacja".
- Wszystkie linie lotnicze, czy też znakomita ich większość, w swoim motto działalności na pierwszym miejscu mają bezpieczeństwo - mówił ekspert.
- Natomiast zabranianie latania manualnego często argumentuje się w ten sposób, że jest to dla komfortu pasażerów, czyli jakoby samolot prowadzony manualnie nie jest prowadzony tak "gładko", co nie jest do końca prawdą. Proszę zauważyć, że jest to sprzeczność, jeśli chodzi o motto firm, o bezpieczeństwo - mówił kpt. Kulik.
ZOBACZ: "W samolocie trudniej zarazić się koronawirusem niż w jakimkolwiek innym środku komunikacji"
Jak wyjaśniał, "zabrania się pilotom latania manualnego, a z drugiej strony oczekuje się, że w przypadku sytuacji awaryjnej, gdy wysiądą automaty w samolotach, to pilot ma obowiązek przejąć ich rolę i radzić sobie w kryzysowej, stresującej sytuacji".
- Pilot postawiony w takiej sytuacji całą swoją moc przerobową zużywa na czynność, która powinna być dla niego automatyczna, czyli pilotowanie samolotu - mówił ekspert.
WIDEO: zobacz rozmowę z kpt. Kulikiem
Na pytanie, czy po przerwie spowodowanej koronawirusem piloci powinni wylatać dodatkowe godziny, ekspert odpowiedział "ogólnie jest taka zasada przyjęta, że jeśli pilot nie wykona trzech lądowań w ciągu trzech miesięcy, wymagane jest od niego krótkie szkolenie na symulatorze".
- W tej chwili jest taka sytuacja, że bardzo duża grupa pilotów nie będzie miała lądowań w ciągu kilku miesięcy. I oczywiście dalej obowiązuje ta zasada, że jeśli ich nie było, trzeba będzie wykonać jakieś krótkie szkolenie na symulatorze - zauważył autor książki "Turbulencja".
- Ale w ogólnej skali wszystkich pilotów, którzy latają, to może być za mało - podkreślił kpt. Kulik.
Według niego regulatorzy rynku nie dostrzegają problemu, ale "bardzo wszyscy się martwią, jakie maseczki dać pasażerom i w jakich ilościach ludzie będą mogli zasiadać w samolotach".
"Dlaczego samoloty latają nad lotniskiem w kółko"
Jak wspomniał, są jednak linie lotnicze, które w ostatnim czasie dają pilotom możliwość zrobienia raz na jakiś czas ćwiczeń czy też "wykonania jakichś operacji lotniczych", podczas których piloci mają szansę kilkukrotnie wylądować.
- Bardzo często mam pytania: "co się dzieje, że samoloty latają na jakimś lotnisku w Polsce w kółko". To są właśnie ćwiczenia, które lotnicy wykonują m.in., po to, by uniknąć tych sesji na symulatorze - tłumaczył ekspert.
ZOBACZ: Ukraińcy czarterami wracają do pracy w Europie. U jednego z pasażerów wykryto koronawirusa
Kulik zaznaczył, że w większości przypadków piloci wykonują lądowania w sposób manualny. Jednak samo podejście do lądowania bardzo często wykonywane jest na autopilocie.
- Wszystko zależy od polityki linii lotniczej, od tego jak się czuje pilot, ale bardzo rzadko zdarza się, by w liniach lotniczych był przymus wykonania podejścia do lądowania, czyli rozłączenia autopilota kilka minut przed samym przyziemieniem - tłumaczył kpt. Kulik.
Czytaj więcej