W szczycie pandemii poleciał do Nowego Jorku. To uratowało Filipkowi życie
W jego oku rozwinął się nowotwór - siatkówczak. Aby skutecznie pokonać guza 6-letni Filip musiał polecieć w szczycie zachorowań na koronawirusa do Nowego Jorku na leczenie.
- Teraz ta wizyta była dla nas bardzo ważna, bo ona bezpośrednio uratowała Filipowi życie. Z tego względu, gdy dotarliśmy do Nowego Jorku, otrzymaliśmy pomoc konsula Adriana Kubickiego. W tych trudnych chwilach był przy nas i udzielił wsparcia. Po wizycie w szpitalu okazało się, że jest wznowa u Filipika, są nowe guzy i konieczna była natychmiastowa operacja - wyjaśniał Adam Maciejewicz, ojciec Filipka.
Rodzice o zdrowie i życie Filipka walczą od kilku lat. Gdy chłopczyk miał 4 latka nie powidło się jego leczenie w Polsce i konieczna była wizyta u lekarza USA. Rodzice zorganizowali wówczas zbiórkę na przeprowadzanie operacji. Potrzebowali 167 tys. dolarów, które udało się zebrać.
Lekarze podkreślali, że nie tylko wzrok, ale także życie Flipa było zagrożone. - Amerykańska klinika jest naszą jedyną nadzieją - mówili wówczas jego rodzice.
Nowotwór złośliwy lewego oka Filipa został zdiagnozowany podczas rutynowej kontroli okulistycznej. Po wizycie w Centrum Zdrowia Dziecka czterolatka zakwalifikowano do zabiegu. 30 sierpnia 2018 r. bezpośrednio do oka podano mu lek melphalan. Choć - jak mówią rodzice - jest to nowoczesna i zwykle skuteczna terapia - trzygodzinna operacja zakończyła się niepowodzeniem.
- Powiedziano nam, że powodem jest skomplikowana budowa oka Filipa i nie udało się dotrzeć do tętnicy objętej nowotworem - mówił przed dwoma laty ojciec chłopca w rozmowie z Polsat News.
Leczą najtrudniejsze przypadki z całego świata
Jak dodał, specjaliści z nowojorskiej kliniki Memorial Sloan Catering Cancer Center (MSKCC) zdecydowali się podjąć próbę wyleczenia czterolatka. - Są naszą jedyną nadzieją - powiedział.
- Mają 15-letnie doświadczenie w leczeniu nowotworów. Są tam leczone najtrudniejsze przypadki z całego świata. W tej sytuacji, kiedy mamy do czynienia ze skomplikowaną anatomią oka i istnieje ryzyko kolejnych nieudanych podań chemii, doświadczenie tamtej kliniki jest kluczowe - podkreślił.
ZOBACZ: 30 lat od pionierskiej operacji. "Nie było roku, w którym Fundacja Polsat nie pomogła"
- Diagnoza o chorobie Filipa była dla nas jak wiadro zimnej wody, zupełnie zwaliła nas z nóg. Objawy nowotworu nie były wcześniej widoczne. Filip świetnie radził sobie z manualnymi czynnościami, grał w piłkę, rysował - mówiła mama Filipa.
Operacja w USA zakończyła pomyślnie, ale w maju koniczna była kolejna wizyta w nowojorskim szpitalu. Okazało się wówczas, że u Filipika są nowe guzy. Chłopczyk jest już po operacji.
Czytaj więcej