Wirus zaatakował sklepy. Polacy zmniejszyli zakupy o ponad 20 proc.
W handlu detalicznym mamy załamanie koniunktury. W kwietniu zakupy Polaków w sklepach były aż o 22,9 procent skromniejsze niż rok wcześniej. Sprzedaż odzieży spadła o 65 proc., a samochodów o 55 proc.
Główny Urząd Statystyczny podaje, że sprzedaż detaliczna była w kwietniu o 13,1 proc. mniejsza niż miesiąc wcześniej i aż o 22,9 proc. słabsza niż przed rokiem - licząc w cenach stałych, czyli po skorygowaniu o wpływ inflacji. W cenach bieżących spadek wyniósł 22,6 proc., a więc był jedynie minimalnie mniejszy. Co ciekawe, w Polsce sprzedaż zniżkowała tak samo jak w Wielkiej Brytanii, gdzie również spadła o 22,6 proc.
Zaciskanie pasa
W kwietniu kupowaliśmy wyjątkowo mało odzieży - 65 proc. mniej niż w tym samym miesiącu w 2019 roku. O niemal 55 proc. zmniejszyła się sprzedaż pojazdów i części zamiennych. Ograniczenie możliwości podróżowania skutkowało 42-procentowym spadkiem sprzedaży paliw, ale to dane w cenach bieżących, na które spory wpływ miały silne spadki notowań ropy naftowej na giełdach. O 16,6 proc., a więc w podobnej skali jak przed miesiącem, obniżyła się sprzedaż mebli oraz artykułów AGD i RTV.
ZOBACZ: Gigantyczna zapaść w polskim przemyśle. Produkcja spadła o jedną czwartą
Biorąc pod uwagę restrykcyjne ograniczenia, jakim podlegał handel w związku z epidemią koronawirusa, kwietniowy spadek sprzedaży detalicznej nie powinien dziwić. Już dane za marzec, gdy sprzedaż zmniejszyła się o 9 proc., sygnalizowały możliwość poważniejszego tąpnięcia. W pierwszym miesiącu kryzysu spadki sprzedaży odzieży, czy sprzętu gospodarstwa domowego też były bardzo poważne.
Fatalne nastroje konsumentów
Kolejne miesiące powinny przynieść niewielką poprawę, ale powrotu konsumpcyjnego boomu nie należy się spodziewać zbyt szybko. W grę wchodzą bowiem nie tylko ograniczenia, które już w maju zostały złagodzone czy obawy przed odwiedzaniem sklepów.
ZOBACZ: Kiedy tarcza antykryzysowa 4.0? Emilewicz podała możliwy termin
Czynnikiem o większym i bardziej długotrwałym znaczeniu jest wyraźne pogorszenie się nastrojów konsumentów i strach przed negatywnymi skutkami epidemii dla ich przyszłej sytuacji materialnej. To z pewnością ograniczy zapał do zakupów na dłużej. Co gorsza, zjawisko to będzie prawdopodobnie najsilniej widoczne w przypadku dóbr trwałego użytku. To nie ułatwi firmom wychodzenia z kryzysu, a konsumpcyjne koło zamachowe, które w ostatnich latach pozwalało utrzymać polską gospodarkę na wysokich obrotach, zwolni bieg. Wyliczane przez GUS wskaźniki nastrojów konsumentów osiągnęły w kwietniu poziom najniższy od 2004 roku.
To, jak szybko konsumenci powrócą do dawnej formy, zależeć będzie rzecz jasna od sytuacji w gospodarce i na rynku pracy. Na razie należy się liczyć nie tylko z silnym wzrostem stopy bezrobocia, ale także wyhamowaniem tempa wzrostu średniego wynagrodzenia. Lepsze perspektywy to raczej kwestia przyszłego roku.
Tekst powstał przy współpracy z portalem comparic.pl
Czytaj więcej