Wadliwe maseczki z Antonowa? "Obniżona jakość towaru"
Maski z Chin dostarczone do Polski największym samolotem świata Antonow An-225 Mrija nie spełniają norm bezpieczeństwa - informował w poniedziałek Onet. KGHM potwierdziło, że wyniki badań zakupionych przez spółkę masek wykazały "obniżoną jakość towaru". Nie potwierdzono jednak doniesień, że dotyczy to transportu z Antonowa. Do sprawy odniósł się także minister zdrowia.
W połowie kwietnia na stołecznym lotnisku Okęcie wylądował Antonow An-225 Mrija, największy samolot świata. Przywiózł ok. 80 ton jednorazowego sprzętu, którego zakup sfinansowały państwowe spółki - miedziowy KGHM oraz paliwowy Lotos.
W poniedziałek Onet poinformował, że badania sprzętu wykazały zastrzeżenia co do jego jakości. "Ministerstwo Zdrowia przebadało w Centralnym Instytucie Ochrony Pracy partię masek przekazanych przez Agencję Rezerw Materiałowych. Wynik badania został przekazany do dysponenta masek, czyli właśnie ARM z informacją, że maski nie spełniają norm FFP (ochrony przed niebezpiecznymi cząstkami - red.)" - oświadczyło Ministerstwo Zdrowia w korespondencji cytowanej przez portal.
Także szef ARM Michał Kuczmierowski miał przyznać w rozmowie z portalem, że Agencja dostała z resortu zdrowia informacje, że maski nie nadają się do stosowania w kontaktach z zakażonymi koronawirusem. Jego zdaniem można je traktować jako maski chirurgiczne, czyli produkt niższej jakości.
"Nie wiem, czy to transport z Antonowa"
Do sprawy odniosło się kierownictwo KGHM. - Na podstawie badania maseczek, którego wyniki przesłał nam resort zdrowia, wykonaliśmy standardową pracę, informując odbiorcę i dostawcę o obniżonej jakości towaru - powiedziała dyrektor naczelny ds. komunikacji spółki Lidia Marcinkowska-Bartkowiak. W ramach standardowej procedury poinformowany został odbiorca dostawy, jak i zażądano wyjaśnień od dostawcy, dążąc do realizacji umowy i reklamując kwestionowaną przez MZ partię towaru.
- Trudno mówić o oszustwie - powiedziała Marcinkowska-Bartkowiak, stwierdzając, że "nie widać zamierzonego działania" w kwestii obniżonej jakości partii towaru. - Zwróciliśmy się do dostawcy, by dotrzymał zawartej umowy - dodała.
Dyrektor poinformowała, że nie ma wiadomości, jaka część dostawy może być niewystarczającej jakości, ani czy dotyczy to transportu z Antonowa.
"Sprzęt nie trafi do medyków"
P.o. prezesa Agencji Rezerw Materiałowych Michał Kuczmierowski podkreślił w rozmowie z reporterem Polsat News, że od początku walki z koronawirusem sprzęt, który trafiał do ARM był "szczegółowo weryfikowany pod kątem przydatności i możliwości przekazania do poszczególnych grup odbiorców".
Jak dodał, część masek okazała się być gorsza jakościowo. - Nie mamy pewności, czy jest to faktycznie dyskwalifikujące dla tego sprzętu, czy to różnica w badaniach w metodologii chińskiej i krajowej - dodał.
Podkreślił równocześnie, że sprzęt jest badany i nie trafi do medyków. - Wstrzymałbym się z wydawaniem ostatecznych werdyktów - dodał.
"Cała Europa została oszukana"
O wadliwych maseczkach mówił także minister zdrowia Łukasz Szumowski. 5,5 mln zł z kasy resortu zdrowia trafiło do zakopiańskiej firmy na trefne maseczki, które nie mają odpowiednich atestów i nie spełniają norm bezpieczeństwa.
- Okazało się, że cała Europa, nie tylko my, została oszukana w sposób bezwzględny. Nie wiem, czy inne podmioty mogą dochodzić swoich praw, my skierowaliśmy natychmiast sprawę do prokuratury. To są publiczne pieniądze i trzeba wyjaśnić, kto na tym zyskał i dlaczego trefny towar był przywieziony. Być może produkcja w Chinach jest nie taka, jak powinna. To już oceni prokuratura - powiedział Szumowski.
Czytaj więcej