Wszedł do salonu tuż przed zamknięciem. Wysokość napiwku wprawiła w osłupienie
Właścicielka barbershopu w Denver (Kolorado, USA), dostała 2500 dolarów (ponad 10 tys. złotych - red.) napiwku za... strzyżenie warte 27 dolarów (ok. 115 złotych - red.). Anonimowy klient zostawił również 3300 dolarów dla pracowników salonu. W ten sposób chciał wesprzeć placówkę po kryzysie związanym z pandemią koronawirusa.
Mężczyzna zajrzał do jednego z barbershopów tuż przed jego zamknięciem.
- Za 15 minut kończyła się moja zmiana. Zapytał, czy nie mogłabym go ostrzyc. Wiedziałam, że wiele osób miało pilną potrzebę skorzystania z usług fryzjerskich, więc nie odmówiłam - relacjonowała właścicielka Ilisia Novotny.
Wywiązała się między nimi rozmowa, w czasie której klient pytał, jak zakład radzi sobie z kryzysem wywołanym przez pandemię koronawirusa. Kolorado dopiero niedawno pozwoliło na otworzenie - zamkniętych od 18 marca - barbershopów.
"Napiwek nie jest pomyłką"
- Gdy odszedł, powiedział "napiwek nie jest pomyłką". Nie wiedziałam o co chodzi, dopóki nie spojrzałam na rachunek - opowiadała.
Za 27 dolarowe strzyżenie mężczyzna zostawił 2500 dolarów napiwku. Dodatkowo, wręczył on 500 dolarów recepcjonistce, 1000 dolarów menedżerowi oraz 1800 dolarów dla reszty pracowników (po 100 dla każdego). W sumie klient zostawił w salonie łącznie 5800 dolarów (blisko 25 tys. złotych).
ZOBACZ: Dostała napiwek w postaci... nowego samochodu
- Byłam w kompletnym szoku. Nie chciał robić z tego dużej sprawy, ale nawet nie ma pojęcia, ile to dla nas znaczy - dodała kobieta.
Novotny planuje wykorzystać napiwek na opłacenie czynszu i pomóc niedosłyszącemu synowi w uzyskaniu niezbędnego leczenia.