Wyjątkowe miasto. Wystarczy przejść przez jezdnię, by mieć mniej ograniczeń z powodu epidemii
Saltney to niewielkie miasto w Wielkiej Brytanii, przez które przebiega granica między Walią a Anglią. Na co dzień podział jest praktycznie niezauważalny, jednak po wprowadzeniu ograniczeń związanych z epidemią koronawirusa, w mieście obowiązują różne zasady dotyczące dystansu społecznego.
Kilka dni temu w Anglii rozpoczął się pierwszy etap warunkowego znoszenia ograniczeń wprowadzonych w celu powstrzymania epidemii koronawirusa. Nie dotyczy to jednak Szkocji, Walii i Irlandii Północnej, które mają kompetencje, by samodzielnie podejmować decyzje w tej kwestii i już wcześniej ogłosiły przedłużenie ograniczeń o kolejne trzy tygodnie.
Miasto leżące w Anglii i Walii
Doprowadziło to do kuriozalnej sytuacji w mieście Saltney, przez które przebiega granica między Anglią i Walią. Zachodnia część miasta leży na terenie walijskiego hrabstwa Flintshire, a jego wschodnia część na terenie angielskiego hrabstwa Cheshire.
Biegnąca wzdłuż głównej drogi granica spowodowała, że na terenie miasta obowiązują różne zasady dotyczące dystansu społecznego.
ZOBACZ: Epidemia koronawirusa w Europie. Gdzie jest najwyższy wskaźnik umieralności?
Mieszkający po angielskiej stronie mogą wrócić do pracy, bez przeszkód wyjechać z miasta, podróżować oraz uprawiać sport na świeżym powietrzu.
Mieszkańców walijskiej strony miasta ciągle obowiązują bardziej rygorystyczne wytyczne, zalecające przestrzegania dystansu społecznego i pozostania w domach.
Sytuacja sprawiła, że mieszkańcy miasta, którzy do tej pory nie odczuwali obecności granicy, teraz muszą przestrzegać różnych wytycznych, mimo, że często dzieli ich tylko jezdnia.
"To niedorzeczne"
- Poszłam na spacer i uświadomiłam sobie, że przechodzę do Walijczyków, a potem wracam do Anglii. Normalnie bym o tym nie pomyślała - powiedziała brytyjskim mediom mieszkająca po angielskiej stronie drogi Linda Astbury.
- Wolę być po stronie angielskiej, ponieważ uważam, że zgodnie z tymi zasadami mam większą autonomię. Spaceruję i póki zachowuję bezpieczny dystans od innych nie robię niczego zakazanego - dodała.
ZOBACZ: Brytyjczycy potwierdzili skuteczność testów na przeciwciała. Chcą zamówić ich miliony
Sytuacja związana z różnymi modelami znoszenia ograniczeń odbija się nawet na... wywozie śmieci. W części wschodniej odbiór śmieci odbywa się regularnie, natomiast w części zachodniej odpady nie są odbierane i mieszkańcy muszą trzymać je na swoich posesjach.
- To niedorzeczne, że mogę robić rzeczy, których ludzie w odległości 30 metrów nie mogą - skomentowała sytuację mieszkająca w angielskiej części miasta Anne Anboorallee. Przyznała jednocześnie, że woli walijskie ograniczenia, bo czuje się z nimi "bardziej komfortowo i bezpieczniej".
W sumie w Wielkiej Brytanii potwierdzono do tej pory 236 711 przypadków zakażenia koronawirusem. Liczba ofiar śmiertelnych Covid-19 wynosi blisko 34 tys.
Czytaj więcej