Zwieźli 55 tys. ton rakotwórczych odpadów, zarobili miliony
Do krakowskiego sądu okręgowego trafił akt oskarżenia wobec 41 osób; sprawa dotyczy nielegalnego obrotu niebezpiecznymi odpadami; ponad 55 tys. ton rakotwórczych substancji trafiło na nielegalne składowiska - poinformowała Prokuratura Krajowa. Grupa mogła zarobić na tym nawet 23 mln złotych.
Jak poinformowano, osoby objęte oskarżeniem są w wieku od 25 do 75 lat, 34 spośród nich zakwalifikowano jako członków zorganizowanej grupy przestępczej. Oprócz udziału w tej grupie oskarżonym zarzucono popełnienie przestępstw przeciwko środowisku, wiarygodności dokumentów, mieniu, bezpieczeństwo powszechnemu - za co grożą kary nawet do 25 lat więzienia. Tymczasowo aresztowane pozostają dwie osoby, w tym szef grupy.
Rakotwórcze odpady
Jednocześnie krakowska prokuratura okręgowa wystąpiła do Głównego Inspektora Ochrony Środowiska z wnioskiem "o rozważenie systemowego określenia sposobu zabezpieczenia obiektów, w których składowane są odpady niebezpieczne", czyli m.in. sporządzenia regulaminów dla magazynów, w których są składowane, zamknięcie obiektów i wyposażenie ich w alarmy.
- Zwrócono również uwagę, że koszty związane z unieszkodliwieniem odpadów są ogromne, co powoduje potrzebę zabezpieczenia również przez państwo środków pieniężnych na likwidacje nielegalnych składowisk - oceniła prokuratura.
Chodzi głównie o odpady przemysłu chemicznego, petrochemicznego, farbiarskiego, lakierniczego i motoryzacyjnego, o właściwościach wywołujących m.in. nowotwory, lub zwiększających na nie zachorowalność. - Wskazane związki mają silne właściwości rakotwórcze, ulegają bardzo powolnemu rozkładowi i są trudne do usunięcia. Są to szczególnie niebezpieczne substancje, które zgodnie z dyrektywą Parlamentu Europejskiego z końcem 2010 r. miały zostać usunięte z użytkowania - wskazała prokuratura.
Jak przekazała PK, postępowanie miało swój początek, gdy w styczniu 2019 r. Małopolski Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska złożył zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa w związku działalności spółki Clif z siedzibą w Skawinie. - Miało ono polegać na składowaniu i usuwaniu odpadów niebezpiecznych zawierających PCB, czyli polichlorowane bifenyle, w sposób zagrażający środowisku oraz życiu i zdrowiu człowieka - przekazała prokuratura.
Zamiary i cele
Grupa prowadziła działalność od 2017 r. do 2 kwietnia 2019 r., a kierujący nią Andrzej N. sprzedał usługi odbioru i zagospodarowania odpadów niebezpiecznych wielu podmiotom gospodarczym łącznie za ponad 23 mln zł. - Zamiarem było porzucenie odpadów, celem uniknięcia kosztów związanych z ich unieszkodliwieniem - ustalili śledczy.
ZOBACZ: Uderzenie w mafię śmieciową. Zatrzymani porzucili ponad 2 tys. ton odpadów
- Sprawcy działali w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, czyniąc sobie z tego procederu stałe źródło dochodu. Jak ustalono, grupa obejmowała swoim działaniem województwa: małopolskie, śląskie, świętokrzyskie, wielkopolskie oraz podkarpackie. Odpady składowane były także w dwóch lokalizacjach na terenie Republiki Czeskiej - poinformowano.
Podczas śledztwa okazało się, że tylko około jednego procenta odpadów niebezpiecznych, czyli około 800 ton o wartości ponad 164 tys. zł, zostało odebranych przez uprawnione do tego podmioty. - W oparciu o dane księgowe ustalono, że spółka Clif odebrała od wytwórców 56 tys. ton odpadów niebezpiecznych, z czego zutylizowała 720 ton. Pozostałe 55 tys. 280 ton odpadów, co stanowi około 2 tys. 300 naczep samochodowych po 24 tony, trafiło w formie płynnej bądź zmieszanej na nielegalne składowiska lub zalegało w magazynie w Jaworznie i Skawinie - podała PK.
W beczkach i wykopkach ziemnych
Grupa przewoziła odpady płynne głównie w pojemnikach o pojemności 1000 litrów lub w beczkach o pojemności 200 lub 120 litrów i porzucała na terenie hal, bądź działek na otwartej przestrzeni. Natomiast odpady zmieszane zawierające dodatkowo odpady komunalne trafiały do wykopów ziemnych, następnie zasypywanych, bądź składowane były w hałdach. Takie mieszanki powstawały w siedzibie spółki Clif w dwóch betonowych silosach, skąd następnie ładowano je na wywrotki i przewożono do miejsc docelowych.
- Ich transport odbywał się pojazdami do tego nieprzeznaczonymi, bez wymaganych oznaczeń, po uprzednim usunięciu kodów odpadów i znaków ostrzegających o zagrożeniach dla zdrowia i środowiska - wskazują śledczy.
Ustalono, że dokumenty przewozowe też nie wskazywały na odpady niebezpieczne. - Brak stosownych oznaczeń towarzyszył również składowaniu odpadów. Pojemniki często posiadały uszkodzenia, ułożone były obok siebie piętrowo w budynkach nieprzystosowanych do magazynowania tego typu substancji, bez nadzoru, w pobliżu domostw, budynków użyteczności publicznej, zakładów pracy, terenów zielonych, rekreacyjnych, pól ornych, rzek. Te pozostawione w beczkach na zewnątrz budynków narażone były na działanie czynników atmosferycznych" - przekazano.
ZOBACZ: Gmina na toksycznej bombie. Wójt rozważa ewakuację mieszkańców
- Kierowcy otrzymywali podrobione, a także nierzetelne dokumenty przewozowe, wskazujące, że transport dotyczy produktu niepodlegającego uregulowaniom ADR (umowy dotyczącej międzynarodowego przewozu drogowego materiałów niebezpiecznych) lub odpadu innego niż niebezpieczny. Używano też podrobionych pieczęci firmowych. Dokumenty przewozowe nie wskazywały rzeczywistego miejsca odbioru odpadów - zaznaczyła PK.
Dodała, że również umowy z właścicielami nieruchomości "podpisywane były przy użyciu podrobionych dokumentów, na firmy tzw. słupy, by docelowo przenieść ogromne koszty utylizacji odpadów na te podmioty i utrudnić ustalenie rzeczywistego pochodzenia odpadów".
Przy śledztwie w tej sprawie krakowska prokuratura współpracowała z wydziałem do walki z przestępczością gospodarczą Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie, I Urzędem Skarbowym w Krakowie oraz Małopolskim Urzędem Celno-Skarbowym.