Nie widzę powodów do rewolucji - Krzysztof Grabowski, współzałożyciel "Dezertera"
"Dla przeciętnego człowieka nie ma punktu zapalnego, by wyjść i się buntować. To, że jeden polityk jest głupkiem, a drugi oszustem, nie wzbudza takich emocji" - mówi Krzysztof Grabowski w wywiadzie Piotra Witwickiego dla "Plusa Minusa".
Co znaczy być dziś punkiem?
Kompletnie mnie to nie zajmuje ani nie interesuje. Nie uzależniam swoich działań od tego, co sobie ktoś o mnie pomyśli.
Nie chodzi o kogoś. Czy teksty, które napisałeś dla Dezertera, nie są rodzajem zobowiązania przed samym
sobą?
Bycie zbuntowanym jest inne, jak się ma 20 lat, i inne, jak się ma 50+. Od wielu lat nie mam potrzeby afiszowania się swoją odmiennością. Robię to, co uważam za słuszne, i mam zasady, według których postępuję. Nie mam potrzeby, by identyfikować się z czymkolwiek. Bycie punkowcem było istotne 40 lat temu, gdy to się wszystko zaczynało. Dzisiaj jest to wtórne. Czym innym jest zespół i jego wiarygodność. Czasami trzeba coś zaszufladkować, by odbiorcy mieli łatwiej. W takim codziennym życiu nie jest to potrzebne. Trzeba być przyzwoitym człowiekiem i to wszystko.
Słucham twoich ostatnich kawałków i słyszę w nich autentyczny bunt. Pisze je człowiek, który wciąż zadaje sobie pytania o własną niezależność.
Bycie przyzwoitym wiążę z tym, co przekazuję innym w tak ważnym dziele, jakim jest płyta. Nie lubię nikomu zawracać głowy, gdy nie mam nic istotnego do powiedzenia. Rozumiem, że jest muzyka rozrywkowa i istnieją ludzie, którzy bawią się i śpiewają głupoty, ale Dezerter nie jest takim zespołem. To jest grupa, która zajmuje konkretne stanowisko wobec rzeczywistości.Najkrócej określiłbym je w następujący sposób: krytyka w celu naprawy świata. Nie powinno się nigdy spoczywać na laurach. Rzeczywistość trzeba obserwować krytycznym okiem i mówić o tym, co nie jest w porządku. Nie będę chował głowy w piasek i mówił, że wszystko jest super.
A co w 2020 roku nie jest super? Oprócz tego, że musimy siedzieć w domu.
Cały ten świat nie jest super. Zdobycze cywilizacyjne: łatwe przemieszczanie się, umieszczanie biznesów na drugim końcu świata, gdzie jest taniej, i szukanie łatwiejszych rynków, powodują, że lokalny wybuch choroby ogarnia cały świat. To jest koszt tego stylu, jaki obrała cywilizacja. Choć ten wirus nie martwi mnie tak bardzo jak susza. Za chwilę będziemy mieć o wiele poważniejsze problemy.
Za chwilę będziemy mieć kumulację różnych problemów.
O suszy słyszę od 30 lat. Ta wiedza była zawsze wyśmiewana zarówno przez mainstream polityczny, jak i większość obywateli. Póki słońce
nie wypala nam skóry, a woda jest w studni, to nie ma problemu. Wyśmiewani przez wszystkie lata ekolodzy mieli rację. Opierają się na nauce i wiedzą, co mówią. To nie jest wróżenie z fusów.
A nie masz wrażenia, że powrócił czas społecznych niepokojów?
Nie wiem, czy czas niepokojów. Jeśli chodzi o Europę i Amerykę, to jest to jeszcze czas dobrobytu. Są kłopoty i gospodarka się zatrzymała, ale jest prąd i woda, a jedzenie czeka w lodówce. Dla przeciętnego człowieka nie ma punktu zapalnego, by wyjść i się buntować. To, że jeden polityk jest głupkiem, a drugi oszustem, nie wzbudza takich emocji w społeczeństwie, by zrobić rewolucję. Obecne problemy są dalekie od przeciętnego człowieka, a politycy zdają sobie z tego sprawę.
Czyli nie będzie rewolucji?
W tym momencie nie widzę powodów do niej. Może protesty związane z konstytucją wyglądały dobrze w telewizji, ale nie były specjalnie liczne. Większość ludzi się tym nie interesuje.
A jakie warunki muszą być spełnione, byśmy mieli rewolucję?
Nie mam pojęcia.
Jesteś jedynym prawdziwym rewolucjonistą, którego znam. Kto ma wiedzieć, jak nie ty?
Nie, ja nie jestem rewolucjonistą. Brzydzę się przemocą, do której zwykle prowadzą rewolucje. Ale żeby doszło do rewolucji, wolności obywatelskie muszą być ograniczone w sposób bezpośredni. Tak jak w PRL. Byłeś nieustannie kontrolowany, cenzurowany, nie mogłeś nigdzie wyjechać, nie mogłeś się skomunikować ani kupić tego, co chciałeś. A i tak gdyby nie podwyżki cen kiełbasy, nie obaliliby PRL-u. Przeciętny obywatel miał gdzieś wyjeżdżanie i cenzurę. Ludzie się zdenerwowali, bo mięso było za drogie. To są proste sprawy. Na razie jest nie tylko papier toaletowy, ale i kiełbasa, i internet, więc nie będzie rewolucji.
Tylko pytanie, kto, a może nawet co, jest przeciwnikiem. Z twoich tekstów wnioskuję, że bezmyślna konsumpcja.
Tylko to jest zupełnie inny przeciwnik niż komuna. Walka z pieniądzem przy równoczesnej walce o pieniądz jest schizofreniczna. Rzeczywistość jest bardziej skomplikowana niż kiedyś. Dziś teksty muszą być głębsze. Przed 1989 rokiem wystarczyło powiedzieć: "nie zgadzam się". Nie trzeba było nawet mówić z czym, bo i tak wszyscy wiedzieli. Teraz trzeba więcej wyjaśnień i opisu.
Czasami śpiewacie o czymś, a wyjaśnienia przychodzą później. Od początku lat 90. nawoływaliście do samoograniczania
własnych potrzeb. To były czasy, gdy ludzie zachłysnęli się wolnym rynkiem. Z waszej strony był to bunt moralny. Dziś uzasadnienia dla takiej postawy przynosi nam rzeczywistość.
Podstawą jest zdrowy rozsądek i dotyczy to również korzystania z zasobów. Rabunkowa gospodarka, która wszystko niszczy, nie mieści się
w takim podejściu. Politycy myślą długością swoich kadencji. Ich nie interesuje, co kiedyś będzie z tym krajem, ziemią i powietrzem.
A da się to jakoś zmienić?
Nie, ale trzeba się starać. To jest trochę paradoks, bo wiem, że pewnych rzeczy nie da się zmienić, ale to nie znaczy, że trzeba przerwać walkę z nimi. My to naprawiamy, a oni to psują. Mamy mniejszą siłę, ale czyste sumienie, że nie przyglądaliśmy się biernie, jak oni wszystko rozwalali.
W czasie grudniowego koncertu Dezertera w Proximie zderzyłem się pod sceną z waszymi fanami, którzy są z zespołem od ponad 30 lat. Znają twoje teksty na pamięć i posługują się nimi jak dialogami z kultowych filmów. Czujesz odpowiedzialność za ten twardy elektorat?
Zespół istnieje tak długo, że dorobił się w miarę dużej publiczności. Choć zagranie w klubie na tysiąc osób w stolicy nie jest też żadnym wyczynem ani mistrzostwem świata. Gramy tam od dawna i te koncerty zawsze dobrze wyglądają. To wspaniałe wiedzieć, że gra się dla ludzi, którzy się w jakiś sposób z nami identyfikują.
Nikt nie rozlicza cię z tego, czy jesteś dalej niezależny?
Nie przejmuję się tym. Piszę teksty dla ludzi inteligentnych z nadzieją, że je zrozumieją. Nasza publiczność ma do nas tyle zaufania, że zgadza się z tym, co robimy. Reszta już dawno odpadła.
Pamiętasz jakiś kompromis w karierze Dezertera?
Były takie rozmowy na przełomie lat 80. i 90., gdy nasz ówczesny menedżer Maciek Chmiel namawiał nas, by wejść w poważny show-biznes i być bliżej mainstreamu.
Słynne "wpierw Dezerter, potem radio, Muzyczna Jedynka, kto się tam pokazuje, tego ja nie szanuję", śpiewał potem Kazik.
Ostatecznie Chmielowi się nie udało, a nam się nie chciało w to wchodzić. Tej pokusie się oparliśmy.
Kilka punkowych kapel, na przykład T.Love, nagrało
piosenki do radia.
Jak dziś patrzę na moje konto w Zaiksie, to myślę, że Muniek miał rację. Z drugiej strony nie o to chodziło w naszym zespole. Nigdy nie zakładaliśmy, że będziemy robić jakiekolwiek kariery.
Ostatnio nagraliście trzy kawałki. Czekam jednak na całą płytę.
Nagrywanie jest procesem długotrwałym. My jesteśmy zespołem, który bez grania koncertów nie jest w stanie utrzymać się na powierzchni. Samo nagrywanie płyt nie jest takie niezbędne. Część publiczności z przyjemnością usłyszy nowe piosenki, ale niekoniecznie kupi płytę.
Rozumiem, że żyjecie nie tylko z muzyki.
Niestety, w przypadku zespołu Dezerter nie da się żyć tylko z zespołu Dezerter.
Chodzisz do "normalnej" pracy?
Jestem grafikiem komputerowym, choć w czasie pandemii jestem w zasadzie bezrobotny. Robert (Matera, gitarzysta, wokalista, autor muzyki – red.) też zajmuje się multimediami, a Jacek (Chrzanowski, gitarzysta basowy, wokalista) jest też muzykiem sesyjnym, ostatnio gra na basie u Podsiadły.
Czyli skutki pandemii odczułeś na własnej skórze?
Od 20 lat udawało się być grafikiem, a teraz zobaczymy, co będzie dalej. Nie jest łatwo, bo niewiele firm z branży muzycznej teraz pracuje.
Artysta głodny to artysta płodny.
Płodnych artystów jest bardzo dużo, ale czy oni są bardziej wkurzeni, to nie wiem. Być może po prostu bardziej sfrustrowani...
Piszesz więcej tekstów?
Obawiam się, że ten rok jest stracony dla koncertowania. Przyjęliśmy założenie, że robimy nowy materiał na płytę. Jest szansa, że zamiast
grania koncertów nagramy album. Teksty zwykle są o tym, jak ja widzę rzeczywistość w momencie ich pisania, a to, że się sprawdzają też po 30 latach, to już nie moja wina.
Czujesz, że pandemia cię ogranicza?
Oprócz tego, że nie mogę pracować zarobkowo, czuje się bardzo zajęty. Bardziej niż przed nią.
Ale czym?
Różnymi rzeczami, których bym nie robił, gdybym nie musiał. Mamy zresztą wiosnę, więc trzeba pogrzebać w ziemi i posadzić trochę kwiatków. Wziąłem się też do przycinania drzew.
Czy sadzenie kwiatów jest punkrockowe?
Jest. Dbanie o ziemię i sprawianie tego, by było ładnie, jest bardzo punkowe (śmiech).
Widziałem, jak na OFF Festivalu w Katowicach graliście materiał z "Underground out of Poland". Kawałki z tej płyty mają ponad 30 lat, a cały czas są aktualne.
To było duże przeżycie. Myślę, że też dla tych kilku tysięcy ludzi. Było widać, że to wchodzi w nich, jakby to było wczoraj wymyślone. Nie jestem zwolennikiem odgrywania całych płyt na koncertach. Dałem się przekonać, bo ten album jest zbiorem piosenek z pięciu lat. To były strasznie ważne dla nas utwory, które ukazały się dopiero na płycie w Ameryce w 1987 roku. To dłuższa historia, ale ci, którzy znają zespół, doskonale ją znają, nie będę się więc powtarzał. Dzięki tej płycie zaczęliśmy jeździć po świecie, bo w końcu po kilku latach starań dostaliśmy paszporty. Takie to były czasy, że trzeba było prosić władzę o zgodę na wyjazd. Natomiast co do aktualności tekstów na tej płycie, jest tak jak na naszych innych płytach. Staram się opisywać zjawiska. A jak się później okazuje, rzeczywistość się zmienia, a zjawiska pozostają podobne. Społeczeństwo nie zmienia się tak szybko jak systemy polityczne.
Krzysztof Grabowski (ur. 1962) - współzałożyciel, perkusista i autor tekstów powstałego w 1981 r. punkrockowego zespołu Dezerter (początkowo działającego pod nazwą SS-20).
Czytaj więcej