"Nie jesteśmy na sprzedaż". Bosak o telefonach od polityków PiS
Wielu polityków, także z PiS, dzwoni do nas - jak brakuje im głosów do przyjęcia ustawy o wyborach korespondencyjnych, to ich szukają w Konfederacji, w PSL czy w PO. Do żadnych zakulisowych negocjacji nie przystąpimy - powiedział w środę kandydat Konfederacji na prezydenta Krzysztof Bosak.
W odpowiedzi na pytanie Radia Zet, czy zbojkotuje wybory prezydenckie, bądź - jak je określił b. lider PO, a teraz szef Europejskiej Partii Ludowej Donald Tusk "głosowanie przygotowane przez Jacka Sasina", Bosak oświadczył, że "do żadnych bojkotów" nie zamierza przystępować.
"Wielu polityków chce się umawiać teraz na spotkania"
Pytany, czy będzie zaskarżał wynik wyborów, stwierdził, że "to zależy, jak będą przebiegać, na bazie jakiego prawa będą uchwalone i jak to będzie wyglądać". - W tej chwili nie mamy prawa uchwalonego, więc tym bardziej trudno mówić o zaskarżeniu - dodał.
Odnosząc się do pytania, czy w Sejmie zagłosuje za ustawą o wyborach korespondencyjnych, gdy ta wróci z Senatu, Bosak oświadczył, że nie zagłosuje za nią, i - według niego - wszyscy inni posłowie Konfederacji również nie zamierzają poprzeć ustawy przygotowanej przez PiS.
ZOBACZ: Biedroń chce opodatkować m.in. Google i Facebooka
Pytany, czy ze strony PiS są zakusy na posłów Konfederacji, żeby przystąpili do ich klubu, Bosak stwierdził, że "oni wiedzą, że tak tego nie załatwią". - Ale oczywiście nasze telefony w ostatnim tygodniu się rozdzwoniły. Okazało się, że politycy, którzy pomijają nas, ignorują, wypowiadają się pogardliwie, jednak znają nasze numery telefonów - powiedział. Jak dodał, "wielu polityków do mnie dzwoniło, wielu chce się umawiać teraz na spotkania". Przyznał też, że dzwonili do niego politycy Prawa i Sprawiedliwości i koalicjantów PiS.
- Ale my nie jesteśmy na sprzedaż. Do żadnych zakulisowych negocjacji przystępować nie będziemy. Jeżeli PiS był zainteresowany współpracą z Konfederacją, to dobry moment na to był tuż po wyborach, przed sformowaniem nowego rządu. Tak to się robi w demokracji. Natomiast w tej chwili, jak im kilku głosów brakuje i rozpaczliwie zaczynają szukać, a to w PSL-u, a to w Konfederacji, a to w Platformie Obywatelskiej, i chcą przeciągać posłów, to rolą każdego mądrego klubu opozycyjnego jest pilnować, żeby szeregi mieć zwarte i żeby zobaczyć, czy ta większość rządowa jest, czy nie jest - powiedział poseł Konfederacji.
Bezwzględna większość głosów
We wtorek lider Porozumienia Jarosław Gowin zaznaczył, że ostateczne decyzje jego partii w sprawie głosowania nad specustawą o przeprowadzeniu korespondencyjnie wyborów prezydenckich w 2020 r. zapadną, gdy ustawa wyjdzie z Senatu. Zaznaczył, że 6 maja ustawa ma być głosowana w Senacie.
ZOBACZ: Jak zagłosuje Porozumienie ws. wyborów korespondencyjnych?
- Po tym, gdy zapoznamy się ze stanowiskiem Senatu, Porozumienie podejmie decyzje, w jaki sposób głosować. Do tego czasu chcielibyśmy uciąć wszelkie spekulacje na ten temat - powiedział były wicepremier, który od kilkunastu dni prowadzi rozmowy z przedstawicielami ugrupowań sejmowych w sprawie swojej propozycji.
Do odrzucenia ewentualnego sprzeciwu lub poprawek Senatu do ustawy wymagana jest bezwzględna większość głosów – o głos więcej, niż wszystkich pozostałych głosów (przeciw i wstrzymujących się). Obecnie klub PiS liczy 235 posłów, spośród których 18 to posłowie koalicyjnego Porozumienia.