Areszt za obronę konieczną? Po 3 strzałach ostrzegawczych, postrzelił napastnika
Pan Krzysztof z Katowic wyszedł z bronią czarnoprochową do sklepu. Zabrał ją, bo bał się napadu ze strony mężczyzn, którzy już wcześniej mu grozili. Zaatakowali, więc oddał trzy strzały ostrzegawcze, a gdy to nie pomogło, postrzelił jednego w nogę. Pan Krzysztof trafił do aresztu i usłyszał zarzut usiłowania zabójstwa. Reportaż "Interwencji".
- Mój mąż jest normalnym, spokojnym, 50-letnim człowiekiem. Pracował normalnie, od roku mieszkamy razem, jesteśmy od niedawna po ślubie. On chciał ich odstraszyć, działał w naszej obronie.
Mieli w rękach pałki i kastety
21 marca tego roku, ulica Wodna w Katowicach, godzina 23. Z kamienicy wychodzi pan Krzysztof z żoną. Po chwili podchodzi do nich dwóch mężczyzn, mają przy sobie pałki i kastety.
- Wychodziliśmy z mieszkania, nie wiem nawet, jak się pojawił ten człowiek. Taki przypakowany, wiem, że ma na imię Daniel. Do niego dołączył drugi. Z wizerunku tylko wiem, że chudy.
- Ten chudy zaczął mnie szarpać, zaczęliśmy się szamotać. Tak mnie uderzył pałą, że zrobił mi ranę sześć centymetrów na dziesięć. Przez kilkanaście dni nie mogłam stanąć na nodze - opowiada pani Gabriela.
W pewnym momencie pan Krzysztof oddał strzał.
- Nie wiedziałam, że miał broń hukową. Nie chciał nikomu na pewno zrobić krzywdy, tylko się bronił. Trafił jednego w nogę - relacjonuje pani Gabriela.
Pan Krzysztof to 54-letni kontroler energii elektrycznej. Tamtej nocy razem z żoną wyszedł do sklepu po papierosy. To z nią rozmawiamy o zdarzeniu. Według niej napastnikami byli mieszkający w sąsiedztwie Marcin B. i Daniel S. Po oddaniu strzałów pan Krzysztof z żoną uciekli do kamienicy. Na miejscu pojawiła się policja.
WIDEO: Reportaż "Interwencji" o postrzeleniu w Katowicach
Policjanci także zostali zaatakowani
- Policjanci podczas interwencji udzielali pierwszej pomocy osobie rannej postrzelonej i wówczas zostali zaatakowani przez trzecią osobę. Policja użyła broni wobec mężczyzny, który zaatakował policjantów - informuje Agnieszka Żyłka z Komendy Miejskiej Policji Katowice.
Tą osobą był brat postrzelonego Marcina B. To on zaatakował policjantów.
Następnego dnia aresztowano pana Krzysztofa. Postawiono mu zarzut usiłowania zabójstwa. Prasa pisała o porachunkach gangsterów.
- Nie powiedziałbym, że mój klient jest gangsterem. Posiadał broń czarnoprochową, na którą nie jest wymagane pozwolenie i której nie zamierzał w ogóle używać w innym celu aniżeli odstraszenia przeciwników. Z jego relacji wynika, że to on został napadnięty kilka dni wcześniej przez m.in. Daniela S. Wielokrotnie był niszczony jego samochód, za szybą znajdowały się kartki z wisielcami - mówi Wojciech Zięba, prawnik, obrońca pana Krzysztofa.
- Oni niedawno wyszli z więzienia, jak się nie mylę. Ta ulica jest niebezpieczna - opowiadają okoliczni mieszkańcy.
W aktach sprawy rzeczywiście znajdujemy informację, że pan Krzysztof miał zostać dzień wcześniej pobity przez Marcina B. i Daniela S. Bał się, więc nosił przy sobie broń. Gdy został zaatakowany, oddał trzy ostrzegawcze strzały w powietrze, ale to nie odstraszyło napastników. Czwarty strzał trafił Marcina B. w nogę. Dotarliśmy do mieszkania, gdzie jest zameldowany. Mimo dwóch prób, nie zastaliśmy go.
"Boję się, gdy wychodzę do pracy"
- Zaskakujące jest to, że osoby, które były w tym zdarzeniu napastnikami, co potwierdzają również świadkowie, pozostają na obecną chwilę na wolności - mówi Wojciech Zięba, obrońca Krzysztofa S.
- Pojawiła się osoba na podwórku, która wykrzykiwała: k*** łódzkie. Tyczy się to tego, że mój mąż nie ma takiego jakby czystego pochodzenia śląskiego - opowiada pani Gabriela.
Pan Krzysztof nie miał problemów z prawem, nie był wcześniej karany. Zapytaliśmy prowadzącą sprawę prokuraturę, dlaczego to właśnie on został aresztowany, dlaczego odmówiono mu kontaktu z rodziną i czy brany jest pod uwagę scenariusz, że działał w obronie własnej i żony.
W odpowiedzi czytamy, że areszt wynika z wagi postawionych zarzutów i obawy, że pan Krzysztof miałby wpływać na świadków zdarzenia, w tym na swoją żonę. Kwestia czy to on mógł się bronić przed napastnikami, jest rozpatrywana przez śledczych.
- Ja po prostu boję się czasem wyjść do pracy. I jak jest ciemno. Rano nie wiem, kogo zastanę na podwórku, za bramą i co mi ktoś zrobi. Bo oni wszyscy... ich jest dużo, pełno. To są koledzy, którzy mają do czynienia z prawem. Do tego dochodzą narkotyki, ja się tych ludzi boję - podsumowuje pani Gabriela.