W ciągu kilku godzin zebrano ponad 400 tys. zł na operację Mai. Aparat mógł wrosnąć jej w głowę
Mózg 11-letniej Mai Klucznik z Wrocławia rośnie szybciej niż czaszka. Dziewczynka cierpi na rzadką chorobę genetyczną, zespołu Aperta. Niecały miesiąc temu przeszła skomplikowaną i kosztowną operację w szpitalu w Filadelfii. Maja ma przytwierdzone do czaszki specjalne urządzenie, które powinno zostać wkrótce zdjęte. Na zabieg zabrakło pieniędzy. W sobotę wieczorem zebrano brakującą kwotę.
Rokowania były dramatyczne. Po urodzeniu lekarze dawali Mai zaledwie kilka miesięcy życia, ale jej rodzice nie poddali się. Podjęli walkę o zdrowie córki, którą toczą do dziś.
Jak opowiadają, najważniejsza była pierwsza operacja, gdy Maja miała 6 miesięcy. Później były kolejne, w sumie aż kilkanaście. Każdy zabieg ratował życie dziecka.
- Specyfika zespołu Aperta jest taka, że kości czaszki nie rosną, rosną natomiast inne organy, przede wszystkim mózg - opowiada tata Mai.
Gdyby nie operacje, dzięki którym mózg ma więcej miejsca, mogłoby dojść do wzrostu ciśnienia wewnątrzczaszkowego, a w konsekwencji do wylewów i śmierci dziecka.
"Ona się nie skarży"
- Maja wszystko to znosi bardzo dzielnie. Gdy jest przykuta do łóżka, fotela, kiedy ma zainstalowane wszystkie te urządzenia na głowie czy rękach, stara się podchodzić do tego z uśmiechem. Często nie mówi nawet, że ją coś boli. My to wiemy, czujemy, ale nie ma z jej strony żalu w związku tą sytuacją. Ona się nie skarży... - tłumaczył Tomasz Klucznik, tata Mai.
19 marca w klinice w Filadelfii dziewczynka przeszła kolejną już kluczową operację w swoim życiu.
- To był jeden z najbardziej skomplikowanych zabiegów, jaki wykonuje się u pacjentów dotkniętych zespołem Aperta. Fachowo nazywa się to monoblok. Nacięto kości głowy dziewczynki i zainstalowano do nich specjalny aparat (dystraktor - red.), dzięki któremu dokonuje się wyciągnięcia kości czaszki - opisuje tata Mai.
Wideo: Bez operacji aparat wrośnie w głowę Mai. Potrzeba 380 tys. zł
Teraz, w tej samej klinice Maja, musi przejść kolejną operację - usunięcia dystraktora.
- Żeby przyjechać do USA, musieliśmy wpłacić 368 tys. dol. na konto szpitala. Taki był szacunkowy koszt tych dwóch operacji i wszystkich zabiegów wycenionych przez szpital. Niestety, w wyniku poważnych komplikacji jakie wystąpiły podczas pierwszego zabiegu potrzebne były kolejne usługi. Z ich powodu kwota terapii wzrosła i przewyższa już tę sumę, którą wpłaciliśmy - tłumaczy Tomasz Klucznik.
ZOBACZ: Wielki odzew widzów Polsatu. Antoś zebrał pieniądze na operację w USA
Ze względu na nadzwyczajne okoliczności, rodzice muszą teraz uzbierać około 90 tys. dolarów (ok. 380 tys. zł - red.), aby lekarze wykonali drugą operację i usunęli aparat z głowy Mai. Czas nagli.
- Zostawienie tego aparatu spowoduje, że późniejsza operacja ściągnięcia aparatu będzie się wiązała z zagrożeniem życia. Aparat, wrośnie w głowę Mai - przyznaje tata dziewczynki.
Pomóc Mai można za pośrednictwem internetowej zbiórki.
W sobotę po godzinie 20 wymagana kwota została zebrana. Teraz wynosi już ponad 425 tys. zł. W dużej mierze dzięki widzom Polsat News i użytkownikom polsatnews.pl. Dziękujemy!
Czytaj więcej