Pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym. Pomagają drony wykorzystywane w Czarnobylu
Rozpoczęła się piąta doba gaszenia pożaru bagiennych łąk i lasu . W lokalizowaniu źródeł ognia pomagają drony FlyEye wyprodukowane przez polską firmę. Wcześniej wykorzystywano je w akcji prowadzonej na Ukrainie. Płomienie w strefie wykluczenia wokół Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej pojawiły się 4 kwietnia.
Pożar w tzw. basenie środkowym Biebrzańskiego Parku Narodowego trwa - z przerwami - od niedzielnego wieczora. Szacunki strażaków i parku narodowego mówią o powierzchni ok. 6 tys. ha, które dotąd objął. W działaniach bierze udział kilkaset osób, w tym blisko 360 strażaków zawodowych i OSP oraz 50 żołnierzy WOT, służby parku narodowego i leśnicy, wspierani m.in. przez policję, SG czy okolicznych mieszkańców.
W nocy z czwartku na piątek teren w newralgicznych miejscach, przede wszystkim tam, gdzie ogień mógłby zagrozić okolicznym miejscowościom, był dozorowany z ziemi przez strażaków, ale też monitorowany z powietrza z użyciem helikopterów i dronów FlyEye. Wyprodukowała je polska firma WB Electronics.
- Bezzałogowce są opracowane i produkowane przez spółki Grupy WB, której współudziałowcem jest Skarb Państwa w postaci Polskiego Funduszu Rozwoju. FlyEye są wykorzystywane przez Gwardię Narodową Ukrainy w całodobowej obserwacji Strefy Wykluczenia wokół Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej. Wcześniej używano ich także do lokalizowania ognisk pożarów w obszarze przy nieczynnej siłowni atomowej, obecnie monitorują teren - czytamy w komunikacie prasowym.
"Chodzi o to, by pożar nie objął nowych terenów"
- W sumie cały czas w takim dozorze, ale i w akcji gaśniczej tam, gdzie było to możliwe w warunkach nocnych, działało ok. 150 strażaków - poinformował oficer prasowy KW PSP w Białymstoku Marcin Janowski. - W nocy wycofaliśmy część sił i środków, ale działania gaśnicze w żaden sposób nie zostało przerwane, a jedynie ograniczone do tych stref bezpiecznych. Chodziło głównie o to, by pożar nie objął nowych terenów - dodał. Ocenił, że to się udało.
Loty drona z termowizją i patrolowych śmigłowców wskazały, że pożar jest punktowo np. w lesie wroceńskim. W pobliżu miejscowości Grzędy i przy Kanale Woźnawiejskim, ale ta sytuacja nie pogorszyła się w nocy.
Po pełnym porannym rozpoznaniu lotniczym, w piątek ma być kontynuowana taktyka działań, która sprawdziła się dzień wcześniej. Chodzi o dużą częstotliwość zrzutów wody przez samoloty gaśnicze i śmigłowiec. Jak podał Janowski, w czwartek samoloty zrobiły ponad 60 takich zrzutów; śmigłowiec, który bez lądowania nabierał wodę na miejscu - ok. 200.
"Sytuacja zmieniła się na lepsze"
W miejscach takich zrzutów potem prowadzone jest dogaszanie przy użyciu podręcznego sprzętu przez strażaków, którzy są na ziemi.
- Widzimy tego efekty, dzisiejszy poranek wygląda całkowicie inaczej, niż wczorajszy, nawet optycznie sytuacja zmieniła się na lepsze - mówił Janowski.
ZOBACZ: Pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym. "Sytuacja jest poważna, ale opanujemy ten żywioł"
Wiosenne pożary suchych traw i trzcinowisk są nad Biebrzą co roku, ale trwający obecnie jest największym w historii działalności tego parku. W dużej części objął obszary torfowe i tam ogień może bardzo długo tlić się pod powierzchnią gruntu i wzniecać się wskutek porywów wiatrów. W minionych latach jedynym sposobem na takie pożary były obfite opady deszczu.
Biebrzański Park Narodowy jest największym w Polsce, zajmuje ok. 59 tys. ha. Chroni cenne przyrodniczo obszary bagienne. Jest ostoją wielu rzadkich gatunków, zwłaszcza ptaków wodno-błotnych i łosi.