"Płakaliśmy nad Australią...". Biebrzański Park Narodowy nie ma już pieniędzy na akcję gaśniczą
Katastrofalny pożar Biebrzańskiego Parku Narodowego wciąż trwa. Płonie unikalna w skali Europy ostoja ptaków wodno-błotnych, a jednocześnie "ojczyzna" łosi. Fundusze na akcję gaśniczą skończyły się w poniedziałek. Władze Parku wystosowały apel o wsparcie finansowe.
Pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym nie ustępuje ze względu na katastrofalną suszę i trudne warunki dotarcia do źródeł pożogi. Olbrzymie siły zaangażowane w akcję (w tym kilka samolotów) nie zdołały do tej pory powstrzymać ognia.
ZOBACZ: Lasy płoną mimo zakazu wstępu. "Podpalacza zakaz nie przekonuje"
Park rozpoczął zbiórkę pieniędzy na sprzęt dla strażaków-ochotników do dalszej walki z ogniem.
Płonie ptasi raj
"Przejmowaliśmy się niedawno i płakaliśmy nad Australią... Dziś płonie największy polski park narodowy, jedne z najlepiej zachowanych torfowisk w Europie. To ptasi raj. Tysiące gęsi, kaczek, wiele batalionów, rycyków, kulików zatrzymywało się tu na wiosennych migracjach, by się wzmocnić przed dalszą wędrówką. W nieprzebytych bagiennych lasach są ostoje rzadkich dzięciołów, sów, bielików, czy orlików grubodziobych - najrzadszych orłów Europy" - napisał Andrzej Grygoruk, dyrektor Biebrzańskiego Parku Narodowego zwracając się z prośbą o pomoc.
Pożar o powierzchni dwóch tysięcy boisk piłkarskich
"Odnotowano tu ponad 280 gatunków ptaków, w tym wiele rzadkich i gdzie indziej ginących, takich jak dubelt, cietrzew, wodniczka. To miejsce, gdzie mogliśmy podziwiać łosie, bo tu własnie jest ich najwięcej w całym kraju i tutaj przetrwały okres nadmiernych polowań. Żyją tu rysie, kilka rodzin wilków...nie czas wszystko wymieniać... Mszyste torfowiska tworzyły się tu powoli od tysięcy lat, tworząc mokrą, bagienną gąbkę, dającą najlepszy, bo naturalny magazyn retencyjny, w tak suchych ostatnio latach. To przyrodnicza perła, bo w ostatnim stuleciu osuszono aż 86 proc. wszystkich torfowisk Polski. Rzadkimi roślinami zachwycają się naukowcy całej Europy - wyliczał w swoim apelu dyrektor Parku.
"Ten tragiczny pożar trawi wszystko... dziś rano miał powierzchnię blisko 1,5 tys. ha, to prawie tyle, co 2 tysiące boisk piłkarskich! A tak bardzo się powiększył" - dodał Andrzej Grygoruk.
ZOBACZ: Spłonęły sarny i ptaki. Strażacy walczą z koronawirusem, a podpalacze przeszkadzają
Dyrektor BPN podziękował za dotychczasową pomoc, ale podkreślił, że bez wsparcia nie uda się uratować Parku. Środki, jakimi dysponowały władze Parku na wypadek pożarów (150 tys. zł, w tym dofinansowanie z funduszu leśnego Lasów Państwowych) skończyły się w poniedziałek.
Jeden kurs samolotu gaśniczego to koszt 10 tys. zł
One wystarczały w przypadku zazwyczaj wybuchających na tych terenach pożarów, które zwykle mają powierzchnię do 200 ha rocznie. Tymczasem tylko w kwietniu ogień objął obszar blisko 2 tys. ha. "Teraz intensywnie staramy się o dodatkowe wsparcie i dotacje na pokrycie kosztów nalotów samolotami gaśniczymi, jeden kurs to koszt ok. 10 tys. zł" - apelował szef BPN.
WIDEO: materiał "Wydarzeń"
Zebrane środki mają być przeznaczone na zakup m.in. tłumic do ręcznego gaszenia, małych motopomp (można je przenosić w niedostępny teren, służą do pobierania i gaszenia wodą z bagien, cieków wodnych) oraz paliwa na dojazdy.
Pożar skomplikowany w swojej naturze
- Ten pożar jest skomplikowany w swojej naturze, bo płoną torfowiska, nieużytki, jest bardzo sucho. Pali się i to co jest na gruncie, ale też w wielu miejscach torfowiska są zakępione, w związku z tym jak ogień wniknie w te kępy, mówiąc językiem obrazowym, przechowuje się tam i w momencie, kiedy pojawi się podmuch wiatru, ten ogień na nowo się rozdmuchuje. Taka jest specyfika tego pożaru - powiedział Artur Wiatr z Biebrzańskiego Parku Narodowego.
ZOBACZ: Podpalono drewno przygotowane do sprzedaży. Walka strażaków o uratowanie lasu
Dodał, że w związku z tym to, że gdzieś nie ma ognia w danym momencie, nie oznacza, że nie będzie go tam za jakiś czas, bo może się rozniecić w każdej chwili. Park ocenia, że pożar rozniecił się w miejscach, gdzie - z powodu braku dostępu w poniedziałek - nie udało się dotrzeć.
- Ze względu na trudnodostępny teren bagienny, strażacy nie mogą wszędzie bezpośrednio dotrzeć - poinformował zastępca naczelnika wydziału operacyjnego Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Białymstoku Wojciech Łapiński.
Czytaj więcej