Kryzys po amerykańsku. Wielkie bezrobocie, wysokie zasiłki dla tracących pracę
Wcale nie jest tak, że w kryzysie wszystko wpada w otchłań. Doświadczają tego Amerykanie. Nawet jak tracą pracę, to dostają bardzo wysokie zasiłki. A inwestorzy finansowi mogą zarobić na mocnym dolarze i rosnących wskaźnikach giełdowych.
Nie ma w tej chwili kraju bardziej dotkniętego przez epidemię koronawirusa niż Stany Zjednoczone. Liczba zarażonych sięgnęła już 700 tysięcy, a ofiar śmiertelnych jest prawie 35 tysięcy. Nie ma też kraju, który wprowadziłby tak wielki jak USA pakiet osłonowy dla gospodarki. Jego wartość to 2,2 biliona dolarów. Dla porównania, gdy zsumujemy już uchwalone przez polski parlament tarcze antykryzysowe i dopiero zapowiadaną przez rząd tarczę finansową to otrzymamy kilkaset miliardów złotych.
Bez pracy, ale z pieniędzmi
Przez ostatni miesiąc pracę straciło ponad 21 milionów Amerykanów. Mniej więcej tyle miejsc pracy udało się stworzyć w USA przez ostatnie 12 lat. I jeszcze jedno porównanie – liczba nowych bezrobotnych w Stanach Zjednoczonych jest wyższa niż liczba wszystkich miejsc pracy w Polsce (16,6 mln). Bezrobocie w USA jest największe od 1975 roku.
ZOBACZ: "Mój królu, moje serce, mój przyjaciel". Wdowa po Bryancie w rocznicę ślubu
Nawet właśnie ogłoszony przez prezydenta Donalda Trumpa plan stopniowego uruchamiana gospodarki nie zatrzyma – zdaniem ekonomistów – procesu dalszego kurczenia się rynku pracy. Za kilka miesięcy stopa bezrobocia może przekroczyć granicę 15 proc. W Polsce spodziewany jest wzrost tego wskaźnika z 5,5 proc. do 8 proc.
W ramach amerykańskiego programu stymulowania gospodarki kwota zasiłku dla bezrobotnych wzrosła o 60 proc. Każdy tracący pracę z powodu epidemii dostaje 600 dolarów tygodniowo (15 dolarów na godzinę). Inna sprawa, że tak wysokie świadczenie wypłacane będzie tylko (albo aż) przez pierwsze cztery miesiące.
Kryzysowa wypłata dla bezrobotnego to równowartość dwóch trzecich średniej płacy w USA sprzed epidemii Covid-19. Dochodzi nawet do sytuacji paradoksalnych, że w niektórych branżach zasiłek jest wyższy od wynagrodzenia otrzymywanego przez pracujących. Niewykluczone więc, że w ostatnich tygodniach wielu Amerykanów z premedytacją wybrało bezczynność zamiast aktywności zawodowej. Pewnie liczą, że za cztery miesiące uda się wrócić na rynek pracy.
Mocny dolar i giełda
Gospodarce pomaga nie tylko rząd w Waszyngtonie, ale i bank centralny (Fed), który kupuje ogromne ilości obligacji skarbowych, także od poszczególnych miast i stanów. Wszystkie te centralne bodźce ekonomiczne są przez inwestorów finansowych na całym świecie przyjmowane bardzo dobrze. Program stymulacji gospodarczej jest uznawany za wiarygodny i skuteczny.
ZOBACZ: Przez zakaz wstępu do lasów, przyroda odżyła. "Zwierzęta pozbyły się strachu"
Tym trzeba tłumaczyć wyjątkową w ostatnim czasie siłę i dolara i giełdowych wskaźników z Wall Street. Znów zadziałała reguła: „jak źle się dzieje, to cała nadzieja w Stanach Zjednoczonych”. Amerykańskie aktywa są teraz traktowane jak bezpieczna przystań.
Jeszcze 9 marca za euro płacono więcej niż 1,14 dolara, teraz kurs nieznacznie przekracza 1,08.
Indeks amerykańskiej giełdy S&P-500 przez ostatnie 15 dni poszedł w górę o ponad 27 proc.. To największy taki wzrost od 1933 roku, czyli od czasu, gdy świat zaczął wychodzić z wielkiego, kilkuletniego kryzysu ekonomicznego. Inne wskaźniki z Wall Street - Dow Jones i Nasdaq - zachowują się podobnie jak S&P-500.
Analityk rynków finansowych Piotr Kuczyński nie bardzo wierzy, że poszczególne gospodarki – także amerykańska – pokażą nam na wykresach literę V, że po spektakularnych spadkach, szybko i równie efektownie ruszą w górę. Przeszkodą mogą być tu nawroty pandemii w kolejnych kwartałach. Piotr Kuczyński literę V rezerwuje natomiast dla światowych rynków finansowych. Dzisiejsza siła dolara i Wall Street może być zwiastunem tego trendu.
Czytaj więcej