"Widzę 30-latków, którzy są krytycznie chorzy". Polski lekarz o dramacie w Nowym Jorku
- Powiedziano, że jeśli ktoś będzie wypisany, zagra muzyka, żeby to celebrować. Chyba jeszcze jej nie słyszałem - powiedział w rozmowie z korespondentką Polsat News anestezjolog dr Wojciech Reiss, który w szpitalu w Nowym Jorku codziennie walczy o życie pacjentów chorych na COVID-19. Jak powiedział jest to choroba straszna nawet dla młodych, a w stanie krytycznym znajdują się także i 30-latkowie.
Tylko w ciągu minionych 24 godzin bilans ofiar śmiertelnych epidemii w USA wzrósł o 1509 osób. Dotychczas w Stanach Zjednoczonych zmarło 23,5 tys. osób - najwięcej w stanie Nowy Jork - 10085.
Dr Wojciech Reiss jest anestezjologiem w nowojorskim szpitalu Mount Sinai. Jak powiedział, na co dzień ma do czynienia z pacjentami w stanie krytycznym.
- Nie zajmuję się nimi w zakresie ciągłej opieki. Jestem wzywany do krytycznych momentów, kiedy potrzebna jest interwencja anestezjologa. Głównie przeprowadzamy intubację, zakładamy linię centralne, tudzież pomoc w czasie ostatnich momentów życia tych pacjentów - powiedział w rozmowie z korespondentką Polsat News Magdą Sakowską.
Jak przyznał, jego szpital jest pełny. - Przyjmujemy więcej pacjentów, niż mamy miejsc, a jak tylko zwalniają się miejsca, pacjenci wchodzą do tych pokoi - dodał.
ZOBACZ: 50 osób zakażonych koronawirusem w toruńskim szpitalu. Większość to personel
"Nigdy nie wiemy, komu się uda"
Na koronawirusa nie ma opracowanego leku ani szczepionki. - Próbujemy jakoś przetrzymać tych pacjentów przez te okresy najsilniejszej infekcji i liczymy na to, że kiedy ona się skończy, pacjenci będą w stanie wrócić do zdrowia - powiedział dr Reiss. Przyznał jednak, że "niestety choroba ciągle z nami wygrywa".
- Przedwczoraj powiedziano, że jeśli ktoś będzie wypisany, to będzie grać muzyka w szpitalu, żeby celebrować to. Chyba jeszcze nie słyszałem muzyki w szpitalu - powiedział.
ZOBACZ: Koronawirus zabije około 60 tysięcy Amerykanów. "Nie czujemy, że najgorsze już za nami"
Jak podkreślił, większość osób przejdzie chorobę bez objawów lub z objawami niegroźnymi. On z kolei ma do czynienia z tymi, których COVID-19 pokonał.
- Nigdy nie wiemy, kto będzie kim. Komu się uda, a komu się nie uda - dodał.
Jak powiedział, to choroba "straszna nawet dla młodych". - Ja widzę 30-latków, którzy są krytycznie chorzy i nie za bardzo widzimy jakieś towarzyszące schorzenia, które by ich predysponowały do tej choroby - mówił.
ZOBACZ: 9-latka chora na białaczkę wyzdrowiała z COVID-19
"Rodziny stoją przed szpitalem"
Dr Reiss zwrócił także uwagę na sytuację rodzin osób chorych. - To okropny dramat tych ludzi, ponieważ ci, którzy są mniej chorzy, mają telefony i jakoś komunikują się. Absolutnie nikt nie jest wpuszczany do szpitala, tylko personel. Ja widzę te rodziny stojące na zewnątrz, próbujące się (czegoś - red.) dowiedzieć. W Nowym Jorku ludzie mówią wieloma językami. Są ludzie, którzy nie mówią po angielsku, a mają najbliższych w środku i nie są w stanie się dowiedzieć, co się z nimi dzieje - powiedział.
- To coś, z czym nigdy nie mieliśmy do czynienia. Czy się boję? To nie jest najlepsze słowo. Obawiam się. Nigdy nie zastanawiałem się nad tym, że pacjent jest zagrożeniem dla mnie. Wszystko co robiłem przez blisko 30 lat pracy, to zabezpieczenie pacjenta przede mną - mówił.
WIDEO: dr Wojciech Reiss w Polsat News
Anestezjolog powiedział także o trudach pracy w sterylnych kombinezonach, który musi zmieniać kilkadziesiąt razy dziennie. - Wszystko jest plastikowe, bardzo trudno pracować, oddychać przez maskę. Zawijamy się w folię, żeby się zabezpieczyć - dodał.
- Dziesiątki razy dziennie ubieranie, rozbieranie. Potem jest wyjście do domu i jest to wielka obawa, czy nie przyniosę tego do domu, nie zakażę swoich bliskich - powiedział dr Reiss w rozmowie z Magdą Sakowską.
Czytaj więcej