"Człowiek czuje, jak mu miażdży klatkę piersiową." Polski piłkarz o walce z Covid-19
- Zacząłem odczuwać wszelkie możliwe symptomy - ogólne osłabienie, ból głowy, wysypkę. Potem pojawiły się bardzo wysoka temperatura i kaszel tak mocny, że człowiek zaczyna się obawiać, że się udusi. W tym momencie zdecydowałem się pojechać do szpitala - tak o walce z Covid-19 opowiadał w Polsat News Jarosław Cecherz od 20 lat mieszkający w USA.
- Teraz czuję się normalnie, zdrowo, natomiast to, co przeszedłem 3 tygodnie temu było ogromnym przeżyciem - relacjonował Cecherz, były piłkarz Widzewa Łódź.
- To, co zmusiło mnie do pójścia do szpitala to poprzedzająca decyzję noc. Myślę, że to był szczyt walki mojego organizmu z tym wirusem. Człowiek czuje, jak mu miażdży klatkę piersiową, jak nie może oddychać, majaczy, nie ma mowy o śnie. Duszność nieprawdopodobna, ból w klatce piersiowej również - dodał.
Rozmówca Polsat News wspominał, że amerykańskie szpitale są przygotowane do przyjmowania pacjentów z podejrzeniem Covid-19.
- Człowiek prowadzony jest do odizolowanego gabinetu, tam wykonywane są badania. Momentalnie robią zdjęcie klatki piersiowej, EKG, wymaz z nosa, pobierają krew. Po trzech godzinach w gabinecie, bo łączą się telefonicznie, dostałem telefon, że mogę iść do domu. Wypuszczono mnie więc tego samego dnia. Chorowałem wtedy tydzień - wyjaśnił.
"Wszystko ma metaliczny posmak, nawet woda"
Cecherz, z każdym dniem po powrocie, zaczynał czuć się lepiej. Razem z nim w domu były także dzieci, o które się obawiał. Po dwutygodniowej kwarantannie okazało się, że nie wystąpiły u nich objawy Covid-19.
- Po wypuszczeniu, codziennie kontaktował się ze mną departament zdrowia. Nie dostałem żadnych leków ani zaleceń - co jeść, co pić. To po prostu walka organizmu z tym wirusem - mówił.
Były piłkarz w trakcie choroby schudł 15 kilogramów.
- Powinno się wtedy jeść, aby nie osłabiać organizmu, ale, z drugiej strony, nic nie smakuje, wszystko ma posmak metaliczny, nawet woda - stwierdził.
WIDEO: Polak w USA o walce z Covid-19
"Społeczeństwo amerykańskie nie zdało egzaminu z odpowiedzialności"
- Społeczenstwo amerykańskie nie zdało egzaminu z odpowiedzialności. Czytałem wywiad z panią doktor z Nowego Jorku - nazwała to rozpędzonym pociągiem pospiesznym. Całkowicie się z tym zgadzam, to nie do zatrzymania. Jeśli nie zostaną wprowadzone diametralne zobowiązania, np. całkowity zakaz wychodzenia, może być to długa, nieskuteczna walka - prognozował Cecherz.
Zaznaczył, że wielu mieszkańców USA uważa, że "źle się nie czuję, więc nie mam wirusa".
ZOBACZ: USA: blisko 2 tys. zgonów zakażonych koronawirusem w ciągu doby
- A przecież są sytuacje, gdy ludzie to przechodzą i nie odczuwają żadnych symptomów. Po chorobie i pozwoleniu od departamentu zdrowia, wyszedłem z psem na spacer. Jestem przerażony liczbą ludzi na zewnątrz. Nałożone restrykcje nie są respektowane. Amerykanie chodzą, grupują się w dużych miejscach - relacjonował.
Rodzina Cecherza mieszka w Polsce. Mężczyzna pozostaje z nią w stałym kontakcie.
- Mówię im - marzyłbym, by to, co wprowadził polski rząd, zostało wprowadzone w USA. Chciałbym nawet, aby był całkowity zakaz opuszczania pomieszczeń. Wiem, że wiąże się to z problemami, ale są na to sposoby - np. pomoc armii. Apeluję gorąco - siedzieć w domu i przestrzegać zasad. Wszędzie w tej chwili jest niebezpiecznie - spuentował.