Jolanta Duda walczy w sądzie, by zostać prezydentem Polski
- Jestem gotowa, by stanąć na czele państwa i służyć naszej Rzeczypospolitej Polskiej - mówiła Jolanta Duda z Chełma (woj. lubelskie) jeszcze w grudniu ubiegłego roku. Dziś musi zmierzyć się z wielkim wyzwaniem. Według Państwowej Komisji Wyborczej Duda nie zebrała odpowiedniej liczby podpisów. Teraz chce udowodnić w Sądzie Najwyższym, że koronawirus utrudnił jej start w majowych wyborach.
Duda nie zebrała wymaganych 100 tys. podpisów poparcia, co jest konieczne, by startować w wyborach prezydenckich. - Nie udało się to przez koronawirusa. Od 9 marca zbiórka stała się niemożliwa - tłumaczy Jolanta Duda w rozmowie z "Kurierem Lubelskim".
ZOBACZ: Kaczyński: zgodnie z konstytucją nie ma możliwości odłożenia wyborów, szczególnie na rok
- Państwowa Komisja Wyborcza dyskryminuje mnie ze względu na nazwisko - przekonuje. Nie zamierza jednak poddawać się w wyścigu o fotel prezydenta, dlatego zwróciła się do Sądu Najwyższego. Ma nadzieję, że zaistniałe okoliczności zostaną uznane za przeszkodę, która uniemożliwiła jej zebranie wymaganej liczby podpisów.
"Na miejscu dowiedziałam się, że moje głosy już policzono"
Duda liczy na to, że decyzja sądu pozwoli jej kandydować. - Złożyłam do Sądu Najwyższego uzupełnienie, w którym zamieściłam informację na temat przebiegu składania podpisów do PKW. Moje głosy miały być liczone 19 marca, pojechałam nawet wtedy do Warszawy - spotkałam się z wielkim utrudnieniem, ponieważ wiele przejazdów w tym czasie zostało odwołanych. Dojazd do stolicy trwał wiele godzin, po czym na miejscu dowiedziałam się, że moje głosy zostały już policzone. Jestem zbulwersowana i uważam, że jest to dyskryminacja - mówi w rozmowie z polsatnews.pl Jolanta Duda.
Chełmianka proponuje przesunięcie terminu wyborów prezydenckich. - W tym momencie ich organizacja jest niemożliwa. My sobie nie zdajmy nawet sprawy z tego, jakie wyzwania są przed nami. Rząd nie liczy się z opinią społeczeństwa. Według badań 73 proc. obywateli chciałoby odłożyć ten termin. Ludzie są przerażeni, martwią się o środki do życia, a my słyszymy w tym czasie głównie o wyborach - przekonuje.
To przykład łamania konstytucji
Pomysł związany z głosowaniem korespondencyjnym uważa za przykład łamania konstytucji. - Jest przecież termin na to, w którym takie poprawki i zmiany w tej kwestii mogą być wprowadzone. Z tego co się orientuję, jest to 6 miesięcy. Co więcej, zorganizowanie takich wyborów wiąże się z olbrzymim kosztem. Poza tym teraz ludzie nie myślą o polityce, boją się o swoje zdrowie i życie. Widzimy, jak wiele osób traci dochód, firmy są przecież zamknięte. Na jak długo wystarczy im środków finansowych? - pyta. I dodaje: - Podejście rządu nie pokazuje empatii dla Polaków.
ZOBACZ: Listonosze mówią "nie" wyborom korespondencyjnym
Zdaniem kandydatki z Chełma walka jest nierówna, bo wyborcy nie mają okazji poznać wszystkich kandydatów. - Na pewno słyszeli z telewizji o obecnym prezydencie, wiedzą, kim jest pani Kidawa-Błońska, być może gdzieś widzieli pana Hołownię... Jak to będzie zorganizowane? Czy do dokumentów, na których oddadzą swój głos, będzie dołączony życiorys wszystkich ubiegających się o fotel prezydenta? - zastanawia się Duda.
"Pomóc przedsiębiorcom, których się cały czas kopie"
Pytana o to, co chciałaby zmienić jako prezydent Polski, odpowiada: - Stawiam przede wszystkim na gospodarkę.
- Chciałabym pomóc przedsiębiorcom, których się cały czas kopie i obciąża. Jeśli tak dalej pójdzie, będą wyjeżdżać z kraju. Nie będziemy mieć tutaj na miejscu tych wszystkich usług - wyjaśnia Jolanta Duda.
- Mamy młodych wspaniałych ludzi, byłam na SGH w Warszawie, gdzie powstaje wiele nowatorskich pomysłów. Usłyszałam od studentów, że chcieliby działać w kraju, ale jeśli nie będą się tu mogli przebić, po prostu wyjadą z Polski. Co pokazuje, że jako społeczeństwo płacimy za ich naukę, a później te wykwalifikowane osoby wyjeżdżają do innych państw i tam realizują swój plan - zauważa Duda.
Proponuje, by członkowie rządu zrezygnowali z połowy pensji
Jeśli chodzi o nowe ograniczenia związane z koronawirusem, to zdaniem Jolanty Dudy, są one niepotrzebne. - Jest za dużo obostrzeń - mamy nie ruszać się z domu, nigdzie się nie przemieszczać... Rząd się porusza, a nam daje tylko restrykcje. Myślę, że władza też powinna się przekonać, jak się żyje z takimi przepisami - stwierdza. I proponuje, by "wszyscy z rządu zrezygnowali z połowy pensji w czasie pandemii".
"Zawiadomienie o utworzeniu Komitetu Wyborczego Kandydata na Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Jolanta Duda nie spełnia wymogów art. 299 § 1 i 3 pkt 4 Kodeksu wyborczego, dlatego też Państwowa Komisja Wyborcza musiała odmówić przyjęcia tego zawiadomienia'' - czytamy w piśmie od PKW, które otrzymała Duda.
Duda nie dostarczyła 1000 podpisów?
Oznacza to, że zdaniem PKW Duda m.in. nie dostarczyła 1000 podpisów "obywateli mających prawo wybierania do Sejmu" i popierających jej kandydaturę, które są niezbędne do tego, by zarejestrować komitet wyborczy. W swoich argumentach PKW odwołuje się również do przykładu pozostałych kandydatów, którzy spełnili ten warunek.
Jak podkreślono "w wyborach zarządzonych na dzień 10 maja 2020 r. dokonano aż 40 zawiadomień o utworzeniu komitetu wyborczego. Spośród dokonanych zawiadomień 34 komitety wyborcze dołączyły do zawiadomienia wykaz co najmniej 1000 podpisów poparcia dla zgłoszenia kandydata na Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, spełniających warunki określone w Kodeksie wyborczym (komitety wyborcze mogły zbierać podpisy od dnia 5 lutego 2020 r.)". Państwowa Komisja Wyborcza zauważyła, że jest to największa w XXI w. liczba zawiadomień o utworzeniu komitetu wyborczego.
ZOBACZ: "Kopertowe" wybory prezydenckie. Jest decyzja Porozumienia
Jolanta Duda w rozmowie z polsatnews.pl zapewnia natomiast, że uzyskała określoną liczbę podpisów do zarejestrowania komitetu. - Część przesłałam 12 marca pocztą, pozostałe złożyłam osobiście 16 marca w Warszawie - mówi. Nie udało się jej jedynie zebrać 100 tys. podpisów wymaganych, by zostać kandydatką. Wątpliwości rozstrzygnie Sąd Najwyższy.