Koronawirus może zabić w USA nawet 162 tys. ludzi. Analiza Uniwersytetu Waszyngtońskiego
Liczba hospitalizowanych osiągnie najwyższy poziom w USA w drugim tygodniu kwietnia, chociaż szczyt może nastąpić później w niektórych stanach - głosi analiza przeprowadzona przez Washington University. Analiza, wykorzystująca dane z rządów, szpitali i innych źródeł, przewiduje, że liczba zgonów może wahać się od około 38 tys. do nawet 162 tys.
Duża rozpiętość przewidywanej liczby zgonów ma wynikać - jak tłumaczy dr Christopher Murray, dyrektor Instytutu Statystyk i Analiz Medycznych WU - z różnej szybkości rozprzestrzeniania się koronawirusa w różnych regionach. Eksperci wciąż starają się wyjaśnić, z z czego te różnice wynikają.
- Czas trwania epidemii oznacza, że stosowanie izolacji, zachowania dystansu społecznego, może być potrzebne dłużej niż początkowo oczekiwano - powiedział Murray. Przyznał, że ostatecznie ograniczenia dla obywateli mogą być złagodzone, jeśli uda się skuteczniej przetestować i odizolować chorych.
ZOBACZ: Smutny rekord W. Brytanii. Po raz pierwszy ponad 100 zgonów jednego dnia
Murray zakłada jednak, że środki dystansowania społecznego będą musiały zostać przedłużone w Kalifornii, gdzie koronawirus rozprzestrzenia się wolniej, a więc szczyt zakażeń pojawi się później.
Może zabraknąć 64 tys. łóżek szpitalnych
W analizie eksperci z Washington University zauważają ogromne obciążenie z jakim spotka się służba zdrowia. W szczytowym momencie epidemii liczba chorych może przekroczyć liczbę dostępnych łóżek szpitalnych o 64 tys. i zabraknąć ok. 20 tys. respiratorów, których już brakuje w niektórych miejscach, np. w Nowym Jorku.
Aż 365 ze wszystkich zgonów w USA (blisko 1200 do czwartku wieczorem) przypada na miasto Nowy Jork. Liczba osób hospitalizowanych w stanie Nowy Jork wzrosła w czwartek o 40 proc. w ciągu doby. Gubernator Andrew Cuomo alarmował, że potrzeba tysięcy nowych łóżek szpitalnych i respiratorów.
"Przedstawiciele amerykańskiej służby zdrowia są głęboko zaniepokojeni tym, że epidemia przytłoczyła szpitale w Nowym Jorku w minionych dniach, a to dopiero jedna z pierwszych fal, które prawdopodobnie uderzą w miasta w całym kraju w najbliższych tygodniach" - napisał portal The Hill. Dodaje, że amerykańskie szpitale działają już na prawie maksymalnych obrotach, a przy szybko rosnącej liczbie przypadków Covid-19 tracą możliwości odpowiedniego leczenia pacjentów.
Zagrożone Luizjana, Georgia i Michigan
Innymi z poważnie zagrożonych stanów są Luizjana i Georgia, gdzie służba zdrowia może stanąć na skraju zapaści. Luizjana może stać się nowym epicentrum koronawirusa w USA, za które obecnie uważa się Kalifornię. To właśnie w Luizjanie notuje się najszybszy wzrost zakażeń w USA. Z początkiem kwietnia w stanie może zabraknąć respiratorów. - Jeśli tempo się utrzyma, po prostu nie będziemy mieli środków, by zadbać o wszystkich, którzy będą potrzebowali pomocy - powiedział gubernator Luizjany John Bel Edwards.
Równie źle wygląda sytuacja w Michigan. - Pogarsza się z dnia na dzień - oceniła w czwartek gubernator tego stanu Gretchen Whitmer. System służby zdrowia w stanie nad Wielkimi Jeziorami jest na skraju załamania: brakuje łóżek szpitalnych, maseczek ochronnych oraz testów. Hotele i szkoły, tak jak w Kalifornii, przygotowywane są jako tymczasowe miejsca dla chorych.
Analiza zakłada ścisłe przestrzeganie środków bezpieczeństwa wprowadzonych przez władze federalne, stanowe i lokalne. Dr Murray ostrzegł, że "trajektoria pandemii zmieni się dramatycznie na gorsze, jeśli ludzie złagodzą dystans społeczny lub przestaną zachowywać inne środki ostrożności".