[TYLKO W POLSATNEWS.PL] Wrócił ostatnim samolotem do Polski. Przywitało go wojsko
- W Polsce przywitało nas wojsko. Instrukcje były dość jasne: mamy jechać do domu i nie ruszać się przez 14 dni. Leciała z nami grupa hiszpańskich studentów - o lądowaniu podczas stanu zagrożenia epidemicznego mówił Kuba Goździewicz, podróżnik, twórca nagrodzonego dokumentu "Dziewiąty" o drodze na Mount Everest i współautor filmów ButterEarth.
Leciałem jednym z ostatnich samolotów rejsowych dopuszczonych do lądowania w Polsce, ostatnim lądującym w Gdańsku. Do końca nie byliśmy w 100 proc. pewni, że w ogóle wylecimy. Z mediów wiedziałem, że w kraju wprowadzono stan zagrożenia epidemicznego, ale nigdzie nie znalazłem informacji, co z takimi lotami jak mój - na przełomie 14 i 15 marca.
Ostatecznie udało się i z Reykjavík Keflavík wylecieliśmy przed 23.00 naszego czasu, a o 2:25, zgodnie z rozkładem, byłem na ziemi. Gdańskie lotnisko opuściłem dopiero przed 4 w nocy - tyle zajęły procedury. W Polsce zmierzono wszystkim temperaturę, wcześniej nikt tego nie robił. Więcej żadnych badań nie było, głównie instrukcje i formularze.
Hiszpanie na pokładzie
Samolot nie był pusty - tylko kilka wolnych miejsc. Miałem wrażenie, że każdy pilnował się, by nie kaszlnąć, ludzie zachowywali powagę. Jeśli ktoś miał ochotę pożartować, na pewno stracił ją po opuszczeniu samolotu. Widok czekającego na nas wojska uświadomił, że sytuacja jest naprawdę nieprzyjemna.
Najwięcej obawy mieli lecący z nami Hiszpanie - studenci z Erasmusa. Mieli karty pobytu i legitymacje studenckie. Trzymali ich na kontroli trochę dłużej, ale ostatecznie wpuścili do kraju. Nie wiem jednak, czy dlatego, że nasz samolot był w powietrzu, gdy weszła ustawa, czy dlatego, że te dokumenty wystarczyły.
Brak informacji to dobra informacja
Kuba do Islandii poleciał, gdy w Polsce panował jeszcze względny spokój. Nie było żadnych przypadków zakażenia koronawirusem, a odradzano przede wszystkim podróże do Włoch i Azji. Towarzyszył z kamerą zorganizowanej wycieczce.
Podróże to moja praca i życie, jestem dokumentalistą i zdarzało mi się podróżować w różnych sytuacjach i w różnym czasie. Ekstremalne warunki także nie są mi obce. Nie sądziłem jednak, że utknę na wyspie, a taka sytuacja mi groziła.
Najtrudniejszy był piątkowy wieczór, kiedy informacja o ograniczeniu ruchu na granicach do nas dotarła. Szybki przegląd zakazów i ulga, gdy okazało się, że Polaków wpuszczają. Dopiero potem doczytaliśmy, że chodzi o ruch kołowy, a samoloty zostały uziemione. Z Islandii samochodem nie moglibyśmy wrócić.
Potem godziny niepewności i analizy, czy jeśli samolot startuje 14 marca, a ląduje 15, to podlega pod zakazy. Przyjmowałem trzy scenariusze: odwołanie lotu i dodatkowy czas na wyspie, lądowanie np. w Niemczech lub szczęśliwy finał w Gdańsku. Dopiero komunikat na stronie ambasady rozwiał wątpliwości. Wczoraj potwierdzili, że ten samolot zostanie wpuszczony.
Przewoźnik nie wysyłał żadnych informacji, co właściwie oznaczało dobrą informację - lecimy. Póki nie ma SMS-a z odwołaniem, wszystko jest aktualne.
Na lotniskach pustki, w Gdańsku brak płynu do dezynfekcji
Podczas samego pobytu nie było czuć żadnej paniki, ani wśród uczestników, ani mieszkańców. Nie poruszaliśmy się w skupiskach ludzi. Żadnych miast, celem była natura: wodospady, gejzery itp.
W każdym sklepie na wejściu był płyn do dezynfekcji i rękawiczki jednorazowe dla chętnych. Udało nam się kupić także maseczki, choć były trzy ostatnie opakowania (po 5 sztuk w jednym). Cena nieszczególnie wygórowana.
W sobotę w Keflavík, największym lotnisku w Islandii były pustki. Pojedyncze osoby, prawie żadnych kolejek. Jakby wszystko usnęło. W różnych miejscach stały płyny do odkażające - tego mam wrażenie nigdzie nie brakowało. W przeciwieństwie do Gdańska, gdzie nie było ani jednego miejsca z takim środkiem. Nawet przy łazienkach.
Nie koniec problemów
Gdy podróże są pasją, trudno usiedzieć na miejscu. Teraz będzie to konieczne, Kubę czeka czternastodniowa kwarantanna. Mimo że jest już w swoim domu, wstrzymany ruch lotniczy wciąż go martwi.
Moja dziewczyna utknęła w Londynie. Miała wrócić samolotem w poniedziałek, ale sytuacja się zmieniła. Szukamy jakiegoś rozwiązania, choć jest w trochę lepszej sytuacji - z tej wyspy da się dojechać do Polski autem.
Czytaj więcej