Szkoły zamknięte na dwa tygodnie. Uczniowie: to koronaferie

Polska
Szkoły zamknięte na dwa tygodnie. Uczniowie: to koronaferie
Pixabay/coyot

"#Koronaferie czas start" - piszą w mediach społecznościowych uczniowie, którym z powodu zagrożenia koronawirusem odwołano na dwa tygodnie zajęcia w szkołach. W sieci powstają memy dziękujące rządzącym za zamknięcie placówek szkolnych. - To normalne, że uczniowie się cieszą - mówi Przemysław Staroń, Nauczyciel Roku 2018.

Podczas środowej konferencji minister edukacji narodowej ogłosił decyzję o zamknięciu na dwa tygodnie wszystkich placówek oświatowych i szkół wyższych. Premier Mateusz Morawiecki zapewnił, że to działanie prewencyjne, które ma za zadanie spowolnić rozprzestrzenianie się koronawirusa. Od 12 marca nie będą odbywały się lekcje, a od 16 do 25 marca włącznie, szkoły zostaną zamknięte. Niektóre placówki rozważają jednak możliwość prowadzenia zajęć przez internet.


Minister zdrowia Łukasz Szumowski zaapelował z kolei do uczniów: ''To nie jest czas ferii, to nie jest czas wolny. To jest czas kwarantanny naszego społeczeństwa. To jest czas, który powinniśmy spędzić w domu, w izolacji, starając się nie zakazić i nie zakażać innych''.

 

ZOBACZ: Prezydent o stanie zdrowia generała Miki, u którego wykryto koronawirusa


Jak dodał, ten błąd popełniono we Włoszech, gdzie młodzież często ignorowała zalecenia związane z kwarantanną.


Pomimo apelu ministra zdrowia, w mediach społecznościowych powstał hasztag #koronaferie. W swoich wpisach młodzi internauci zastanawiają się, jak spędzić czas. Jedni nie ukrywają radości z powodu dwóch tygodni wolnych od nauki, inni zaś planują przygotowania do egzaminów ósmklasisty i maturalnych. 

Są także i tacy, którzy dziękują rządzącym za odwołanie zajęć lekcyjnych. 

 

"Nie ma w tym nic złego"

 

- W sytuacji, gdy uczniowi odwołuje się lekcje, czy też pracodawca ogłasza wolne, to jednak najbardziej typowa i autentyczna reakcja to radość - podkreśla w rozmowie z polsatnews.pl Przemysław Staroń, Nauczyciel Roku 2018.

 
Jak mówi, nie ma w tym nic ani złego ani też dziwnego. - Myślę, że doszukiwanie się jakiegoś negatywu w tym, że uczniowie się cieszą, czy że tę radość wyrażają, to jakieś absurdalne szukanie dziury w całym. My jako społeczeństwo mamy generalnie problem z emocjami. A one są kluczową częścią naszego funkcjonowania. Nie ma nic złego w tym, że się boimy, że czujemy złość, że się cieszymy - dodaje.
 
Staroń podkreśla, że radosne reakcje na zamknięcie szkół to "ważny sygnał, że jesteśmy wszyscy przemęczeni, ale w kontekście obecnego zagrożenia to sprawa zupełnie drugorzędna". - Kluczowe jest to, że zamknięto szkoły, które są bardzo ważnym ogniskiem rozprzestrzeniania się koronawirusa - mówił pedagog, który sam apelował do rządzących o to, by czasowo zamknąć placówki oświaty i odwołać zajęcia szkolne. 
 
Pedagog został zapytany, czy jego zdaniem młodzież zda test na odpowiedzialność. - Musimy domniemywać, że młodzi ludzie, jak i ludzie w ogóle, są różni. Powinno się zatem odgórnie pewne rzeczy konstruować, nie tylko w szkole, ale też w innych miejscach, które są objęte ryzykiem - mówi.
 
- Myślę, że to jest pewna próba, wręcz szansa. My jesteśmy do młodych ludzi nastawieni w dość specyficzny sposób, mianowicie: musimy ich traktować za pomocą kija i marchewki, a w zasadzie samego kija. I głównie wymagać oraz kontrolować. Być może to jest idealny moment na to, żeby sobie samym uświadomić, że wcale nie musimy, a im pokazać, że traktujemy ich poważnie - dodaje.
 
"Nie należy od nich wymagać dojrzałości"
 
Jak podkreśla, bardzo często pojawiają się pretensje, że młodzi ludzie nie reagują dorośle. - Jeżeli my ich nieustannie "wbijamy" w rolę na zasadzie "jesteście dziecinni i nie potraficie zachowywać się dojrzale", to oni żyją według zasady samospełniającej się przepowiedni - stwierdza.
 
Staroń podkreśla zatem, że nie należy wymagać od młodzieży dojrzałości, ale trzeba ją do niej stymulować. 
 
- Często my, dorośli, mamy problem z tym, żeby zachować się w sposób dojrzały i prawidłowo reagować, natomiast bardzo często projektujemy taką konieczność na dzieci. One w żadnym wypadku nie muszą być dojrzałe. To my powinniśmy stymulować ich do tej dojrzałości, okazując wiarę w nich, ale nie możemy na mocy faktu od dziecka wymagać dojrzałości, bo ono dojrzałe jeszcze nie jest i ma do tego pełne prawo - podkreśla. 
 
Jak dodaje, w relacji, w której jest dorosły i dziecko, to dorosły powinien zachowywać się dojrzale i odpowiedzialnie, gdyż "ryba psuje się od głowy", ale "właśnie od głowy może zacząć się naprawiać".
 
zdr/ polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie