Zniszczono 24 ule, zabito pół miliona pszczół. "Dziękuję ci, dobry człowieku"
Ule w pasiece na obrzeżu Puszczy Kozienickiej (woj. mazowieckie) zostały rozbite w nocy z soboty na niedzielę. - Obawiam się, że żadna pszczela rodzina nie przeżyje - powiedział polsatnews.pl właściciel pasieki Tomasz Petryka, pszczelarz w piątym pokoleniu. Sprawę prowadzi policja.
Tomasz Petryka razem z najbliższą rodziną prowadzi średniej wielkości pasiekę na terenie południowego Mazowsza, w bezpośrednim sąsiedztwie Puszczy Kozienickiej.
ZOBACZ: Łódzkie: pożar pasieki. Spłonęły dwie tony miodu
W nocy z soboty na niedzielę ktoś wywrócił wszystkie ule. 24 pszczele rodziny - ponad 500 tys. owadów - najprawdopodobniej nie przeżyją tego aktu wandalizmu.
ZOBACZ: Pszczoły śmiertelnie pożądliły 58-latka. Mężczyzna prawdopodobnie chciał ukraść miód
Sprawa została zgłoszona policji. - Wokół uli są wyraźne ślady sprawcy, gdyż ule były ustawione na świeżo zaoranym polu - powiedział w rozmowie z polsatnews.pl Tomasz Petryka. Policyjni technicy zabezpieczyli ślady.
Właściciel nie wie, kto mógł dokonać tego aktu wandalizmu. - Rzucanie oskarżeń byłoby nieroztropne - zauważa. Dodaje, że musiał być to ktoś, kto mieszka w niedalekiej okolicy.
Straty materialne wynoszą ok. 10 tys. zł. Właściciel rozpoczął już zbiórkę pieniędzy na portalu zrzutka.pl. - Nie chcę się wzbogacić na tej krzywdzie, a jedynie móc odbudować pasiekę - podkreśla Petryka.
ZOBACZ: Ukradł lawetę z ulami. 1,5 mln pszczół wypadło na drogę, część zginęła
- Mam nadzieję, że na początku kwietnia odbuduję pasiekę. Jeśli zbiorę więcej środków, to może założę też małą pasiekę na dachu szpitala pediatrycznego w Warszawie, gdzie mógłbym prowadzić warsztaty z dziećmi - mówi pszczelarz.
Tomasz Petryka prowadzi już 8 pasiek w Warszawie, m.in. trzy ule stanęły przed trzema laty na dachu Teatru Wielkiego.