Proces ws. luksusowej agencji towarzyskiej. "Czekolinda" nie przyznaje się do winy
Nie przyznaję się do winy. Jestem bardzo zdenerwowana całą zaistniałą sytuacją. Zostałam wmanewrowana w sytuację, która jest po prostu nieprawdziwa - mówiła Karolina P. ps. Czekolinda w poniedziałek w czasie procesu w Sądzie Okręgowym w Warszawie. Dotyczy on prowadzenia luksusowej agencji towarzyskiej "Rasputin".
Proces w sprawie luksusowej agencji towarzyskiej "Rasputin" ruszył przed warszawskim sądem okręgowym w połowie lutego zeszłego roku. Prokurator zarzucił Karolinie P. i jej ówczesnemu partnerowi Norbertowi K. kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą, której celem było "czerpanie korzyści majątkowych z uprawiania prostytucji przez inne osoby", z czego uczynili sobie "stałe źródło dochodu".
P. i K. mają odpowiedzieć również za to, że alkohol serwowany w prowadzonej przez nich agencji towarzyskiej sprzedawany był bez koncesji. Prokuratura zarzuca także "Czekolindzie" pranie pieniędzy pochodzących z prostytucji. Obojgu grozi do 15 lat pozbawienia wolności.
ZOBACZ: Ruszył proces "Czekolindy" oskarżonej o prowadzenie luksusowej agencji towarzyskiej
- Nie przyznaję się do winy. Jestem bardzo zdenerwowana całą zaistniałą sytuacją. Media przedstawiły mnie w bardzo niekorzystnym świetle, wręcz mnie obrażając. Nie spodziewałam się w ogóle takich sytuacji. Zostałam wmanewrowana w sytuację, która jest po prostu nieprawdziwa - powiedziała w poniedziałek przed sądem Karolina P.
"Nie zapytałam za co była skazana"
W swoich wyjaśnieniach "Czekolinda" mówiła, że do prowadzenia "Rasputina" namówiła ją i jej ówczesnego partnera Dorota B., która wcześniej miała prowadzić ten sam lokal. - Nie widziałam nic w tym złego, dlatego że takich night clubów w Warszawie jest mnóstwo. Po spotkaniu z Dorotą B. mając w świadomości, że nie jest to nic złego zgodziłam się. Zadałam jej pytanie, dlaczego ona nie chce prowadzić tego klubu sama. Powiedziała mi, że prowadziła go kilkanaście lat, ale była skazana. Nie zapytałam wtedy za co. Mój błąd - tłumaczyła przed sądem P.
Wskazała, że podczas rozmowy z Dorotą B., ona miała powiedzieć P., że ona "ma dziewczyny, które wcześniej z nią współpracowały", a do zadań Karoliny P. miało - według jej wyjaśnień - należeć zatrudnienie barmanek i ochroniarzy. "Mieliśmy się z Dorotą B. dzielić zyskami pół na pół" - dodała.
- Otworzyliśmy klub. Klub prosperował normalnie, tak jak miało to być, czyli mieliśmy zyski z baru, jacuzzi, basenu. Po jakimś czasie Dorota B. stwierdziła, że ją oszukujemy i dajemy jej za mało pieniędzy. My wiedząc, że dajemy jej uczciwie, pokłóciliśmy się i ona wtedy zażądała, żebyśmy zwrócili jej 80 tys. złotych. Nie wiem, czy dobrze pamiętam te kwotę. Nie mieliśmy tej całej kwoty, bo dopiero lokal zaczął prosperować, więc umówiliśmy się, że będziemy spłacać w ratach - mówiła Karolina P.
12 osób oskarżonych
Podkreśliła także, że po spłaceniu tych pieniędzy Dorota B. miała otworzyć w okolicy "Rasputina" swój własny night club. - Od otwarcia tego klubu zaczęły się dziać u nas różne sytuacje, czyli kontrole policji, zastraszenia telefoniczne - stwierdziła przed sądem. Dodała, że dziewczyny pracujące w "Rasputinie", które znały Dorotę B., mówiły jej, że ona chce zniszczyć P. i K.
- Jakiś czas później zostaliśmy zatrzymani. Nie ukrywam, że było to dla mnie zaskoczenie. Miałam przeświadczenie, że jesteśmy zatrzymani na krótką chwilę, do wyjaśnień, ale niestety stało się inaczej. Jestem wręcz przekonana, że za naszym zatrzymaniem stoi Dorota B. razem ze swoją przyjaciółką Magdaleną, z którą otworzyła swój klub - powiedziała Karolina P.
ZOBACZ: "Czekolinda" zatrzymana. Policja rozbiła gang sutenerów
W sprawie "Rasputina" oskarżonych było w sumie 12 osób, ale jeszcze przed rozpoczęciem procesu jedna z nich dobrowolnie poddała się karze. To Grażyna K., matka Norberta K., na którą zarejestrowana była agencja, za co dostawała 1500 zł miesięcznie.
Pozostali oskarżeni to cztery barmanki i czterech ochroniarzy oraz poprzednia właścicielka klubu. Na większości z nich ciąży zarzut udziału w gangu Karoliny P. oraz zarzut czerpania korzyści z cudzego nierządu. Do rozbicia grupy i likwidacji agencji "Rasputin" doszło w październiku 2016 roku. Zatrzymań dokonali funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego Policji. Wcześniej klub prowadziła Dorota B. Kobieta została zatrzymana, a następnie skazana.
Limuzyna krążyła po ulicach Warszawy
Według prokuratury jesienią 2014 roku "Czekolinda" i Norbert K. skontaktowali się z Dorotą B., by przekazała im "know-how" prowadzenia agencji oraz niezbędne kontakty. Nowy "Rasputin" został otwarty w grudniu 2014 roku. Karolina P. przeprowadziła promocyjną akcję ulotkową, a po ulicach Warszawy krążyła limuzyna, w której skąpo ubrane kobiety zachęcały do wizyty w klubie. Agencja czynna była codziennie od godz. 20 do ostatniego klienta. "Czekolinda" oferowała klientom możliwość skorzystania z usług seksualnych w basenie bądź jacuzzi (600 zł), zamówienia napojów (20 zł), drinków (90 zł) lub szampana (500-20 tys. zł). W agencji można było płacić gotówką, kartą oraz aplikacją mobilną.
Nie wiadomo, ile dokładnie pieniędzy przeszło przez agencję "Czekolindy" od grudnia 2014 do października 2016 roku. Można to oszacować na podstawie zarejestrowanych transakcji na koncie założonym przez nią na potrzeby firmy Chocolate Event, na które wpłynęło około 3,5 mln złotych. Kolejne 78 tysięcy złotych wpłynęło od firmy obsługującej terminal płatniczy. Według prokuratury, Karolina P. przelewała te środki między różnymi rachunkami, "piorąc je" i próbując zatrzeć źródło ich pochodzenia.
Karolina P. składała w śledztwie wyjaśnienia kilka razy. Początkowo nie przyznawała się do winy, następnie przyznała, że założyła firmę-przykrywkę o nazwie Chocolate Event, czerpała korzyści z cudzego nierządu, na czym zarobiła około miliona złotych. Jednak, jako głównego koordynatora pracy w agencji, wskazywała byłego partnera. On z kolei podkreślał, że to "Czekolinda" kierowała "Rasputinem".
"Czekolinda" przebywała w areszcie od października 2016 do lipca 2017 roku. Obecnie jest objęta policyjnym dozorem oraz poręczeniem majątkowym w kwocie 30 tys. zł i zabezpieczeniem hipoteki na mieszkaniu w Ząbkach, wartym około 1 mln zł. Norbert K. wyszedł z aresztu w maju 2017 roku, on także jest objęty dozorem i poręczeniem majątkowym.
Czytaj więcej