"Pacjent z koronawirusem przyjechał autobusem, będą kolejne zakażenia"
- Przebieg zachorowania pacjenta jest łagodny. Pokasłuje, nie gorączkuje, czuje się dobrze. Gdy wynik kolejnych badań będzie negatywny, wypuścimy go do domu - powiedział podczas środowej konferencji prasowej Jacek Smykał, kierownik Klinicznego Oddziału Zakaźnego szpitala w Zielonej Górze. Tam potwierdzono pierwszy przypadek koronawirusa w Polsce.
W środę rano minister zdrowia Łukasz Szumowski poinformował, że w nocy potwierdzono pierwszy przypadek koronawirusa w Polsce i że pacjent hospitalizowany jest w Zielonej Górze. Mężczyzna przyjechał do Polski z Niemiec. Później poinformowano, że czteroosobowa rodzina z podejrzeniem koronawirusa została przewieziona w środę około południa na oddział zakaźny tego szpitala.
Rzecznik Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Górze Sylwia Malcher-Nowak przekazała, że na oddział zakaźny przyjęto czteroosobową rodzinę z dwójką dzieci w wieku 2 i 4 lata. - Przywiezieni zostali z Międzyrzecza. Byli na wakacjach w Niemczech. Mają objawy przeziębieniowe, w związku z tym zostali tutaj przekierowani – powiedziała.
Podkreśliła, że nie należy wiązać tych przypadków z pacjentem, u którego wykryto koronawirusa. - To są kolejne przypadki podejrzeń. Prawdopodobnie we wszystkich szpitalach coś takiego się teraz dzieje – powiedziała.
Wcześniej Jacek Smykał, kierownik Klinicznego Oddziału Zakaźnego podczas porannej konferencji prasowej w szpitalu w Zielonej Górze ocenił, że pacjent przebywający w szpitalu to "przypadek modelowy".
- To jest taki pacjent zero, ale świetnie uświadomiony. Wszystkie procedury od początku do końca zostały wykonane. Pacjent dostał od nas wynik badania, ma zadzwonić, przesłać ten wynik do Niemiec, tam gdzie jest jego rodzina. W Niemczech właściwe służby sanitarne już przeprowadziły izolację tej całej rodziny i będą wykonywać badania - powiedział Smykał.
Dopytywany przez dziennikarzy, o jakim rejonie Niemiec jest mowa, odpowiedział, że chodzi o Westfalię.
"Spotykał się z wieloma ludźmi"
Jak dodał, pacjent z koronawirusem "spotykał się z wieloma ludźmi, włącznie z tym, że był transportowany do Polski autobusem". - Służby sanitarne i epidemiologiczne będą musiały zweryfikować, kto z nim jechał i z kim miał kontakt - podkreślił Smykał.
- Przebieg zachorowania tego pacjenta jest łagodny. Przyszedł z wysoką gorączką i kaszlem, ale dzisiaj nie gorączkuje. Pokasłuje, ale czuje się bardzo dobrze. Będziemy kontynuować jego pobyt w oddziale, wykonamy kontrolne badania, kiedy wyniki tych badań będą negatywne, puścimy pacjenta do domu - powiedział Smykał podczas środowej konferencji prasowej w szpitalu w Zielonej Górze.
ZOBACZ: Koronawirus. Ponad 3 tys. zgonów na świecie
Dodał, że jest jeszcze "kwestia kwarantanny dla rodziny (pacjenta), która jest w tej chwili w domu, no i oczywiście wszystkie kontakty związane z jazdą autobusem, którym przyjechał z Niemiec".
Jacek Smykał poinformował, że oddział ma spore doświadczenie w walce z bakterią New Delhi. - Szpital został trochę unieruchomiony w miesiącach sierpień - lipiec, mieliśmy sporo osób zakażonych New Delhi (...) myśmy tych pacjentów izolowali, przez to przygotowaliśmy bardzo ciekawe procedury, które służą nam do tej pory - mówił.
"Czekamy na następnych pacjentów"
- Czekamy na następnych pacjentów, bo będziemy mieli następne zachorowania czy podejrzenia o zakażenia koronawirusem. Wiecie państwo, że to jest nieuchronne i ten pacjent zerowy będzie dla nas pewną szkołą - podkreślił
Pozostałych dwóch pacjentów, u których podejrzewano zakażenie koronawirusem, przebadano z wynikiem negatywnym; zostali już wypisani z oddziału - poinformował w środę prezes zarządu Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Górze Marek Działoszyński.
Działoszyński potwierdził, że w nocy u jednego z pacjentów potwierdzono wynik dodatni na koronawirusa.
- Ten pacjent przybył do nas 2 marca około godzin południowych. Zostały pobrane od niego próbki do badań. Wykluczyliśmy w ramach tych badań wewnętrznych w szpitalu, że jest chory na grypę - powiedział Działoszyński.
ZOBACZ: Nowe przypadki koronawirusa wśród uczestników wyścigu kolarskiego UAE Tour
Zaznaczył, że można było to zrobić dzięki specjalnemu urządzeniu zakupionemu jeszcze w ubiegłym roku przez samorząd województwa lubuskiego.
"Dzisiaj o 1 w nocy otrzymaliśmy wynik dodatni"
Dodał, że urządzenie to służy szybkim badaniom, które pozwalają wykluczyć ewentualnie jakieś choroby. - Tutaj wykluczyliśmy grypę, ale skierowaliśmy do PZH próbkę naszym transportem. Ona o 22 już 2 marca była w Warszawie. Dzisiaj o 1 w nocy otrzymaliśmy wynik dodatni - powiedział.
Zaznaczył, że pozostałych dwóch pacjentów, którzy byli pacjentami podejrzewanymi o zakażenie koronawirusem, również przebadano i skierowano próbki do badań. Podkreślił, że wyniki tych badań były negatywne i pacjenci zostali wypisani z oddziału.
Dodał, że już 5 lutego szpital wydał szczegółowe wytyczne dotyczące zabezpieczenia szpitala i działań personelu oraz wytyczne co do działania w wypadku zgłoszenia się pacjentów z podejrzeniem zakażenia koronawirusem.
Zaznaczył również, że zarażony pacjent trafił bezpośrednio na oddział zakaźny, którego budynek jest izolowany od innych oddziałów.
"Osoby z objawami nie powinny zgłaszać się na SOR"
- Procedury, które wdrożyliśmy, przerobiliśmy w ubiegłym roku, także szpital jest bardzo dobrze przygotowany, ponieważ w sierpniu ubiegłego roku zmierzyliśmy się z bakterią New Delhi i wtedy przećwiczyliśmy takie stany epidemiologiczne - poinformowała marszałek województwa lubuskiego Elżbieta Polak.
Przypomniała, że właśnie wtedy samorząd przekazał szpitalowi 0,5 mln zł na dodatkowy sprzęt, zwłaszcza ten do badań laboratoryjnych.
- Teraz bardzo nam się przydaje, ponieważ dzięki temu sprzętowi można wyeliminować inne patogeny. Tylko te przypadki, można powiedzieć, wyizolowane są kierowane do szczegółowych badań w kierunku koronawirusa - zaznaczyła.
ZOBACZ: W środę w szpitalach w całym kraju ćwiczenia w związku z epidemią koronawirusa
Powiedziała też, że w lubuskich szpitalach zostały wdrożone wszystkie procedury, personel przeszkolony. - Podjęliśmy w ubiegłym tygodni decyzję o przeznaczeniu pilnie środków na sprzęt ratujący życie. Te pieniądze zostały szpitalowi przekazane w wysokości 350 tys. Podjęliśmy decyzje w celu wsparcia w inne urządzenia np. myjka do dezynfekcji za 125 tys. Właśnie dzisiaj taka umowa jest do dzisiaj podpisania - wyjaśniła.
"Nie mamy żadnego wsparcia jak do tej pory"
Dodała też, że informacja o podejrzeniu trzech pacjentów zarażeniem koronawirusem została przekazana w poniedziałek. Badania zostały wykonane. Przy okazji zaznaczyła, że do tej pory wojewoda nie przekazał jej instrukcji udzielać mieszkańcom oraz odpowiedzi dotyczącej finansowego wsparcia.
ZOBACZ: Kolej gotowa na koronawirusa. Środki ostrożności w pociągach i na dworcach
- Tydzień temu - 24 (lutego - red.), gdy zarząd uzyskał informacje od naszych szpitali co do wdrożonych procedur, stanu przygotowania i podjął decyzje dotyczące współfinansowania wydatków, takie zarządzanie kryzysowe, niestety pan premier poinformował Polskę, że przeznacza 100 mln zł na walkę z koronawirusem, tych pieniędzy wciąż nie mamy. Wystąpiliśmy z takimi wnioskami. Tydzień czekamy na odpowiedź. Nie mamy żadnego wsparcia jak do tej pory - powiedziała Polak.
Prezes zarządu Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Górze Marek Działoszyński na konferencji prasowej podkreślił, że placówka otrzymała od Agencji Rezerw Materiałowych część potrzebnego sprzętu.
"Dość duże" zapotrzebowanie na sprzęt
- Jakaś ilość sprzętu do nas dotarła. Oczywiście to nie jest wszystko, co jest nam na bieżąco potrzebne. Dzisiaj trochę rynek się załamuje, dlatego, że firmy, które zaopatrywały nas w różnego rodzaju sprzęt, zgłaszają nam trudności w dostawach, jest też konieczność płacenia gotówką, znacząco wzrosły też ceny sprzętu jednorazowego - wskazywał Działoszyński.
Poinformował, że szpital opracował "dość duże" zapotrzebowanie na sprzęt i środki ochrony indywidualnej. Zapotrzebowanie - jak dodał - zostało przekazane do wojewody. - Tego sprzętu jeszcze nie dostaliśmy, ale wiemy, że to jest procedowane - zaznaczył.
Z kolei marszałek województwa lubuskiego Elżbieta Polak zaapelowała do rządu, o jak najszybszą pomoc. - My apelujemy o 10 mln dla regionu lubuskiego. To jest kilka szpitali. Gorzów wystąpił o 4,5 mln, Zielona Góra o ponad 2 mln - powiedziała Polak. Dodała, że wsparcia potrzebuje też szpital w Torzymiu i w Szprotawie.
Jak pacjent dotarł do szpitala?
- Na liście pasażerów autobusu, którym podróżował pacjent z potwierdzonym zakażeniem koronawirusem, nie ma innych Lubuszan - poinformowała Wojewódzka Inspektor Sanitarno-Epidemiologiczna dr Dorota Konaszczuk. Autokarem pacjent dojechał do Świecka, a stamtąd po kraju podróżował w pojedynkę samochodem.
Wojewódzka Inspektor Sanitarno-Epidemiologiczna na konferencji prasowej z udziałem wojewody lubuskiego Władysława Dajczaka powiedziała, że pacjent, u którego wykryto koronawirusa, w pierwszym wywiadzie epidemiologicznym nie podał informacji o podróży autobusem. Jak wyjaśniła, mówił on, że jeździł po kraju w pojedynkę samochodem osobowym.
- Rzeczywiście w Polsce, od granicy Polski do swojego miejsca zamieszkania, tak było. Natomiast podróżował autobusem na terenie Niemiec. Dotarł do Świecka i stamtąd przesiadł się w swój samochód - podkreśliła.
ZOBACZ: Sztab kryzysowy w Cybince. Stamtąd do szpitala trafił zakażony koronawirusem
Jak poinformowała Konaszczuk, pacjent podróżował linią międzynarodową. - Mamy listę pasażerów. Imiona i nazwiska. Nie ma Lubuszan na tej liście - podała inspektor. Wojewoda dodał, że listę zna także Główny Inspektor Sanitarny. Na jej podstawie służby prowadzą działania, jednak ani Konaszczuk, ani Dajczak nie doprecyzowali, czy na tej liście są inni Polacy oraz ile jest łącznie tych osób.
Według wojewody fakt, że na liście pasażerów nie ma innych Lubuszan, dowodzi temu, "jak dziwne intencje" ma marszałek województwa lubuskiego Elżbieta Polak. Jak mówił, podczas konferencji Polak miało paść stwierdzenie, "że za chwilę będzie kilkadziesiąt przypadków, ponieważ tym autobusem jechali Lubuszanie".
- Apeluję do służb pani marszałek, aby nie wprowadzać Lubuszan w błąd, aby nie posługiwać się nieprawdziwą informacją nie wiadomo, dla jakich celów. Naszym wspólnym celem powinno być bezpieczeństwo mieszkańców województwa - powiedział Dajczak.
Czytaj więcej