Chcieli odwołać wyjazd do Włoch w obawie przed koronawirusem. Organizator: zagrożenia nie ma
Wyjazd do kurortu we włoskim Trydencie, organizowany przez jedno z warszawskich biur podróży, ma odbyć się w piątek. Większość uczestników słysząc o epidemii koronawirusa zrezygnowała z podróży, domagając się całkowitego zwrotu kosztów. Firma odmówiła tłumacząc, że dany region jest bezpieczny. Innego zdania są: Główny Inspektorat Sanitarny i MSZ. Zobacz materiał "Interwencji".
Pan Radosław i pan Michał należą do grupy osób, które skorzystały z oferty jednego z warszawskich biur podróży. Wykupili oni wyjazd narciarski do położonego w północnych Włoszech regionu Trydent.
- Wspólnie z grupą przyjaciół z całej Polski zdecydowaliśmy się wyjechać do włoskich Alp, korzystając z tego, że u nas zima nie daje zbyt wielu szans do korzystania z białego szaleństwa - mówi pan Radosław Miszczak.
ZOBACZ: "Zachować dwumetrowy odstęp, nie witać się wylewnie". Zalecenia rządu dla Włochów
- 31 stycznia wpłaciliśmy z kolegą wymagane kwoty, które zarezerwowały nam wyjazd do Włoch. To 2249 złotych. W tym też szkolenie snowboardowe – 300 złotych czyli ponad 2000 złotych - dodaje Michał Adamczyk.
Grupa znajomych panów Michała i Radosława liczyła 15 osób, natomiast cały turnus to 80 osób.
"Zaczęły pojawiać się pierwsze przypadki"
Niedługo przed planowanym terminem wyjazdu w mediach zaczęły pojawiać się informacje o błyskawicznie rozprzestrzeniającej się m.in. w północnych Włoszech, epidemii koronawirusa. W związku z tym duża część uczestników postanowiła zrezygnować z wyjazdu i zażądała zwrotu pieniędzy.
- Nieszczęśliwie się złożyło, że regionem, w którym najbardziej dynamicznie się ten wirus w Europie rozwija i zbiera największe żniwo zarówno wśród osób zakażonych jak wśród ofiar śmiertelnych, są właśnie północne Włochy - mówi pan Radosław.
WIDEO: biuro podróży nie chce zwrócić kosztów wyjazdu. Twierdzi, że w północnych Włoszech jest "bezpiecznie"
- Zaczęły się pojawiać pierwsze przypadki, że coraz więcej osób jest zarażonych koronawirusem. Pojawiły się też pierwsze ofiary śmiertelne i już wtedy zaczęła się pojawiać lampka. Potem kolejne dni tylko potęgowały wrażenie, że wyjazd nie jest zbyt dobrym pomysłem - mówi Michał Adamczyk.
Pan Michał powołując się na regulamin, napisał maila do biura podróży informując o rezygnacji z wycieczki i zażądał zwrotu kosztów - W OWU jest napisane, że w przypadku nadzwyczajnych i niemożliwych do przewidzenia okoliczności można ubiegać się o całkowity zwrot poniesionych kosztów - tłumaczy.
Biuro przesłało oświadczenie
Biuro podróży odmówiło jednak zwrotu pieniędzy uczestnikom, którzy chcieli zrezygnować. Jak wynika z odpowiedzi wysyłanych do uczestników, firma w odróżnieniu od np. Głównego Inspektoratu Sanitarnego, nie widzi zagrożenia.
- Chcemy odstąpić od realizacji umowy, natomiast wszystkie te dotychczasowe nasze komunikaty do biura spotykały się albo z brakiem odpowiedzi, albo z zanegowaniem jej. Biuro nie wyraża zgody, uważa, że to jest bezpodstawne roszczenie z naszej strony, że może nam co najwyżej zwrócić 10 procent, bo decyzja o rezygnacji leży po stronie uczestnika. Traktują to bardziej jako nasz kaprys, niż reagowanie na realne zagrożenie - mówi pan Radosław.
W nadesłanej do redakcji "Interwencji" odpowiedzi przedstawiciele biura podróży piszą: "organizowane przez nasze biuro imprezy turystyczne NIE ODBYWAJĄ SIĘ na terenach, gdzie występują nieuniknione i nadzwyczajne okoliczności (…). Informujemy, że w przypadku gdy w miejscach docelowych realizacji organizowanych przez nasze biuro imprez, zaistnieją nieuniknione i nadzwyczajne okoliczności, nasze biuro gotowe będzie do dokonywania zwrotów wpłaconych pieniędzy klientom."
"Czeka nas droga sądowa"
- Zarówno przepisy dyrektywy Parlamentu Europejskiego jak i naszej ustawy stanowią, że konsument może mieć prawo do rozwiązania umowy o udział w imprezie turystycznej bez ponoszenia jakichkolwiek kosztów w przypadku, gdy jest znaczące zagrożenie dla zdrowia ludzkiego. Są podstawy do tych obaw, jak informacje chociażby z MSZ i w ogóle powszechne informacje o tym, że we Włoszech rzeczywiście ten wirus zaatakował - tłumaczy Małgorzata Rothert, Miejski Rzecznik Konsumentów w Warszawie.
ZOBACZ: Autokar, którym podróżował pacjent "zero", zabierał pasażerów z 5 niemieckich miast
- Planuję wystawić przedsądowe wezwanie do zapłaty, generalnie raczej czeka nas droga sądowa - zapewnia Michał Adamczyk.
- W tej sytuacji, jeżeli epidemia się rozprzestrzenia i tak naprawdę nie wiemy, czy ona będzie w tym miejscu następnego dnia, a wiemy, że praktycznie całe północne Włochy są nią objęte, jest duża szansa, że klienci wygrają tę sprawę w sądzie - mówi radca prawny, Przemysław Ligęzowski.
- Będziemy łączyć swoje siły i korzystając z wszystkich przysługujących nam możliwości drogą formalną, aby wyegzekwować odzyskanie zapłaconych pieniędzy - mówi Radosław Miszczak.
Czytaj więcej