Sklep "króla dopalaczy" wciąż działa. Media: miał 17 mln zł przychodu
Chociaż król dopalaczy Jan S. został zatrzymany i przebywa od dwóch miesięcy w areszcie, należący do niego sklep z substancjami odurzającymi wciąż działa. Według ustaleń dziennikarzy w ciągu ostatnich 14 miesięcy przyniósł mu 17 mln zł przychodu, ale prokuratura zdołała zabezpieczyć zaledwie ok. 300 tys. zł.
W styczniu Jan S. został zatrzymany w pobliżu domu w Milanówku. Usłyszał zarzuty dotyczące kierowania zorganizowaną grupą przestępczą zajmującą się handlem dopalaczami i narkotykami oraz ich przemytem, prania brudnych pieniędzy, a także narażenia ponad 16 tysięcy osób na niebezpieczeństwo utraty życia poprzez wprowadzenie do obrotu szczególnie toksycznych dopalaczy.
- Z przestępstwa handlu dopalaczami Jan S. uczynił sobie stałe źródło dochodu. Za czyny te grozi mu kara do 15 lat pozbawienia wolności - informowała prokuratura. Śledczy nadmienili, że grupa Jana S. działa co najmniej od 2015 r., oferując do sprzedaży dopalacze za pośrednictwem sklepów internetowych klientom z niemal całego świata.
Trudności z zabezpieczeniem majątku?
Według poniedziałkowej "Gazety Wyborczej" prokuratura ma trudności z zabezpieczeniem majątku Jana S. pochodzącego z przestępstwa. Z nieoficjalnych informacji dziennikarzy wynika, że do tej pory udało się zająć równowartość tylko ok. 300 tys. zł, choć prowadzony przez "króla dopalaczy" sklep - zdaniem prokuratury - tylko w ciągu ostatnich 14 miesięcy przyniósł mu 17 mln zł przychodu.
"GW" informuje, że Jan S. w dużej mierze zarobione pieniądze inwestował w kryptowaluty. "Zabezpieczenie takich środków jest trudne, bo wymaga użycia kodów dostępu. Do części z nich śledczym udało się dotrzeć, bo wyjawili je jego współpracownicy, ale S. ma kilka własnych wirtualnych portfeli. Nikt poza nim nie ma do nich dostępu. Można się domyślać, że użyje ich dopiero po wyjściu z więzienia, a grozi mu maksymalnie 15 lat. Mogą być tam setki tysięcy złotych, jeśli nie miliony" – mówi w rozmowie z "GW" prokurator doświadczony w podobnych sprawach.
ZOBACZ: Akty oskarżenia przeciwko 71 członkom grupy "króla dopalaczy"
Gazeta zwraca uwagę, że to niejedyny problem służb związanych ze sprawą Jana S. "Mimo tego że 29-latek siedzi w jednoosobowej, monitorowanej celi bez dostępu do telefonu i Internetu, jego sklep wciąż sprzedaje dopalacze. Dziennikarz "GW" próbował dokonać transakcji zakupu 3 kg jednej z substancji psychoaktywnych i dostał wiadomość: "Witaj, przy takiej ilości cena to 12 zł za gram przy płatności bitcoinami. Zamówienie będzie u ciebie w cztery dni. Pozdrawiamy (...)" - pisze "GW".
Na stronie internetowego sklepu wciąż oferowane są dopalacze. Sklep ma domenę świadczącą o rejestracji w Niderlandach. Klienci są zachęcani do rejestracji i płatności bitcoinami za pięć pierwszych zamówień.
"Przez dużą ilość e-maili, czas odpowiedzi może się wydłużyć (...) Żeby dostać konkretną odpowiedź prosimy dodawać do wiadomości numer zamówienia i link do trackingu" - brzmi odpowiedź sklepu wysyłana potencjalnym klientom.
Stanowisko prokuratury
Rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga Marcin Saduś zapewnia, że skala działalności sklepu została w znaczny sposób ograniczona. Okazuje się jednak, że wciąż można wejść na stronę sklepu i się tam zalogować, a "przedsiębiorstwo", które stworzył Jan S. posiada bardzo dużą bazę klientów. Liczy ona ok. 16 tys. osób.
- W przypadku sklepów internetowych w szczególności tych, które działają za granicą, możliwości ich likwidacji są trochę mniejsze, niż w przypadku innych sklepów. Wciąż prowadzimy postępowanie w tej sprawie - mówi Marcin Saduś, zastrzegając, że prokuratura nie udziela informacji na jego temat.