Podtapianie w wannie, przypalanie żelazkiem. Sąd uniewinnił Ukraińców oskarżonych o napady na domy
Sąd Okręgowy w Lublinie uniewinnił w poniedziałek trzech obywateli Ukrainy, których prokuratura oskarżyła o udział w napadach na domy, bicie i torturowanie ofiar, rabowanie pieniędzy i kosztowności. Wyrok nie jest prawomocny.
Według aktu oskarżenia trzej obywatele Ukrainy: 18-letni Maksym S., Oleksandr F. i Oleksandr S. pochodzący z położonej ok. 17 km od polskiej granicy Lubomli mieli wraz z innymi nieustalonymi osobami uczestniczyć w napadach, do których doszło w 2018 r. w Chełmie i pobliżu tego miasta. Obrabowane zostały trzy domy. Sprawcy napadów działali bardzo brutalnie. Wchodzili nocą do domów, bili ich mieszkańców, podtapiali w wannie, przypalali rozgrzanym żelazkiem, grozili śmiercią. Rabowali pieniądze i kosztowności.
Jak informuje portal Lublin112.pl w sprawie brutalnych napadów policjanci powołali specjalna grupę, której zadaniem było ustalenie oraz zatrzymanie sprawców. "Funkcjonariusze ustalili, że za przestępstwa odpowiada grupa Ukraińców, którzy przyjeżdżali do Polski głównie w tym celu. (...) Na terenie jednej z posesji w Berdyszczach w gminie Dorohusk w ręce policjantów wpadło sześciu mężczyzn" - czytamy. Z powodu braku dowodów większość z nich wypuszczono na wolność.
Konsekwentnie nie przyznawali się do winy
Oskarżeni konsekwentnie, zarówno w śledztwie jak i przed sądem, nie przyznawali się do winy.
Jak mówił, uzasadniając orzeczenie sędzia Bartosz Kamieniak, w śledztwie prokuratura zebrała wiele specjalistycznych opinii. Badano m.in. ślady daktyloskopijne, opon, obuwia, szukano DNA sprawców, badano sposób ich działania, zachowania. - Nie stwierdzono, że ślady, które udało się zabezpieczyć, pochodzą od sprawców, którym postawiono zarzuty i aresztowano ich - powiedział sędzia.
Sąd uznał, że dowody nie są wystaczające, mimo 20 różnych opinii biegłych. Kluczowe miały być zeznania pokrzywdzonych, którzy zapamiętali głosy napastników.
ZOBACZ: Bez cerkwi i znajomości języka. Ukraińcy wracają do ojczyzny
W śledztwie osoby poszkodowane słuchały brzmienia głosu 10 osób z Ukrainy zatrzymanych w tej sprawie, niektórzy poszkodowani zidentyfikowali głosy trzech z nich. Rozpoznani w ten sposób mężczyźni zostali oskarżeni. Nie mogli być rozpoznani po wyglądzie, bowiem podczas napadów sprawcy byli zamaskowani i zasłaniali oczy swoim ofiarom.
WIDEO: materiał "Wydarzeń"
Eksperyment z okazaniem głosu nie został utrwalony. Sąd miał do dyspozycji jedynie protokoły z jego przeprowadzenia. Głosy podejrzewanych ludzi były przedstawione poszkodowanym w przypadkowej kolejności, nie były zaprezentowane wśród wypowiedzi innych, podobnych, czego wymagają przepisy. Sąd uznał, że nie jest to wystarczający dowód do uznania winy oskarżonych. - Przepisy wymagają, aby warunki okazania wyłączały możliwość sugestii - podkreślił sędzia Kamieniak.
- Rozpoznanie drugiej osoby tylko po głosie, nawet jeśli to jest osoba najbliższa, którą dobrze znamy, jest bardzo trudne. Sąd wierząc w szczerość świadków nie przyjmuje jednak tego dowodu, jako dowodu o charakterze niewątpliwym i stuprocentowo pewnym, który dałby podstawę do ustalenia, że te osoby uczestniczyły w tych rozbojach - powiedział Kamieniak.
Sąd rozstrzygnął na korzyść oskarżonych
Sędzia podkreślił, że rzetelne przeprowadzenie takiego dowodu, zebranie w krótkim czasie ludzi o podobnych głosach, byłoby bardzo trudne, ale ta trudność nie może obciążać oskarżonych. - Zeznania świadka mogą być szczere, ale to nie znaczy, że są zgodne z prawdą. Nie wiemy, czy świadkowie nie popełnili błędu. Nie możemy tej czynności zweryfikować. Czynność została przeprowadzona wadliwie, nie dochowano warunków, które by wyłączały sugestię. Te wątpliwości sąd rozstrzygnął na korzyść oskarżonych - powiedział Kamieniak.
ZOBACZ: Zadał ekspedientce 50 ciosów kamieniem, bo miał długi. Zapadł wyrok
Po ogłoszeniu wyroku sąd zwolnił oskarżonych z aresztu. Wcześniej oskarżonym groziło do 12 lat pozbawienia wolności.
Obrońca jednego z oskarżonych, Mirosław Kuchnicki, zapowiedział z pozwem o odszkodowanie, jeżeli wyrok uniewinniający się uprawomocni. - Skoro żyjemy w kraju prawa i sprawiedliwości, to sprawiedliwości stało się zadość. W tej sprawie nie było żadnych dowodów. (…) Jeżeli wyrok się uprawomocni, to będzie pozew o odszkodowanie, bo w sprawie był stosowany bardzo długo areszt, prawie dwa lata - dodał Kuchnicki.
Prokuratora nie było na ogłoszeniu wyroku.