Przez koronawirusa może zabraknąć leków w polskich aptekach
Polska
Większość leków na świecie powstaje na bazie substancji czynnych produkowanych w Chinach
Większość leków na świecie powstaje na bazie substancji czynnych produkowanych w Chinach, gdzie z powodu koronawirusa zamykane są kolejne fabryki. Ta sytuacja może doprowadzić do zapaści na rynku farmaceutycznym w Polsce. Niektórych leków już zaczyna brakować.
Specjaliści z branży szacują, że w skali całego europejskiego sektora farmaceutycznego co najmniej 60 proc. surowców wykorzystywanych w produkcji leków pochodzi z Chin i Indii. Kraje te wyspecjalizowały się w wytwarzaniu substancji czynnych (API), z którymi producenci europejscy nie byli w stanie konkurować cenowo. Z powodu trwającej od kilkunastu tygodni w Chinach epidemii koronawirusa, zamykane są tam kolejne fabryki - m.in. produkujące leki w prowincji Hubei, a to może mieć bezpośrednie przełożenie na sytuację w Polsce.
Obawę, że zabraknie w Europie leków (np. antybiotyków) wyraził m.in. niemiecki minister zdrowia Jens Spahn przed spotkaniem ministrów zdrowia krajów UE w Brukseli.
"Trudno oszacować poziom ryzyka"
- W związku z bardzo dynamiczną sytuacją spowodowaną rozprzestrzenianiem się koronawirusa, trudno na tym etapie odpowiedzieć na pytanie dotyczące ryzyka braku poszczególnych leków lub grup leków, zwłaszcza tych do których półprodukty lub substancja czynna jest produkowana w Chinach - powiedział polsatnews.pl rzecznik resortu zdrowia Wojciech Andrusiewicz.
- W przypadku takich zdarzeń jak epidemia koronawirusa, nie można wykluczyć czasowego zawieszenia czy ograniczenia dostaw, co może z kolei wpłynąć na dostępność niektórych leków - zaznaczył rzecznik prasowy Naczelnej Izby Aptekarskiej Tomasz Leleno.
W podobnym tonie wypowiada się dyrektor Narodowego Instytutu Leków dr Anna Kowalczuk. - Nie mamy danych dotyczących tego, jakie półprodukty oraz substancje czynne wytwarzane są w zamykanych fabrykach, jak duże zapotrzebowanie rynku na te substancje występuje u wytwórców produktów leczniczych zarówno w Chinach jak i w innych krajach oraz w jaki sposób prowadzona jest polityka zachowania ciągłości produkcyjnej, tj. tworzenia zapasów, tworzenia list różnych dostawców kwalifikowanych dla tej samej substancji. Bez analizy powyższych danych, nie jest możliwe prognozowanie zagrożenia dostępności leków dla pacjentów - podkreśliła Kowalczuk. - Wiele zależy od czasu trwania epidemii - dodała.
Przedstawicielka największej z firm farmaceutycznych - Polpharmy - przekonuje, że obecnie koncern nie ma problemów z brakiem surowców, których przyczyną mogłoby być zamknięcie fabryk lub środków transportu z powodu koronawirusa. - Tym niemniej, zdajemy sobie sprawę, że sytuacja w Chinach wciąż nie jest opanowana, dlatego analizujemy wszystkie scenariusze i opracowujemy plany działań zapobiegających ryzykom braku surowców do produkcji - podkreśliła Magdalena Rzeszotalska, dyrektor ds. Komunikacji Korporacyjnej i CSR.
Z informacji, które przekazał nam prezes Polskiego Związku Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego Krzysztof Kopeć wynika, że jak dotąd inne polskie firmy również nie zgłaszają przerw w dostawach substancji czynnych do produkcji leków - choć powody do niepokoju istnieją. - Krajowi producenci leków są w stałym kontakcie ze swoimi dostawcami. Monitorują sytuację oraz opracowują potencjalne scenariusze oraz plany zarządzania ryzykiem - zapewnił.
Brakuje niemal 50 leków
Mimo uspokajających wypowiedzi ze strony przedstawicieli instytucji monitorujących rynek leków, jeszcze przed epidemią koronawirusa pojawiały się sygnały świadczące o brakach w dostępności niektórych medykamentów.
Według najnowszego raportu serwisu Gdziepolek.pl obecnie brakuje 48 leków stosowanych m.in. w chorobach stawów, oczu, mukowiscydozy oraz w chorobie Parkinsona.
Zaś w związku z samym koronawirusem zdaniem farmaceutów, najbardziej zagrożone pod względem dostępności są m.in. penicylina G oraz inne antybiotyki, leki przeciwnowotworowe, czy witaminy z grupy B.
Polskie leki, polskie substancje czynne
Pod koniec 2017 r. premier Mateusz Morawiecki wyraził życzenie, aby leki były coraz tańsze i coraz bardziej polonizowane. - W Polsce kupujemy 70 proc. leków zagranicznych, a w Niemczech i we Francji 90 proc. leków, które są tam sprzedawane, to leki francuskie i niemieckie. (…) Chcemy to stopniowo zmieniać - mówił szef rządu podczas konferencji, na której ogłosił utworzenie Instytutu Biotechnologii Medycznej.
Zobacz: Premier: chcemy, aby leki były coraz częściej polonizowane
Za takim rozwiązaniem opowiadają się rodzimi producenci leków. Zdaniem prezesa PZPPF produkcja leków w Polsce powinna być w przyszłości naszym buforem bezpieczeństwa, nawet jeśli miałoby to wymagać większych nakładów, bo tylko to uniezależni nas od dostaw z Azji.
- Krajowi Producenci Leków postulują, aby przy refundacji preferować dostawców, którzy produkują w Polsce. Ma to skutkować tym, że krajowe firmy będą zwiększać produkcję, a zagraniczne zaczną w Polsce wytwarzać leki. Pamiętajmy, że u nas leki należą do jednych z najtańszych w UE, więc w sytuacji deficytów na rynku, jesteśmy ostatnim krajem, do którego firmy zagraniczne je dostarczą. Poza tym pierwszeństwo zawsze mają kraje macierzyste producenta, co oznacza, że niemieckie koncerny w pierwszej kolejności zaopatrzą niemiecki rynek, a francuskie Francję. Zwiększajmy więc produkcję leków w Polsce - postuluje Krzysztof Kopeć.
- Produkcja substancji czynnych w Polsce powinna stać się powszechnym standardem - uważa rzecznik NIA Tomasz Leleno.
Nagłe, nieprzewidziane sytuacje, jak epidemia koronawirusa, to nie jedyny powód, dla którego warto dążyć do uniezależniania przemysłu farmaceutycznego od dostawców z Azji. Od wielu miesięcy mówiło się o tym, że sposób produkcji API w chińskich fabrykach pozostawia wiele do życzenia. W połowie ub. roku kilkanaście wielkich ośrodków zamknięto - jak oficjalnie podano - z uwagi na troskę o środowisko. W Polsce występowały wtedy braki w dostępie do ponad 100 leków - głównie tych stosowanych przy chorobach tarczycy, cukrzycy, chorobach kardiologicznych oraz leków przeciwbólowych.
"Produkcja API zużywa tyle prądu, co 15-tysięczne miasto"
W listopadzie 2019 r. Polfa Tarchomin (której większościowym udziałowcem jest Skarb Państwa) otrzymała dokapitalizowanie kwotą 200 mln zł w najbliższych 10 latach. Środki te mają trafić na nowe linie produkcyjne (m.in. antybiotyków, które do tej pory przyjeżdżały z zagranicy) oraz unowocześnić infrastrukturę produkcyjną.
Jak poinformowała firma, surowce obecnie wykorzystywane do tworzenia leków, pochodzą z wewnętrznej produkcji oraz od dostawców z 13 krajów (w tym m.in. Chin, Indii, USA, Austrii, Włoch i Holandii). O to, czy firma zamierza w najbliższym czasie zwiększyć produkcję substancji czynnych i z czym to się wiąże zapytaliśmy jej przedstawiciela.
ZOBACZ: Szczepionki na koronawirusa. "Pierwsze rezultaty za kilka tygodni"
- Wytwarzanie własnej substancji czynnej jest drogie ze względu na bardzo wysokie koszty m.in. prądu. Część surowców pochodzi z Chin i dzieje się tak w całej Europie. Wyzwanie związane z produkcją musi być rozwiązane na poziomie EU-Stany Zjednoczone. W Europie i Ameryce mamy rygorystyczne normy środowiska, a biotechnologia jest bardzo energochłonnym procesem. Pojawia się tutaj pytanie, jak połączyć z jednej strony dążenie do bycia ekologicznym przez Europę z wyzwaniami wynikającymi z bardzo energochłonnej produkcji. Przekłada się to np. na wysoką emisję dwutlenku węgla. Problem związany z uzależnieniem od produkcji chińskiej nie jest zatem do rozwiązania przez jeden kraj. Przyczyny tego leżą w tym jak od kilkudziesięciu lat funkcjonuje światowa gospodarka - powiedział prezes zarządu Jarosław Król.
- W latach 90. ubiegłego wieku Polfa Tarchomin jako jeden z największych producentów substancji czynnej do erytromycyny zużywała dziennie więcej prądu niż 15-tysięczne miasto tylko w procesie przygotowywanie jednego API. Zapotrzebowanie energetyczne wynosiło 30 megawatów (wliczając w to moc potrzebną do wytworzenia pary). Później pojawienie się olbrzymich fabryk chińskich spowodowało drastyczne obniżki ceny i w konsekwencji zamknięcie dużego oddziału produkcyjnego - dodał Król.
Ministerstwo Zdrowia nie odpowiedziało do nasze pytania dotyczące tego, jakie działania zamierza w najbliższym czasie podjąć resort, aby zwiększyć produkcję leków z polskich substancji czynnych i jaka jest oczekiwana skala produkcji API w kraju wobec półproduktów sprowadzanych z zagranicy.