"Nie zderzyłem się z samochodem, tylko z władzą". Sebastian Kościelnik, kierowca seicento
- Pani premier Beata Szydło napisała do mnie list. Było w nim napisane, że wszyscy są równi wobec prawa. W ciągu roku przesłuchano mnie raz. Prokurator zaproponował ugodę, z której wynikało, że muszę przyznać się do winy. Ale ja jestem niewinny - mówił w sobotę Sebastian Kościelnik, mężczyzna oskarżony o spowodowanie wypadku z udziałem samochodu wiozącego ówczesną premier.
Sebastian Kościelnik przemawiał w sobotę na pierwszej ogólnopolskiej konwencji wyborczej kandydatki KO Małgorzaty Kidawy-Błońskiej.
- To był piątek, wracałem do domu. Za parę minut miałem się znaleźć na miejscu. Nie dotarłem do niego przez następne 9 godzin - zaczął.
Jak powiedział, doszło do wypadku. - Pancerna limuzyna wjechała w moje seicento z dość dużą prędkością. Wyrzuciło mnie 20 metrów dalej, byłem w szoku. Mój samochód otoczyło 11 oficerów z bronią, zabronili mi wysiadać. Chwilę później na miejscu było kilkudziesięciu policjantów, straż pożarna. Byłem przerażony - relacjonował Kościelnik.
ZOBACZ: Premier Szydło pozbawiła Wojtunika certyfikatów bezpieczeństwa. Jest decyzja sądu
Z jego relacji wynika, że po dwóch godzinach pozwolono mu wyjść z samochodu. - Ale tylko po to, żeby radiowozem mogli mnie przewieźć do szpitala - dodał.
- Przebadano mnie na obecność alkoholu, narkotyków, ale nikt nawet nie zapytał, jak się czuję - mówił.
Kościelnika poinformowano o jego zatrzymaniu. - Przesłuchano mnie dopiero 6 godzin później. O 3 w nocy wróciłem do domu. Następnego dnia w telewizji usłyszałem, jak politycy wydają na mnie wyrok: winny - relacjonował.
"Ten list to pusta deklaracja"
Jak powiedział, przez kolejne dni dziennikarze koczowali przed jego drzwiami, a on sam bał się wyjść z mieszkania. - Nie zderzyłem się z samochodem. Zderzyłem się z władzą - powiedział.
- Z telewizji dowiedziałem się, że pani premier napisała do mnie list. Dwie godziny później ten list naprawdę dostałem. Było w nim napisane, że wszyscy są równi wobec prawa, mają te same prawa i obowiązki. Uwierzyłem w to - mówił.
Przyznał jednak, że w ciągu roku został przesłuchany tylko jeden raz. - W tym czasie odsunięto trzech prokuratorów, czwarty zaproponował ugodę, z której wynikało, że muszę przyznać się do winy. Ale ja jestem niewinny - podkreślił.
- Minęły trzy lata. Mój proces nadal trwa. Gdybym mógł cofnąć czas, nic bym nie zmienił. Zrozumiałem, że ten list to była tylko pusta deklaracja. Chciałbym żyć w kraju, w którym każdy byłby równy wobec prawa - powiedział Kościelnik.
WIDEO: Sebastian Kościelnik na konwencji Małgorzaty Kidawy-Błońskiej.
ZOBACZ: Lubnauer: Beata Szydło stanie przed Trybunałem Stanu
Zaczął skręcać w lewo
Do wypadku doszło 10 lutego 2017 r. w Oświęcimiu. Poszkodowana została w nim ówczesna premier Beata Szydło oraz funkcjonariusze BOR.
Policja podała, że rządowa kolumna trzech samochodów wyprzedzała fiata seicento. W środku kolumny znajdował się pojazd, którym jechała Beata Szydło. Kierowca seicento przepuścił pierwszy samochód, a następnie zaczął skręcać w lewo i uderzył w auto ówczesnej szefowej rządu, które następnie uderzyło w drzewo.
W akcie oskarżenia, wskazano, że kierowca przepuścił samochód emitujący świetlne sygnały uprzywilejowania, ale później nie zachował ostrożności, nie obserwował jezdni za swoim autem i nie upewnił się, czy pojazd uprzywilejowany jest jeden, czy więcej. Ruszył, nie ustępując pierwszeństwa, i doprowadził do zderzenia z drugim samochodem BOR-u, który akurat go wyprzedzał.
Czytaj więcej