Ofiara księdza: pamiętam strach, żeby to zdjęcie nie pokazało, co działo się między nami

Polska
Ofiara księdza: pamiętam strach, żeby to zdjęcie nie pokazało, co działo się między nami
Anna Misiewicz w "Skandalistach" tłumaczy, dlaczego o swojej historii milczała ponad 30 lat

- Moja pierwsza komunia była w czasie, gdy ksiądz mnie molestował. Była wypełniona strachem i lękiem o to, czy ktoś, kto będzie oglądał to zdjęcie coś zauważy, czy ksiądz nie zrobi jakiegoś niespodziewanego ruchu, czegoś nie powie - powiedziała w "Skandalistach" Anna Misiewicz, której historię nagłośnił film Tomasza i Marka Sekielskich "Tylko nie mów nikomu".

Anna Misiewicz w filmie braci Sekielskich zdecydowała się opowiedzieć o tym, co spotkało ją ze strony ks. Jana A. Widzowie zobaczyli wówczas m.in. jej konfrontację z 84-letnim księdzem. 

 

- Milczałam 33 lata. Ze strachu przed księdzem, sąsiadami, ludźmi dookoła - tłumaczyła na antenie Polsat News. 

 

Dodała, że bała się wyjawić prawdę nawet będąc już kobietą, bo w rodzinnej miejscowości zostali jej rodzice i dalej tam mieszkają. 

 

Agnieszka Gozdyra przypomniała zdjęcie z pierwszej komunii świętej pani Anny, stojącej obok księdza Jana A. 

 

- Jako mała dziewczynka pamiętam ten strach, o to żeby to zdjęcie z komunii nie pokazało, co się między nami działo w tym czasie - opowiadała Misiewicz. 

 

"Mieszkańcy dalej w to nie wierzą"

 

Jej zdaniem, gdyby prawda wyszła na jaw w tamtym czasie, to mieszkańcy "alby wysłaliby ją do zakładu psychiatrycznego, albo napiętnowali ją i jej rodzinę tak, że należałoby z tej wsi uciekać. Bo dziś, ci mieszkańcy dalej (po obejrzeniu filmu Sekielskich - red.) nie wierzą, że ksiądz mógł dotykać 7-letnią dziewczynkę".


- Z tego co wiem, są takie reakcje, że po co to wyciągać, że ksiądz ma już 84-lata i mogłabym mu dać spokój, że wyjechałam stamtąd, poukładałam sobie życie, mam pracę, dziecko, więc tak naprawdę powinnam być szczęśliwa - mówiła. 

 

ZOBACZ: Kościół zapłaci 300 tys. zł ofierze księdza-pedofila. Sprawę nagłośnił film Sekielskich

 

Wspominała, że podczas konfrontacji, siedząc naprzeciw Jana O. odczuwała różnorodne uczucia. - Czułam złość, współczucie i strach, ten, co kiedyś. Ksiądz rozpoznał mnie i chyba nie domyślał się, po co ja tam przyszłam. Z początku był radosny, uśmiechnięty - powiedziała. 

 

"Dwa dni po emisji filmu przyszedł policjant z Kielc"

 

Choć prokuratura wciąż zajmuje się historią pani Anny, spodziewa się ona umorzenia sprawy ze względu na przedawnienie.

 

- Dwa dni po emisji filmu przyszedł policjant z Kielc i zapytał, czy zgłoszę sprawę do prokuratury. Zgłosiłam. Pomyślałam o innych ofiarach księdza. Jestem przekonana, że jest ich więcej i być może w tamtych sprawach jest szansa, by coś się zadziało - stwierdziła. 

 

Wideo: Anna Misiewicz w "Skandalistach" mówi o tym, dlaczego o swojej historii milczała ponad 30 lat

  

 

Misiewicz wspominała, że jako 7-letnia dziewczynka wstawała przed godz. 6 rano, by dotrzeć na plebanię. Sprzątała ją przed zajęciami w szkole. Szła około 40 minut, by tam dotrzeć.

 

- To się działo 33 lata temu - przypomniała. - Ksiądz był autorytetem, był na piedestale, słuchało się go i wierzyło, że nie mógłby zrobić nikomu krzywdy. Ja byłam bardzo grzeczną dziewczynką. Jadąc do studia uzmysłowiłam sobie, że on nigdy nie powiedział mi, bym nikomu o tym wszystkim nie mówiła. On wiedział, że tego nie zrobię.

 

ZOBACZ: Abp Scicluna w Polsce. Odniósł się do filmu Sekielskich

 

Dodała, że na pewno była jeszcze jedna dziewczynka, która widziała, co ksiądz robił pani Annie, a pani Anna widziała, co ksiądz robił tej dziewczynce. - Nigdy o tym nie rozmawiałyśmy. Po latach spotkałyśmy się raz, spojrzałyśmy na siebie i spuściłyśmy wzrok, nawet nie powiedziałyśmy sobie "cześć" - relacjonowała.  

 

"Biskup ją osaczył"


Do rozmowy dołączył red. Marcin Wójcik, który w reportażu "Zły dotyk biskupa" w Dużym Formacie opisał historię pani Moniki. Kobieta oskarża biskupa krakowskiego Jana Szkodonia, że molestował ją, gdy miała 15 lat. Biskup Szkodoń zaprzecza tym zarzutom.

 

Wideo:"Biskup ją osaczył. Najpierw wdał się w łaski rodziców, przyjeżdżał na kolacje, obiady"

  

 

Autor reportażu o pani Monice mówi w "Skandalistach", że zdecydowała ona się opowiedzieć o tym co ją spotkało, bo "jest katoliczką i nie może być tak, że biskup nadal wizytuje parafie, ma kontakt z młodymi dziewczynami, z dziećmi".

 

ZOBACZ: Biskup opuścił Archidiecezję Krakowską. W tle oskarżenia o molestowanie


- Biskup ją osaczył. Najpierw wdał się w łaski rodziców, przyjeżdżał na kolacje, obiady. On maluje, zabierał więc farby i malował w mieszkaniu rodziców Moniki. To była zażyła relacja. Proszę sobie wyobrazić... to już nie jest proboszcz wiejski, to jest biskup ważnej diecezji. Rodzicom do głowy nie przyszło, że ktoś taki może robić coś takiego ich córce - mówił Marcin Wójcik.

 

"Dość perfidnie zaangażował Jana Pawła II"

 

Dziennikarz opowiadał, że biskup wymyślał preteksty, by zaprosić do siebie 15-latkę.

 

- Np. mówił, że da jej książkę, czy różaniec poświęcony przez Jana Pawła II. Dość perfidnie zaangażował Jana Pawła II. Uważał się za jego przyjaciela i wręczał rodzicom Moniki prezenty od niego. Tutaj nie mamy tylko autorytetu biskupa, ale i samego papieża. Oni czuli się wyróżnieni, że biskup przyjeżdża, jada u nich, ale też prowadzi ich córkę. Przygotowuje do bierzmowania i czuwa nad jej rozwojem duchowym. To był 1998 r. kiedy w Polsce nikt nie mówił o pedofilii, tym bardziej jeśli u biskupów - przypomniał Wójcik.

 

Dodał, że pani Monika czekała bardzo długo, by móc o tym opowiedzieć kościelnym hierarchom.

 

- Z tego co szybko teraz liczę 6-8 miesięcy. Poprzez nuncjaturę wysłała list do papieża Franciszka, ominęła krakowską kurię, ponieważ nie ma zaufania do abp. Jędraszewskiego, nie wierzyła w jego bezstronność. W maju 2019 r. napisała do papieża, zaproszenie na rozmowę przyszło w styczniu 2020 r. W między czasie zgłosiła sprawę do prokuratury. Umorzono ją ze względu na przedawnienie - opisywał. 

 

ZOBACZ: "Zarzuty boleśnie dotknęły wiele osób, dla których bp Jan jest autorytetem, ojcem i przyjacielem"

 

Zaznaczył, że prokurator podeszła bardzo porządnie do sprawy i napisała, że to co mówi pani Monika jest prawdopodobne.

 

Wójcik cały czas ma kontakt z bohaterką reportażu. - Jest jej przykro, że nikt z Archidiecezji Krakowskiej nie odezwał się do niej i nie zapytał, czy czegoś nie potrzebuje. - To pokazuje jakieś zniewolenie w Kościele, że ten święty wizerunek Kościoła jest ważniejszy niż dobro ofiar - ocenił. 

ml/ Polsat News
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie