Hołownia o spocie z brzozą: to miał być protest przeciwko upolitycznianiu Smoleńska
- Nie powinno się robić polityki na Smoleńsku. Młodzi ludzie, którzy robili film, chcieli zaprotestować przeciwko upolitycznianiu tragedii - tak Szymon Hołownia wyjaśniał programie "Graffiti" sprawę swojego kontrowersyjnego spotu wyborczego. Kandydat na prezydenta dodał, że jego start w wyborach to "nowe zjawisko na scenie politycznej", co "wszystkich ciekawi".
Publicysta Szymon Hołownia w środę zaprezentował film inaugurujący jego kampanię prezydencką. W spocie padają słowa: "będziemy walczyć o każde drzewo. Nie tylko o jedno", którym towarzyszy ujęcie brzozy, a następnie w kadrze pojawia się przelatujący papierowy samolocik.
Spot skrytykowali politycy różnych opcji. Zarzucili Hołowni, że to aluzja do katastrofy smoleńskiej. Dzień później kandydat usunął film i przeprosił za jego publikację.
— Szymon Hołownia Oficjalny (@szymon_holownia) February 6, 2020
"Forma była niewłaściwa, nie dopilnowałem tego"
O sprawę spotu zapytał Hołownię w piątkowym programie "Graffiti" Tomasz Machała. - To piękne, że polska prawica nigdy Smoleńskiem nie grała i nie wykorzystywała go do politycznych celów - skomentował ironicznie kandydat.
ZOBACZ: Kontrowersje wokół spotu wyborczego Szymona Hołowni. Pojawiła się w nim brzoza
Jego zdaniem, "w ogóle nie powinno się robić polityki na Smoleńsku". - Błąd, który popełniliśmy i za który przeprosiłem, nie wynikał z niczyich złych intencji. Młodzi ludzie, który robili ten film, chcieli w ten sposób zaprotestować przeciwko upolitycznianiu tragedii. Forma była niewłaściwa, nie dopilnowałem tego - przyznał Hołownia.
Dodał, że podczas kampanii wyborczej "trudno jest wszystko kontrolować, w takim pędzie, bez zaplecza politycznego". - Uważam, że jedną z największą wartości jest bezbrzeżna szczerość. Jeżeli coś zauważyłem po fakcie, mówię "przepraszam" - zapewnił publicysta.
Zauważył, że "wszyscy popełniamy błędy, jako menedżerowie". - Obaj o tym doskonale wiemy. To jest sytuacja, która będzie się zdarzała w życiu każdego sztabu - mówił Hołownia.
"Gdybym chciał zimno kalkulować, podgrzewałbym ten temat kilka tygodni"
Tomasz Machała zapytał, czy prawdziwe są podejrzenia o celowym umieszczeniu kontrowersyjnych scen w spocie w myśl, że "lepiej zgrzeszyć i żałować, niż żałować, że się nie zgrzeszyło".
Zacytował też Błażeja Spychalskiego, rzecznika prezydenta Andrzeja Dudy: "to była zimna kalkulacja"
- Cieszę się, że rzecznik pana prezydenta jest tak emocjonalnym, otwartym i ciepłym człowiekiem; że nigdy nie kieruje się wyrachowaną kalkulacją polityczną. Bzdury i spiskowe teorie dziejów. Gdybym chciał zimno kalkulować, ciągnąłbym i podgrzewał ten temat kilka tygodni - odparł Hołownia.
"Mam w telefonie numery do osób, które zginęły w Smoleńsku"
Kandydat zapewnił, że ma inne polityczne wzorce niż Janusz Palikot. - Z całą sympatią do niego, nie zgadzam się z tym, co Palikot robił wokół Smoleńska - stwierdził.
ZOBACZ: Zaprezentowano sztab Kidawy-Błońskiej
Podkreślał, że Smoleńsk był dla niego osobistą tragedią. - Mam w telefonie numery do ks. Romana Jędrzejczyka i innych osób, które zginęły w tej katastrofie. Nie będziemy grali Smoleńskiem, bo to nie jest OK - zapowiedział Hołownia.
"To nie był film dokumentalny"
Tomasz Machała nawiązał również do innego fragmentu filmu, w którym pojawia się Sławomir Nitras, poseł Koalicji Obywatelskiej.
- Nazywa go pan "mniejszym złem". Jego córka napisała: "dziwi mnie, że robi to osoba, która propaguje chrześcijańskie wartości. Budowanie polityki na wskazywaniu dobrych i złych to niezwykle przykre zjawisko" - zacytował.
Hołownia uznał, że "to nie był film dokumentalny". - To był spot, w którym dynamiczny montaż i szybkie wrzucanie obrazków ze sporu politycznego było okraszone dotyczącymi go sformułowaniami - powiedział.
- Często ludzie, z którymi się rozmawiam, mówią, że głosowali na "mniejsze zło". Pan poseł Nitras, jeżeli poczuł się dotknięty, to jest mi bardzo przykro, ale jest posłem, bierze udział w tej grze - stwierdził publicysta.
Hołownia o swojej kandydaturze: to nowe zjawisko na scenie politycznej
Prowadzący zapytał o Jacka Cichockiego, szefa sztabu wyborczego Hołowni, który był bliskim współpracownikiem premiera Donalda Tuska. - Jeżeli miałbym szukać osób, które nie były w polityce, powiedzielibyście mi państwo, że biorę "zielonych" oraz amatorów i jak ja chcę robić politykę - wytłumaczył Hołownia.
Dodał, że Cichocki nigdy nie należał do partii i "ma bardzo określony światopogląd". - Moja kandydatura, to nowe zjawisko na scenie politycznej i wiadomo, że wszystkich ciekawi. Z badawczym zainteresowaniem przyglądam się temu, co może lęgnąć się w głowach komentatorów - mówił.
Zapewnił, że za jego startem w wyborach nie stoi Donald Tusk. - Ostatni raz widzieliśmy się w Zambii w 2015 lub 2016 roku i to była nasza ostatnia rozmowa - stwierdził.
Hołownia o swoim wykształceniu: co wynika z tego, że Duda jest doktorem prawa?
Hołownia skomentował też fakt, że nie ma wyższego wykształcenia. - Tadeusz Mazowiecki też nie miał i wielu innych wybitnych przedstawicieli też nie miało - zauważył. A kiedy dziennikarz zauważył, że prezydent Duda ma doktorat, Hołownia odparł: - A co wynika z tego, że Andrzej Duda jest doktorem prawa i w taki sposób prowadzi sprawy związane z sądownictwem?
ZOBACZ: "Trybunał Konstytucyjny nie istnieje. Zasiadają w nim trzy osoby, które nie są sędziami"
- Mamy wielu doktorów habilitowanych i profesorów w Sejmie, którzy pozbawili mnie jakichkolwiek kompleksów. Pięć lat studiowałem - powiedział - dodał gość "Graffiti".
Dotychczasowe odcinki "Graffiti" można obejrzeć w zakładce "Programy".
Czytaj więcej