Bez cerkwi i znajomości języka. Ukraińcy wracają do ojczyzny
Ukraińcy pracujący w Polsce nie będą wyjeżdżać do Niemiec. Obecny rok może być jednak przełomowy pod względem napływu kolejnych rąk do pracy, bo sytuacja gospodarcza u naszego wschodniego sąsiada zaczyna się poprawiać. Prawdopodobnie więcej osób wróci na Ukrainę, niż z niej wyjedzie.
- Obawy, jakie mieliśmy jeszcze kilka miesięcy temu, że Ukraińcy zatrudnieni w Polsce będą się masowo przeprowadzać do Niemiec po liberalizacji tamtejszych przepisów i otwarcia rynku na obywateli spoza UE nie spełniają się. Prawo okazało się bardziej restrykcyjne, niż się spodziewano - mówi polsatnews.pl Andrzej Kubisiak, ekspert ds. Rynku Pracy i kierownik Zespołu Komunikacji w Polskim Instytucie Ekonomicznym.
1 marca w Niemczech wejdzie w życie nowela prawa migracyjnego. Ułatwienia w ubieganiu się o pracę w Niemczech dotyczą jednak tylko pracowników wykwalifikowanych, posiadających co najmniej dwuletnie kwalifikacje zawodowe potwierdzone certyfikatem. Chodzi m.in. o pracowników technicznych, czyli inżynierów i elektryków oraz kadry do sektora opieki - np. pielęgniarki. Jednocześnie chętni muszą wykazać się komunikatywną znajomością języka. Jeśli dana osoba zostanie pozytywnie zweryfikowana przez niemiecki urząd, będzie mogła przyjechać i podjąć pracę z oferty albo poszukiwać jej na własną rękę. W kwestii ułatwień, Niemcy rezygnują jeszcze z testu rynku pracy - urząd nie będzie już sprawdzał, czy na dane stanowisko nie ma kandydatów w kraju.
Zdecydowana większość pracuje fizycznie
- Polacy mają w pełni otwarty rynek pracy niemiecki od 2011 r. Prognozowano wówczas, że bardzo wielu wyjedzie do pracy do Niemiec. Ta pula wyjazdów była znacząca, ale nie aż tak duża, dlatego, że barierą okazał się brak znajomości języka, mimo że wówczas nie były to przeszkody formalne. Agencje miały problem, żeby zrekrutować odpowiednią liczbę osób. A wśród Polaków znajomość języka niemieckiego jest znacznie wyższa niż wśród Ukraińców - zaznacza Kubisiak.
W Polsce średnio rocznie przebywa od 1,2 mln do 1,5 mln cudzoziemców, 90 proc. z nich to obywatele Ukrainy. Według NBP 330 tys. posiada zezwolenia na pracę, pozostali pracują na podstawie oświadczeń. Zdecydowana większość fizycznie - mężczyźni w budownictwie, kobiety jako sprzątaczki i opiekunki. Często znajdują też zatrudnienie w gastronomii. Jak oszacowali specjaliści banku Citi Handlowy, wkład migrantów do wzrostu naszego PKB wynosił od 2014 r. średniorocznie 0,5 pkt. proc.
ZOBACZ: Ukrainiec zarabiał na leczenie siostry, wypłaty nie dostał i wegetuje w aucie
- Nie jest to na pewno otwarcie się rynku niemieckiego na Ukraińców - podkreśla Paweł Kułaga, prezes zarządu Foreign Personnel Service Sp. z o.o., agencji rekrutacyjnej, specjalizującej się w pozyskiwaniu pracowników z krajów wschodniej Europy oraz Azji. - Eksperci szacują, że tylko ok. 25 tys. ludzi podejmie pracę na podstawie nowego prawa, w tej liczbie będą również Ukraińcy. Niemcy w ostatnim czasie prowadzą prężną rekrutację na Bałkanach, w Serbii i w Bośni. Z Filipin ściągają opiekunki do dzieci, pielęgniarki.
Polsko-Ukraińska Izba Gospodarcza we współpracy z Agencją pracy tymczasowej Foreign Personnel Service przeprowadziła ankietę na temat pracy i pobytu w Polsce migrantów z Ukrainy. 73 proc. badanych deklarowało chęć kontynuacji pracy, a 27 proc. nie wyrażało takiego zamiaru, z czego 9 proc. planowało powrócić do swojego kraju, a 18 proc. chciałoby znaleźć pracę w innych krajach Europy (16 proc. właśnie w Niemczech). 74 proc. respondentów, procedury legalizacji pobytu oceniało jako zbyt skomplikowane i długotrwałe. Dla 54 proc. ankietowanych motywacją do pozostania w Polsce byłoby wyższe niż obecnie wynagrodzenie. Z raportu firmy OTTO Work Force Polska opublikowanego w grudniu wynika natomiast, że co drugi Ukrainiec rozważa migrację na Zachód, w tym 70 procent do Niemiec.
Zdaniem Pawła Kułagi, znaczna część chętnych do podjęcia pracy w Niemczech nie posiada jednak wiedzy na temat tamtejszego rynku i mylnie szacuje swoje możliwości. - Niektórzy już w grudniu 2018 r. byli pewni, że od stycznia 2019 r. otwiera się rynek niemiecki. Nie chcieli nawet podjąć pracy na którą się zgłosili, już mieli wizy przygotowane. Ta świadomość nadal bywa dość słaba, że to nie jest otwarcie rynku niemieckiego na wszystkich - zaznacza.
Olena: w Polsce i bez języka można się dogadać
Jednocześnie rośnie liczba osób przebywających w Polsce na podstawie długoterminowych zezwoleń na pracę. Widać to również w zwiększających się wysokościach składek płaconych do ZUS przez pracowników ukraińskich. - Osoba, która ma legalną pracę w Polsce, tak łatwo nie podejmie decyzji o wyjeździe - uważa Andrzej Kubiak.
Nadia Gruszycka od 9 lat mieszka w Warszawie. - Przyjechałam na studia magisterskie, chciałam mieć dyplom któregoś z europejskich krajów, a Polska była najbliżej. Mam też polskie korzenie. Myślałam że wrócę, ale dostałam bardzo dobrą pracę jako tłumacz w międzynarodowej korporacji - mówi Nadia.
Młoda kobieta prowadzi w Warszawie szkołę językową, agencję rekrutującą studentów na studia zagraniczne i salon fryzjerski. - Jestem bardzo wdzięczna Polsce, bo dała mi możliwość rozwinąć kilka firm, choć płacę duże podatki. Czuję wsparcie od Polaków i od kraju - zaznacza.
ZOBACZ: "Powiedziała, że zadzwoni po kolegę i to załatwi". Zeznania świadków ws. śmierci Vasyla
47-letni Oleksandr na Ukrainie ostatni raz był przed Euro 2012. Pracuje na budowie, a jego żona jest sprzątaczką.
Lubi Polskę, dobrze się tutaj czuje, ma wielu kolegów Ukraińców. Podkreśla, że niewielu z jego znajomych rozważa wyjazd do Niemiec i raczej są to młodzi ludzie, którzy nie założyli rodzin. - Gdybym był młodszy, to może bym się zastanawiał, ale teraz… języka nie znam - mówi mężczyzna. Jego syn, z wykształcenia elektryk, poznał w Polsce żonę, rodaczkę i niedawno wyjechali razem na Ukrainę gdzie on dostał pracę w dużym przedsiębiorstwie.
Z Oleksandrem od kilku dni pracuje 22-letni Witalij, który właśnie przyjechał ze wschodniej części kraju. Od półtora roku w Warszawie mieszka już jego dziewczyna, 20-letnia Waleria, która pracę znalazła w jednym z barów mlecznych w stolicy. Nad wyjazdem do innego kraju dotąd się nie zastanawiali.
Olena ma 56 lat, pochodzi z okolic Lwowa. Pierwszy raz przyjechała do Polski 22 lata temu, najmując się do prac sezonowych. Od kilku lat mieszka na stałe w Ożarowie Mazowieckim, pracuje jako ekspedientka w sklepie spożywczym. Mieszkają i pracują tam także jej syn i córka z rodzinami. O wyjeździe do Niemiec nie myśli.
"W niedzielę zawsze chodziło się do cerkwi, potem do rodziny. Tutaj tego nie ma"
- To jest całkiem inny kraj, wszystko jest inne. Jak przyjechałam do Polski, to nawet języka nie znałam, a można było się jakoś dogadać. Pewnie, że w Niemczech są większe zarobki, ale mnie wystarczy to, co mam. Z tego, co zarobię mogę się utrzymać i mieszkanie opłacić - mówi kobieta.
Chciałaby jednak wrócić na Ukrainę, gdzie żyją jej krewni. - W niedzielę zawsze chodziło się do cerkwi, potem do rodziny. Tutaj tego nie ma. Umawiam się czasem z jakąś koleżanką w kawiarni, pójdę do ośrodka ukraińskiego, ale to nie to samo - mówi Olena. - Gdybym tylko miała pewną pracę w kraju, to bym wróciła - zaznacza.
ZOBACZ: Ukrainka przez rok nie wiedziała, że przebywa w Polsce nielegalnie. Teraz musi się ukrywać
Młode małżeństwo Andrij i Anastazja przyjechali do Wrocławia po wybuchu wojny w Donbasie. Mężczyzna znalazł zatrudnienie jako magazynier w markecie, kobieta jest opiekunką do dzieci. Podoba im się w Polsce i wiążą z naszym krajem swoją przyszłość. - W pobliżu mieszka wielu Ukraińców, mamy z nimi dobre relacje, jak również z Polakami. A wyjazd do Niemiec to dla nas wielka niewiadoma - mówi Andrij. Część jego kolegów pracuje na "czarno". Jak tłumaczy, niektórzy pracodawcy wolą zatrudniać bez umowy, bo dla nich to mniejsze koszty i sposób na uniknięcie żmudnych, urzędniczych procedur. - W Niemczech musisz mieć legalną pracę, a to nie jest takie proste - przyznaje.
Maria i Stanisław od 30 lat mieszkają w Bensheim, w środkowej części Niemiec. Nie zauważają, żeby w ostatnim czasie przyjechało tam więcej Ukraińców.
- Na ulicach raczej nie słychać ukraińskiego, za to Polaków w naszym rejonie jest dużo i ściągają tutaj rodziny, znajomych - mówi Maria. Jak dodaje, o pracę jest jednak ciężko, bo konkurencja wśród Polaków jest spora. - Kiedyś język wystarczał, teraz kompetencje są równie istotne co komunikatywność. Trudno też pracować na czarno ze względu na nasilone kontrole - podkreśla.
Więcej pracy na Ukrainie
Zdaniem specjalistów, największym "zagrożeniem" dla stabilności rynku naszego zatrudnienia może być fakt, że ukraińska gospodarka zaczyna się poprawiać, w związku z czym mniej osób będzie skłonnych do wyjazdu.
- Widać odbicie gospodarcze, choć na razie jest to pierwsze półrocze, kiedy słupki idą w górę. W dużych ośrodkach - w Kijowie, we Lwowie, w Odessie, sporo się buduje, powstają fabryki. Część osób woli pozostać z rodziną i pracować za porównywalne pieniądze do tego, co zarabiają w Polsce - ocenia Paweł Kułaga.
Gospodarka Ukrainy notuje najlepszy okres od 2011 r. Jak podaje Międzynarodowy Fundusz Walutowy, w drugim kwartale 2019 r. PKB urosło o 4,6 proc., a w trzecim - o 4,2 proc. Towarzyszy temu wzrost wartości ukraińskiej waluty - hrywny oraz wzrost wysokości zarobków.
Według ekspertów z Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej, rok 2020 może okazać się przełomowy pod względem napływu ukraińskich pracowników na polski rynek. Być może po raz pierwszy od sześciu lat z Ukrainy wyjedzie mniej osób, niż wróci.
ZOBACZ: Ukrainka straciła rękę w pracy. Kobieta chce, żeby przedsiębiorca sfinansował jej protezę
W Polsce przebywa wielu studentów z Ukrainy. Nadia Gruszycka podkreśla, że tutaj studia są o wiele tańsze. - Sporo osób, które kończą studia związane z IT wraca jednak do kraju, bo wynagrodzenie w Kijowie dla dobrego specjalisty jest takie samo jak w Polsce, ale koszty życia są znacznie niższe - dodaje.
- Na razie nie obserwujemy odpływu pracowników ukraińskich. Ale wiele zależy też od tego, na ile polska gospodarka będzie w tym roku chłonna. Prognozy wskazują, że będzie mniejszy popyt na pracowników, więc jeżeli skłonności migracyjne będą niższe, to możliwe, że aż tak bardzo ich nie odczujemy - uważa Andrzej Kubisiak.
Znaczny odpływ zagranicznych pracowników byłby na pewno odczuwalny w branży budowlanej. Jak szacuje Michał Wrzosek, rzecznik prasowy Budimexu, podwykonawcy pracjący dla firmy zatrudniają rocznie ok. 200 tys. osób, z czego obcokrajowcy to od 50 do 70 proc. - Z naszych analiz wynika, że na wyjazd do Niemiec zdecyduje się nie więcej niż 20 proc. z nich - mówi Wrzosek.
Według przedstawiciela jednej z największych firm budowlanych, zapotrzebowanie na zagranicznych pracowników jest w branży duże. - Obecnie w budownictwie brakuje ok. 80 tys. osób - mówi Michał Wrzosek.
Czytaj więcej