Ukrainiec zarabiał na leczenie siostry, wypłaty nie dostał i wegetuje w aucie
Ukraiński kierowca tira przyjechał do Polski, by zarobić pieniądze dla ciężko chorej siostry, ale od tygodnia żyje bez pieniędzy w samochodzie. Twierdzi, że został oszukany po powrocie już z pierwszego kursu do Portugalii przez polską firmę, która mu nie zapłaciła. Właściciel zajął kierowcy dokument, bez którego nie może on pracować w zawodzie. Materiał programu "Interwencja".
Pan Leonid Głowackij ma 47 lat, pochodzi z zachodniej Ukrainy, ma żonę i półtoraroczne dziecko. We wrześniu przyjechał do Polski w poszukiwaniu pracy jako kierowca ciężarówki. Podpisał umowę o pracę z jedną z lubelskich firm transportowych.
Miał dostać 1080, ale dostał kary na 2100
- Pojechałem do Wałbrzycha, załadowałem się tam i przez Niemcy, przez Francję, Hiszpanię do Portugalii. Rozładowałem się, wszystko dobrze, nie było wypadków, mandatów, samochód sprawny, wszystko dobrze. Po tej całej pracy przyjechałem na bazę i powiedzieli mi, że za tę pracę mam otrzymać 1080 euro, ale dodali, że firma wypisała mi kary umowne na 2100 euro - mówi pan Leonid.
ZOBACZ: Wyrwał znak drogowy i zaatakował rosyjską ciężarówkę. "Ja tu rządzę"
Jak twierdzi mężczyzna, do dziś nie otrzymał potwierdzenia, za co nałożono na niego tak wysokie kary. Co więcej, pracodawca zatrzymał też dokument upoważniający pana Leonida do prowadzenia ciężarówki. Mężczyzna, zanim podjął pracę, zapłacił za jego wystawienie prawie tysiąc złotych.
Teraz Ukrainiec zmuszony jest mieszkać w samochodzie. Został bez środków do życia.
- Z jedzeniem to koledzy pomogli, nie wstydzę się mówić, bo tak było. Zostało 1 zł i 70 groszy, to kupiłem pół bułki, chleba - wspomina.
"Jest pan na terenie firmy mojej i wypad!"
Po wyjaśnienia udajemy się do siedziby firmy transportowej. W trakcie rozmowy mężczyzna rzuca się na naszego dziennikarza.
Reporter: - Kuba Hnat, "Interwencja", Polsat. W jaki sposób to się stało, że pan przejechał dla was 15 tysięcy kilometrów i nie należy mu się z tego tytułu żadna zapłata?
- Ale kto to powiedział?
- To ten pan wszystko zmyślił, tak?
- Tak!
- To ile pan mu zapłacił za pracę?
- Proszę pana. Nie pamiętam, bo mam 160 kierowców. Tyle, ile się należało.
- Nic nie otrzymał.
- Ale jak pan mi może powiedzieć, że nic nie otrzymał?! Jak pan może mi powiedzieć, że nic nie otrzymał!
- Proszę się spokojnie zachowywać.
- No to proszę pana, jest pan na terenie firmy mojej, domu i wypad!
- Dzwonię na policję, bo pan naruszył moją nietykalność cielesną.
W związku z atakiem ze strony właściciela firmy o sprawie zawiadomiliśmy policję. Początkowo przedstawiciele spedytora informowali, że wydadzą panu Leonidowi dokumenty.
Nie odjedzie, dopóki nie zarobi na leczenie siostry
Po tym jak policjanci odjechali, właściciel firmy miał zażądać od pana Leonida oświadczenia, że są rozliczeni. W przeciwnym razie nie odda mu dokumentów. Nasz bohater sprawę zgłosił na policję.
ZOBACZ: Imigranci z Afganistanu pomylili ciężarówki. Omal nie trafili do Rosji
- Jest tak, że nie można zatrzymywać dokumentów, jest to wbrew prawu i taka osoba może to zgłosić na policję, może też zadzwonić do Państwowej Inspekcji Pracy. Pracownicy często nie znają swoich praw. Często przyjeżdżają tutaj i myślą, że nie mają w ogóle żadnych praw. Co oznacza, że są od razu na straconej pozycji - komentuje Myrosława Keryk z fundacji "Nasz Wybór", która pomaga obywatelom Ukrainy w Polsce.
- Przyjechałem do Polski zarobić pieniądze. Też mam w domu rodzinę, matkę mam, dziecko małe, siostrę, której chcę pomóc. Jest taka choroba, która dotyka ludzi, jak ten rak. Myślałem, żeby zarobić i troszkę jej pomóc. Okazuje się, że ja dla kogoś zarobiłem, a sam zostałem z tym, co jest - komentuje pan Leonid.
Kierowca nie poddaje się i nie zamierza wracać na Ukrainę.
- Mam taki uparty charakter, że nie odjadę, dopóki nie zarobię chociażby połowy sumy, jaka jest potrzebna dla mojej siostry. Lekarz powiedział, że to osiem kroplówek, każda za 1600 zł - dodaje.
WIDEO - Zobacz materiał "Interwencji" o Ukraińcu, który od tygodnia żyje bez pieniędzy w samochodzie
Czytaj więcej