Polska podróżniczka w Pekinie: żyje się trudniej, brakuje maseczek i żelu sanitarnego
- Nie nazwałabym tego paniką, ale każdy zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji. Na ulicy nie zobaczymy osoby bez maseczki. Wszyscy stosują się do zaleceń wydanych przez rząd. Sam fakt, że w tej chwili w aptekach nie da się kupić maseczek ani żelu sanitarnego do rąk o tym świadczy - powiedziała na antenie Polsat News podróżniczka Kornelia Mulak. Polska blogerka mieszka w Pekinie.
Chińska komisja zdrowia poinformowała w sobotę, że co najmniej 259 osób zmarło w Chinach w wyniku zarażenia koronawirusem, a liczba zakażonych wzrosła do 11 tys. 791. W samej prowincji Hubei, będącej epicentrum rozprzestrzeniania się wirusa, zmarło w piątek kolejnych 45 osób, a 1347 zostało zainfekowanych. W sumie w tym regionie zakażonych jest już ponad 7 tysięcy osób.
ZOBACZ: Koronawirus z Wuhan. Premier Chin poprosił Unię Europejską o pomoc
Kornelia Mulak, autorka bloga eventfuljourney.pl przyznała, że "żyje się trudniej".
- Nawet w tej wielkiej metropolii wiele sklepów, galerii handlowych, lokali gastronomicznych jest zamkniętych. Ulice są puste - powiedziała.
Brakuje żelu i maseczek
Według niej obecnie w Państwie Środka najbardziej brakuje ochronnych środków sanitarnych.
- Sytuacja może wyglądać gorzej w Wuhan i w innych miastach odciętych od świata. W Pekinie, wbrew temu, co można usłyszeć, nie brakuje jedzenia. Podejmowane są kolejne środki związane z ograniczeniem przemieszczania się ludności - podkreśliła podróżniczka.
W swoich internetowych wpisach opisuje sytuację w kraju opanowanym przez epidemię koronawirusa. "Maska typu N95 zapewnia znacznie większą ochronę, gdyż zgodnie z nazwą nie przepuszcza 95 proc. cząsteczek wielkości równej lub większej niż 0,3 mikrometra (a koronawirusy są raczej duże). Przylega do twarzy znacznie szczelniej, przez co jest w niej gorąco i trudniej się w niej oddycha - taka jest cena najlepszej możliwej ochrony" - pisze globtroterka.
Pomiary temperatury na dworcach i stacjach metra
Chińskie władze wprowadziły nadzwyczajne środki ostrożności. Transport publiczny działa, ale, jak zaznaczyła rozmówczyni Polsat News, przed wejściem na stacje metra mierzona jest temperatura ciała.
- Gdy jest zbyt wysoka, należy przymusowo udać się do szpitala. Pomiary prowadzone są również na dworcach, lotniskach, kawiarniach, restauracjach czy nawet wejściach na osiedla - relacjonowała.
ZOBACZ: Zagrożenie koronawirusem. Krajowy konsultant ds. chorób zakaźnych wydał zalecenia
Kornelia Mulak dwa dni temu wróciła z miasta Hangzhou (położonego we wschodnich Chinach). W sobotę odebrała telefon z tamtejszego biura migracyjnego.
- Sprawdzano, czy podałam właściwe dane w formularzu. Przykładają tutaj wagę do tego, aby monitorować przemieszczanie się ludzi - powiedziała.
Nauczyciele poddani kwarantannie
Na co dzień Polka uczy angielskiego. Gdyby nie koronawirus, szykowałaby się do powrotu do pracy.
- W tej chwili wszyscy nauczyciele poddawani są kwarantannie. Nie jesteśmy odizolowani, ale nie możemy wrócić bezpośrednio do pracy. Każdy zobowiązany jest przez dwa tygodnie poddawać się samoobserwacji, pozostać w domu i sprawdzać, czy nie pojawią się objawy wirusa - podkreśliła.
ZOBACZ: Koronawirus z Wuhan. Australia zamyka granice przed przyjeżdżającymi z Chin
Jak przyznała na antenie Polsat News, z różnych względów rozważa powrót do Polski w najbliższym czasie.
WIDEO: Kornelia Mulak z Pekinu o sytuacji w Państwie Środka
Czytaj więcej