Wraz z mamą uratowała troje Żydów. "Człowiek przyzwyczaja się do lęku"
- Jak było jakieś zagrożenie czy jakaś łapanka, to Lilka była ukrywana w kuchennej szafce podokiennej. Wyjmowało się deskę z tyłu, Lilka się tam wsuwała i zakładało się na pierwszej desce jakieś słoiki - wspominała w programie "Punkt Widzenia" Anna Stupnicka-Bando, prezes Polskiego Towarzystwa Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.
Anna Stupnicka-Bando powiedziała w rozmowie z Grzegorzem Jankowskim, że jej mama Janina w czasie okupacji niemieckiej zajmowała się meldunkami i administracją. - W różnych domach. Częściowo na Żoliborzu, Starym Mieście i częściowo na terenie getta. Miała przepustkę opiewającą na dwie osoby. Zabierała mnie nieraz ze sobą, wbrew woli rodziny, żebym w szkolnej teczce przenosiła bochenek chleba i buraczaną marmoladę dla bardzo biednej, wielodzietnej rodziny żydowskiej - mówiła.
Jak relacjonowała, pewnego dnia do gabinetu jej mamy w getcie przyszedł mężczyzna z około 13-letnią dziewczynką. - To był Hilary Alter z córką Lilianą. Nastąpiła smutna scena pożegnania ojca z córką - dodała.
- Mama zdecydowała, że musimy się przebrać. Ona założyła moje szkolne granatowe palto i założyła beret z szarotką. Ja ubrałam zielone palto. Wzięłyśmy książki meldunkowe pod pachę i mama powiedziała nam: a teraz z głową podniesioną do góry i stanowczym krokiem idźcie w kierunku wyjścia z getta - relacjonowała.
ZOBACZ: Premier Holandii przeprosił Żydów. To pierwsze takie wystąpienie w imieniu rządu
Liliana Alter była później ukrywana w dwupokojowym mieszkaniu przy ul. Mickiewicza 25 na warszawskim Żoliborzu. - Bałyśmy się, ale człowiek się przyzwyczaja do lęku, jeżeli trwa to kilka lat - powiedziała Stupnicka-Bando.
- Jak było jakieś zagrożenie czy jakaś łapanka, to Lilka była ukrywana w kuchennej szafce podokiennej. Wyjmowało się deskę z tyłu, Lilka się tam wsuwała i zakładało się na pierwszej desce jakieś słoiki - mówiła.
"Wychodziłyśmy tylko zimą"
Ukrywana Żydówka nie mogła jednak wychodzić z mieszkania. - Wychodziłyśmy tylko zimą, po godzinie policyjnej, żeby zjeżdżać na sankach z górki, która była na podwórku i to sprawiało Lilce dużą przyjemność, bo tak to nie wychodziła. Poza jednym razem, kiedy było powstanie w getcie w kwietniu 1943 roku i mama uznała, że trzeba Lilkę gdzieś odsunąć, bo widać było łuny i słychać huki i wywiozła nas pod Warszawę, na linii otwockiej do Michalina - mówiła.
W czasie Powstania Warszawskiego Stupnicka-Bando była zaangażowana w ruch oporu. - Lilka z mamą i babcią siedziały w piwnicy, bo życie Warszawy było tylko w piwnicach - dodała.
Po powstaniu kobiety trafiły do kościoła św. Wojciecha na Woli, a następnie do obozu przejściowego w Pruszkowie. Liliana Alter wyjechała do Francji, gdzie mieszkała jej ciotka. W 1989 roku kobietom udało się odnowić kontakt.
- Szukałyśmy Lilki przez Czerwony Krzyż. Mama pisała, ale Lilka wyszła za mąż, zmieniła nazwisko, wyjechała z Paryża. Wyszła za Żyda, który też został uratowany przez Polaków, wyjechali do Casablanki - mówiła.
WIDEO: Cała rozmowa Grzegorza Jankowskiego z Anną Stupnicką-Bando.
Wszyscy przeżyli
Oprócz Liliany Alter, Anna Stupnicka-Bando i jej mama uratowały jeszcze dwóch mężczyzn. Pierwszy to Ryszard Grynberg, któremu Janina Stupnicka załatwiła dokumenty na nazwisko Ryszard Łukomski.
- Jeszcze załatwiła dokumenty doktorowi Mikołajowi Borensteinowi, który mieszkał w Łodzi. Został Mikołajem Boreckim. Nie miał rysów żydowskich, był blondynem, miał niebieskie oczy, nie był rudy. Załatwiła mu pracę jako palacz w sąsiednim bloku. Oni wszyscy przeżyli - mówiła Sprawiedliwa wśród Narodów Świata.
- Mama była bardzo odważna i była szaloną optymistką. Uważała, że wszystko musi się udać - dodała.
Czytaj więcej