Wsiadł za kierownicę po alkoholu i zabił panią Monikę. Unika odpowiedzialności
Paweł W. wsiadł za kierownicę po alkoholu i czołowo zderzył się z autem Moniki Meresińskiej. Kobieta zginęła na miejscu, osierociła dwoje dzieci. Choć od wypadku minęło niemal półtora roku, to W. nie pojawił się na żadnej rozprawie. Za każdym razem przedstawia zwolnienia świadczące, że po wypadku ma problemy z poruszaniem się. Zaprzeczają temu świadkowie i ustalenia z reportażu "Interwencji".
13 września 2018 roku na trasie Krupy - Darłowo w województwie zachodniopomorskim doszło do wypadku. Jadący pod wpływem alkoholu Paweł W. zjechał na przeciwległy pas, którym jechała 47-letnia nauczycielka. Monika Meresińska zginęła na miejscu, osierociła dwoje dzieci.
Śmierć na delikatnym łuku
- Wracała z zajęć, była godzina 14:30. Siedem kilometrów przed domem znajduje się delikatny łuk. Zza tego łuku wyjechał morderca mojej siostry - Paweł W. Złapał pobocze, a następnie samochód zjechał na przeciwległy pas, na pas prawidłowo jadącego samochodu mojej siostry i uderzył czołowo - mówi Natalia Stracewska, siostra ofiary wypadku.
- Jak już zobaczyłem ten rozłożony parawan, to już zaczęło do mnie powoli docierać, że coś może się stało Monice poważnego. Ale nie mogłem w to uwierzyć, dopóki nie rozpiąłem tego worka. Zobaczyłem ją, to… to było straszne, naprawdę. Po tym wszystkim pojechaliśmy po syna, który był u koleżanki, który miał pewnie jakąś nadzieję, chciał potwierdzenia ode mnie, czy jest tak, czy inaczej. Płakał bez przerwy - wspomina Bogusław Meresiński, mąż pani Moniki.
ZOBACZ: Nikola chce zostać mamą zastępczą dla siostry. Wielki odzew po reportażu "Interwencji"
Jak wynika z akt sprawy, Paweł W., który prowadził samochód, pięć godzin po wypadku nadal miał 1,5 promila alkoholu we krwi. Wykryto u niego również narkotyki. Mężczyzna z rozległymi obrażeniami trafił do szpitala, wyszedł po paru miesiącach.
- Na pewno ten pan, i to jest bezdyskusyjne, też odniósł obrażenia ciała po tym wypadku. Miał złamania nogi, ręki, obrażenia klatki piersiowej. Miał też trudności z poruszaniem się i jak ustalił sąd rejonowy, te trudności istnieją nadal. On miał się poruszać na wózku, w związku z tym sąd podjął decyzję o zawieszeniu postępowania do czasu, aż jego stan zdrowia się poprawi - informuje Sławomir Przykucki z Sądu Okręgowego w Koszalinie.
Krewni: "Już wcześniej dużo pił"
Paweł W. do dziś nie stanął przed sądem. Z opinii lekarza datowanej na sierpień 2019 roku wynika, że porusza się na wózku inwalidzkim i nie może stawić się na rozprawie. Ale jego krewni mówią co innego:
- On już wcześniej dużo pił. Po tym wypadku dopiero to wyszło, że on jeździł pijany po Darłowie i nikt go nie ruszał.
- A on wykazuje jakąkolwiek skruchę? Żałuje?
ZOBACZ: Ciało Angeliki leżało 18 lat w piwnicy pod betonową posadzką. Reportaż "Interwencji"
- Po tym wypadku się tak zachowuje, jakby on nie wiem psa przejechał. Albo nie wiem, albo w dzika uderzył. Jak mi ktoś mówi, że on jest na wózku, to ja nie mogę ze śmiechu…
Udało nam się spotkać Pawła W., gdy o własnych siłach wracał do miejsca, gdzie mieszka. Nie zdecydował się na rozmowę z nami.
Reporter: - To nie jest bulwersujące, że mężczyzna, który jechał pod wpływem alkoholu, który zabił człowieka, nie odpowiedział mimo upływu czasu za swój czyn? Wszyscy wokół wiedzą, że on nie jeździ na wózku, że porusza się o własnych siłach.
Sławomir Przykucki, Sąd Okręgowy w Koszalinie: - Takie stwierdzenie, że wszyscy wiedzą, to czasami oznacza, że kto to wie? Sąd to nie wszyscy. Gdyby ktoś przedstawiał zwolnienia lekarskie, z których wynika, że mógł poruszać się na wózku, a to jest nieprawdą, to byłaby podstawa do tego, żeby zastosować areszt.
"Pytają mnie, dlaczego chodzi po ulicach"
Ostatecznie Sąd Okręgowy w Koszalinie uznał zażalenie rodziny pani Moniki na zawieszenie postępowania i sprawę wznowił. Następna rozprawa odbędzie się 14 marca.
ZOBACZ: Dziennikarze "Interwencji" na miejscu wypadku Woźniaka-Staraka. Odtworzyli przebieg zdarzeń
- Dosłownie zaczepiają mnie ludzie i pytają, dlaczego nic nie robimy, dlaczego ten człowiek chodzi po ulicach. A ja nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, bo nie wiem dlaczego - podsumowuje Barbara Stracewska, matka ofiary wypadku.
Czytaj więcej