Kubacki: to nie były moje najlepsze skoki
Dawid Kubacki wygrywając konkurs w Bischofshofen w wielkim stylu przypieczętował triumf w Turnieju Czterech Skoczni. Choć rywali pokonał wyraźnie, to jakością swoich prób nie był zachwycony. - To nie były moje najlepsze skoki - podkreślił.
Kubacki do zawodów przystępował jako lider TCS. Nad drugim Mariusem Lindvikiem miał 9,1 punktu przewagi. Norwega i innych rywali złudzeń pozbawił praktycznie już w pierwszej serii, w której uzyskał najlepszą odległość dnia - 143 m. W finale osiągnął 140,5 m, co było drugim wynikiem w konkursie. O samozachwycie nie ma jednak mowy.
Nerwy na wodzy
- To nie były moje najlepsze skoki. Wydaje mi się, że nawet patrząc tylko na sam turniej, to pierwszy skok w Innsbrucku był lepszy jakościowo. Tutaj z progu wychodziłem dobrze, lot też był ok, ale do lądowań mam zastrzeżenia - ocenił na gorąco.
Kubacki w trakcie TCS emanował spokojem i nie inaczej było w poniedziałek. Z zimną krwią podszedł do decydujących zawodów.
- Rano może były lekkie nerwy, ale podszedłem do tego zadaniowo. Wiedziałem, co mam zrobić na skoczni i nie próbowałem robić czegoś więcej, nie kombinowałem. Wydaje mi się, że to było kluczowe - podkreślił.
- Cieszę się z pracy, jaką wykonałem ja oraz cały sztab. Wszyscy skupiliśmy się na swoich zadaniach i zagrało to jak z nut. Jestem bardzo szczęśliwy, że ten dzień właśnie tak się skończył - dodał.
ZOBACZ: Dawid Kubacki zwycięzcą Turnieju Czterech Skoczni
Polscy kibice zgromadzeni wokół skoczni w Bischofshofen o końcowym triumfie Kubackiego przekonani byli już po pierwszej serii. On jednak wśród zdobywców Złotego Orła jeszcze się wtedy nie widział.
- W skokach wszystko jest możliwe, niczego nie można być pewnym. Zawody nie kończą się nawet po drugim skoku, tylko dopiero po kontroli sprzętu. Wiedziałem jednak, że w tym zakresie wszystko będzie w porządku, bo mam zaufanie do sztabu - wspomniał.
Kubacki miejsca na podium w TCS blisko był już w dwóch poprzednich edycjach. Wówczas jednak na przeszkodzie stanęły słabsze wyniki w Innsbrucku. Tamte niepowodzenia nigdy go jednak nie deprymowały, były jedynie lekcją.
- Jest takie stare rycerskie powiedzenie, że smoka trudno jest zabić, ale trzeba próbować. Właśnie tak do tego podszedłem - zdradził.
"Bycie zwycięzcą turnieju brzmi dumnie"
- Bycie zwycięzcą tego turnieju brzmi dumnie i jestem dumny z tego, co pokazałem dziś oraz we wcześniejszych dniach. Nie spisywałem się idealnie, ale cieszę się, że wykonywana praca przyniosła efekt. Popełniałem błędy, jednak okazało się, że mniej niż inni - ocenił.
Poniedziałkowe zwycięstwo w Bischofshofen było dopiero jego drugim w zawodach Pucharu Świata. Chyba nikt przed TCS nie wymieniał go w gronie faworytów, ale on czuł, że wysoka forma jest blisko.
- W Engelbergu może nie było super, ale czułem, że już mi niewiele brakuje do naprawdę dobrych skoków. Potem odpocząłem w święta Bożego Narodzenia, wiedziałem, co mam dalej robić, nad czym pracować i to po prostu zadziałało - wskazał.
Jak przyznał, przed turniejem wierzył, że może go wygrać, ale...
- Takich deklaracji nie składa się publicznie. Po co potem ma mnie ktoś z tego rozliczać? Wolę skupić się na swojej robocie i wierzyć w sukces niż o tym mówić. Dziękuję wszystkim, którzy trzymali za mnie kciuki, nawet jeśli na początku we mnie nie wierzyli - podsumował.
W końcowej klasyfikacji TCS wyprzedził o 20,6 pkt Lindvika, trzeci Niemiec Karl Geiger stracił do Polaka 23,2 pkt. Czwarty był triumfator sprzed roku i lider po dwóch konkursach Japończyk Ryoyu Kobayashi.
Trener Dolezal: Dawid zasłużył na wygraną
- Już w pierwszej próbie odpalił petardę, był pewny siebie. Nie wiem, co musiało się stać, żeby to zmarnować, więc już na półmetku byłem prawie pewny jego wygranej. Był bardzo skoncentrowany, nic nie kalkulował, po prostu zrobił swoje - ocenił trener kadry Michal Dolezal.
- Po ostatnim skoku serce biło mocno. To nie tylko dla mnie wielka chwila, ale dla całego sztabu. Był to po prostu dzień Dawida. Zasłużył na wygraną i nie ma co więcej mówić. Stanął na podium w każdych zawodach tej edycji, pokazał mentalną moc - dodał czeski szkoleniowiec.
Przed turniejem nikt nie wymieniał Kubackiego w gronie faworytów. Sztab trenerski trafnie zdiagnozował jednak problem, a skoczek zdołał wdrożyć zalecenia.
- Po Engelbergu widzieliśmy, że jest problem w pozycji najazdowej i na tym się skupiliśmy. Dawid poradził sobie z tym i efekt widzimy - zaznaczył Dolezal.
Kubacki do ostatnich zawodów przystępował jako lider. Sukces był na wyciągniecie ręki. Sztab powstrzymał się od nerwowych ruchów, wszystko było pod kontrolą.
- Ostatniego dnia przed zawodami nie było potrzeby robić czegoś więcej niż zwykle. Skoro na podium stanął we wcześniejszych konkursach, to trzeba było po prostu wszystko kontynuować - zwrócił uwagę Czech.
Świętowanie sukcesu w TCS nie jest dla Dolezala niczym nowym. Jako asystent Stefana Horngachera przyczynił się do triumfów Kamila Stocha w 2017 i 2018 roku. Różnicy jako główny szkoleniowiec nie odczuwa.
- Sukces Dawida jest sukcesem całej ekipy. Wcześniej było identycznie. Tak samo jak teraz cieszyłem się ze zwycięstw Kamila, kiedy byłem asystentem - przyznał.
Kubacki został trzecim Polakiem, który wygrał tę prestiżową imprezę. Wcześniej, oprócz Stocha, dokonał tego jeszcze Adam Małysz (2001).
Czytaj więcej