Owczarek niemiecki uratował mężczyznę, który chciał rzucić się pod pociąg
Służbowy pies Straży Ochrony Kolei uratował życie mężczyźnie, który w Nowy Rok chciał popełnić samobójstwo rzucając się pod nadjeżdżający pociąg. Zwierzę zareagowało błyskawicznie na wydaną komendę, bo na ludzką pomoc było już za późno.
1 stycznia ok. godz. 21:00 pracownicy Straży Ochrony Kolei monitorując teren zauważyli mężczyznę, który wszedł na tory na przejeździe kolejowym w Chełmie.
Szczęśliwy zbieg okoliczności
Przejazd w tym miejscu jest oświetlony, jednak gdyby mężczyzna wkroczył na tory kilkadziesiąt metrów dalej, nikt by go już nie zauważył. Rzucił się w oczy także dlatego, że miał na sobie t-shirt.
- Wzywaliśmy go do zatrzymania: "Stój! - Straż Ochrony Kolei!" Nie reagował - relacjonował w rozmowie z Polsat News Mariusz Świderczuk, pracownik SOK w Chełmie.
Naprawdę niebezpiecznie zrobiło się, kiedy SOK-iści zauważyli nadjeżdżający pociąg. Byli jakieś 20 metrów od 24-latka, ale zdawali sobie sprawę z tego, że nie dobiegną, by go uratować. Spuścili psa.
- Komenda jest jedna: bierz! - powiedział Świderczuk.
Zwierzę zareagowało instynktownie
- Pies po prostu uderzył tego mężczyznę w klatkę piersiową powodując jego upadek i spychając go na pobocze torowiska - mówił pracownik SOK.
- Jestem bardzo dumny z psa, że wykonał to, do czego go szkoliliśmy - dodał.
ZOBACZ: Ratował ludzi spod gruzów, teraz sam potrzebuje pomocy
Z Mariuszem Świdorczukiem Amor jest już pięć lat. W służbie w tym rejonie są cztery psiaki.
- Wykorzystujemy ich do patroli szlaków, miejsc, gdzie najczęściej dochodzi do kradzieży, dewastacji elementów infrastruktury kolejowej - wyliczał Piotr Stefaniuk, rzecznik Służby Kolei w Lublinie.
Wideo: Amor, psi bohater
"Zgodnie z przepisami"
Akcji ratowania samobójcy przyglądał się krytycznie mieszkaniec okolicy.
- Policja przyjechała dopiero po półtorej czy dwóch godzinach, jak już bardzo zmarzł - mówił pan Krzysztof. - Bardzo chciało mu się palić. Nie pozwolili mu zapalić papierosa ani skorzystać ze swojego telefonu komórkowego - dodał.
- Tan pan chciał odejść, chciał zapalić. Rozumiem to, ale jeżeli używam środków przymusu bezpośredniego w postaci psa, muszę postępować według przepisów, czyli przekazać taką osobę do najbliższego komisariatu policji - zapewnił Mariusz Świdorczuk.
Policjanci wezwali karetkę, mężczyzna trafił do szpitala. Nie wiadomo jaki jest stan jego zdrowia, ponieważ lekarze odmówili komentarza.