Mercedes za 140 tys. zł przepadł w komisie
Latem 2019 r. Maciej Kowalski postanowił sprzedać Mercedesa CLA z 2018 roku. Auto wyceniono na 140 tys. zł. Pieniądze miały posłużyć jako wkład w budowę domu, powiększającej się rodziny. Samochód został sprzedany, ale pieniądze zatrzymał właściciel komisu, za co usłyszał zarzuty. Dziennikarze "Interwencji" dotarli do innych poszkodowanych przez mężczyznę.
- Poprosiłem o to mojego teścia i dałem mu upoważnienie, do sprzedaży tego auta - mówił reporterowi "Interwencji" pan Maciej.
Jego teść, Zbigniew Wilk, do komisu trafił przez poznanego sąsiada, który parkował obok jego auta.
- Sąsiad przyjeżdżał różnymi samochodami. Wtedy dowiedziałem się, że prowadzi autokomis. Zapytałem, czy nie pomógłby w sprzedaży - opowiadał pan Zbigniew.
Zarzuty od prokuratury
Około miesiąc później właściciel mercedesa dowiedział się o problemach.
- Teść mi powiedział, że on przejeżdżał koło tego komisu kilka razy i nie widzi tego auta, że są problemy ze skontaktowaniem się z tym komisem. Pytał też, czy pieniądze przeszły, bo mój numer konta był na tej umowie. Nie przeszły - tłumaczył pan Maciej.
- Pan Artur powiedział, że pieniądze będą, że ten nabywca auta je organizuje, czy kredyt bierze. I od tamtej pory przestały parkować samochody, zniknął pan Artur, więc następnego dnia udałem się do tego komisu i zażądałem zwrotu tego samochodu. Pan B. napisał mi zobowiązanie, że odda te pieniądze do 7 września - opowiadał pan Zbigniew.
- Prokurator zdecydował o przedstawieniu Arturowi B. zarzutu przywłaszczenia pieniędzy pochodzących ze sprzedaży pojazdu marki Mercedes. W dniu 11 grudnia został skierowany do sądu akt oskarżenia. W toku dochodzenia nie zabezpieczono pojazdu. Prokurator prowadzący postępowanie poczynił ustalenia, zgodnie z którymi doszło do ważnej pod względem prawnym umowy sprzedaży pojazdu – mówił Marcin Saduś z Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga.
ZOBACZ: Kupiła auto od żony właściciela komisu. Koszt naprawy przewyższa jego wartość
Mercedes nie został uznany jako dowód rzeczowy
- Samochód nawet nie został uznany jako dowód rzeczowy w żadnym z postępowań. Być może taka jest sytuacja, że nabywca nabył to auto w dobrej wierze, ale istnieje zawsze taka szansa, że samochód może zniknąć. I wtedy dochodzenie tych roszczeń będzie jeszcze bardziej skomplikowane - zaznaczył Andrzej Szarko, prawnik pokrzywdzonych.
Po nagłośnieniu sprawy w internecie do bohaterów programu "Interwencja" zaczęli zgłaszać się inni poszkodowani. A sprzedawca zwrócił 40 tys. zł. pochodzące ze sprzedaży auta. Nie wiadomo, co z resztą pieniędzy, ponieważ właściciel komisu przestał pojawiać się na placu.
Wideo: Mercedes za 140 tys. zł przepadł w komisie
Dziennikarz próbował dodzwonić się do właściciela - bezskutecznie. Co prawda, komis był otwarty, ale nikogo w nim nie było. Redakcja programu skontaktowała się za to z kolejnymi osobami, których auta zostały sprzedane. Oni też nie dostali od komisanta pieniędzy.
ZOBACZ: Samochodowy "biznes" Sławomira K. Reportaż "Interwencji"
"Pani po prostu płakała, łzy jej leciały i też nie zwrócili jej tych pieniędzy"
- Zostawiłem tam auto, oni sprzedali je 16 września. Miał miesiąc, żeby mi te pieniądze oddać, nie oddał do tej pory – relacjonował pan Tomasz, poszkodowany przez komis.
- To był taki bus, Mercedes. Ja do nich co dzień dzwonię, wie pan i ich codziennie molestuje, bo to jest długi czas oczekiwania straszny, powiem panu. Już niedługo będzie rok, powiem panu – dodała pani Halina, kolejna poszkodowana przez komis
- Byłem świadkiem podczas jednej z wizyt w tym komisie, gdzie pani po prostu płakała, łzy jej leciały i też nie zwrócili jej tych pieniędzy. A wiem, że ma bardzo chorego męża, więc to są tragedie ludzkie, które się dzieją tak naprawdę bezkarnie, bo ci ludzie nie ponoszą za to odpowiedzialności – mówił Zbigniew Wilk
- Czym się różni takie działanie, od takiego pospolitego złodziejstwa powiedzmy na ulicy? W obydwu przypadkach efekt jest ten sam. Nie ma pan ani samochodu, ani pieniędzy - dodał mężczyzna.