"Ukradli nam śmietniki". Policjant wytłumaczył dziennikarce, dlaczego wyrzucił niedopałek na ulicę
Przejeżdżam obok jednej z komend policji w Śródmieściu. Przed drzwiami, w mundurze, stoi funkcjonariusz. Pali papierosa, którego niedopałek wyrzuca na asfalt. 10 metrów dalej, po drugiej stronie ulicy, jest kosz. - O, nie trafiłem? - mówi, gdy go upominam. Wychodzi z budynku i podnosi papierosa, który następnie ląduje… w studzience kanalizacyjnej.
Chodząc po warszawskim Śródmieściu, dostrzegam na ulicy mnóstwo niedopałków. Widząc, że kolejny z nich "dorzuci" stróż prawa, który na co dzień wlepia mandaty za zaśmiecanie otoczenia, musiałam zareagować.
Zaparkowałam auto i poszłam na komendę. Poprosiłam policjanta o sprzątnięcie resztki papierosa. Skruszony mężczyzna wyraźnie się zawstydził. Wyszedł, jak określił jego kolega, "naprawić sytuację". Niedopałek wylądował w studzience.
Mundurowy, tłumacząc się, zaznaczył, że "zazwyczaj trafia nim do studzienki".
- Wie pani, kiedyś mieliśmy jeszcze śmietniki, ale nam ukradli - dodał.
Dalsza dyskusja wydała się bez sensu. Pożegnałam się i wyszłam.
ZOBACZ: Wyrzucał śmieci przez okno auta. Od policji dostał nietypową karę [WIDEO]
"Być może był zestresowany i nie pomyślał"
O zachowanie funkcjonariusza zapytałam nadkomisarza Roberta Szumiatę z Komendy Rejonowej Policji Warszawa I (Śródmieście).
- Policjant zrobił źle, wyrzucając niedopałek na ulicę. Być może był zestresowany tą sytuacją, nie pomyślał. Dobrze jednak, że po pani uwadze zorientował się i wrócił po niego. Mógł go jednak wyrzucić do śmietnika, czy włożyć do pudełka. Do studzienek kanalizacyjnych trafia za dużo innych śmieci - tak wytłumaczył zachowanie policjanta.
- Czy za zaśmiecanie otoczenia mundurowemu należałby się mandat? - zapytałam.
- Znam wielu policjantów ze Śródmieścia, którzy nie daliby za to mandatu, tylko zwróciliby uwagę. Skończyłoby się na pouczeniu niezależnie od tego, czy byłby to funkcjonariusz, czy nie. Inaczej sytuacja wyglądałaby, gdyby osoba była niekulturalna, niegrzeczna i nie sprzątnęła papierosa. Wtedy dyskusja zakończyłaby się mandatem - mówił nadkom. Szumiata.
Dodał, że "każdy - niezależnie od pełnionej funkcji - może się pomylić".
- Nie chodzi o to, by od razu karać. Nie czerpiemy przyjemności z wystawiania mandatów bez wcześniejszej rozmowy - spuentował.
Przed sąd za łupinę
Przypomnijmy sprawę Sławomira Żukowskiego. Mężczyzna, w drodze na mecz, wyrzucił na ulicę łupinę po pestce słonecznika. Widział to policjant, który chciał ukarać kibica mandatem za zaśmiecanie. Ten odmówił, twierdząc, że kwota 250 zł jest wygórowana. Sprawa trafiła przed sąd w Szczecinie, który uznał mężczyznę winnym zaśmiecania miasta i wymierzył naganę.
- Każdy z nas może sobie pomyśleć, że jedna łupinka słonecznika, jeden wypalony papieros, jeden bilet, to jest nic. To by znaczyło przyzwolenie i w tym momencie każdy z nas mógłby to zrobić. Efekt byłby taki (...), że brodzilibyśmy w śmieciach, tudzież w kompoście, jeśli się powołujemy na biodegradowalne łupiny - tłumaczyła Barbara Rezmer z Sądu Rejonowego w Szczecinie.
Czytaj więcej