Jest ostateczna decyzja ws. aresztu dla Durczoka
Poręczenie majątkowe w wysokości 200 tys. zł, dozór policji, zakaz zbliżania się do byłej żony i kontaktowania się z nią, zakaz opuszczania kraju i zatrzymanie paszportu - to ostateczne postanowienie Sądu Okręgowego w Katowicach ws. Kamila Durczoka. Aresztowania dziennikarza w zw. z zarzutami oszustwa i podrobienia weksla domagała się prokuratura.
Po zażaleniu prokuratury na wcześniejszą decyzję sądu rejonowego, który nie aresztował podejrzanego, sąd zastosował wolnościowe środki zapobiegawcze.
To: 200 tys. poręczenia majątkowego, dozór policji połączony z zakazem zbliżanie się kontaktowania ze świadkami oaza zakazem opuszczania kraju z zatrzymaniem paszportu. Znany dziennikarz został zatrzymany 2 grudnia.
Prokurator przedstawił mu zarzuty podrobienia dokumentów umożliwiających uzyskanie kredytu i przedłożenia ich w banku oraz doprowadzenia banku do niekorzystnego rozporządzenia mieniem wielkiej wartości
Dziennikarze musieli opuścić salę
Na posiedzenie do sądu, wraz z trójką obrońców, przyszedł sam podejrzany. Ani dziennikarz, ani prokurator nie rozmawiali z dziennikarzami przed posiedzeniem.
Kiedy sąd zgodził się na udział dziennikarzy w posiedzeniu, sprzeciwił się temu prokurator Sebastian Głuch, tłumacząc to dobrem śledztwa. Podobne stanowisko zaprezentowała obrona i sam Durczok. Sąd zmienił wtedy swoje postanowienie i dziennikarze zostali wyproszeni z sali rozpraw. Nie wiadomo kiedy zostanie ogłoszona decyzja.
Prokuratura złożyła zażalenie na decyzję katowickiego sądu rejonowego, który w ubiegłym tygodniu, po tym, jak nie uwzględnił on jej wniosku o aresztowanie Durczoka, uznając ją za "nieracjonalną i niezrozumiałą". - Sąd łagodniej potraktował podejrzanego, przyznając mu swoisty "immunitet celebryty", wpływając negatywnie na dalszy tok postępowania - ocenili wówczas prokuratorzy, zapowiadając wówczas złożenie zażalenia.
Durczok odniósł się do sprawy w we wtorek, pisząc, iż jest ona "znacznie bardziej skomplikowana niż jej medialny przekaz". Zapewnił, że jego "linią obrony jest mówienie prawdy". Ocenił, że w tej sprawie zawiódł bank.
"Tych, którzy już mnie osądzili, proszę: nie ferujcie wyroków nie znając szczegółów. Jestem zwykłym obywatelem, takim, jak Wy. Zapewniam, że biorę odpowiedzialność za błędy, które w życiu popełniłem" - napisał we wtorek na Facebooku.
ZOBACZ: "Nie ferujcie wyroków, sprawa jest bardziej skomplikowana". Durczok publikuje oświadczenie
Znany dziennikarz na początku grudnia został zatrzymany pod zarzutem oszustwa i podrobienia weksla. Po przesłuchaniu prokuratura domagała się jego aresztowania na trzy miesiące. Sąd Rejonowy nie uwzględnił jej wniosku. Jak później uzasadnił, choć powaga czynu zarzucanego Durczokowi (zgodził się na podawanie nazwiska) jest bezdyskusyjna, jednak prokuratura nie wykazała, że podejrzany mógłby utrudniać śledztwo i tylko aresztowanie jest w stanie zabezpieczyć prawidłowy tok postępowania.
Zarzuty dotyczą podrobienia weksla i dokumentów z sierpnia 2008 r. towarzyszących zabezpieczeniu kredytu hipotecznego na niemal 3 mln zł. Śledztwo zostało wszczęte w sierpniu br. z zawiadomienia poręczyciela, a także banku, który również jest pokrzywdzony. W ostatnich dniach wpłynęła kluczowa w tej sprawie opinia biegłego z zakresu pisma ręcznego.
ZOBACZ: Kamil Durczok nie był pod wpływem narkotyków w dniu kolizji
Jak informowały w sierpniu br. media, w tym roku bank wezwał byłą żonę dziennikarza do wykupu weksla z powodu nieuiszczenia należności przez kredytobiorcę. Kobieta zaprzeczyła, że złożyła na wekslu podpis. Oświadczyła, że został podrobiony, a jej nie było przy sporządzeniu weksla ani go nigdy nie widziała.
Zarzucane Kamilowi Durczokowi przestępstwo to zbrodnia przeciwko środkom płatniczym. Zgodnie z kodeksem karnym dziennikarzowi grozi od 5 do nawet 25 lat pozbawienia wolności.
Komentarze