Od 14 lat nie mogą wejść do swojego mieszkania
Pani Ewa od 14 lat walczy z bratem o mieszkanie, które ojciec zapisał jej w testamencie. Lokal zajął brat kobiety wraz ze swoją rodziną. Zrobił to, mimo iż w spadku otrzymał działkę budowlaną, na której postawił dom. Dzicy lokatorzy mają sądowy nakaz eksmisji, ale skutecznie odwlekają ten moment. Mieszkanie jest mocno zaniedbane i pełne robaków. Zobacz materiał "Interwencji".
Złość, rozżalenie i poczucie niesprawiedliwości towarzyszą już od wielu lat panu Krzysztofowi i pani Ewie Stachowiakom z Warszawy. Początek tej historii rodzinnej sięga lat 90., kiedy po śmierci mamy pani Ewy, ojciec chciał podzielić majątek między syna i córkę.
- Zaproponował: kto chce działkę budowlaną w Milanówku, a kto mieszkania - ale mieszkanie trzeba sobie samemu wykupić. Więc pani E. z bratem mojej żony powiedzieli, że oni chcą się budować, więc oni chcą działkę. Wyjechaliśmy za granicę, żeby to mieszkanie wykupić i przesłać ojcu pieniądze. Chyba koło 10 tys. dolarów musieliśmy uzbierać, żeby wysłać ojcu na wykup tego mieszkania. Żona się zrzekła z tej działki, a mieszkanie ojciec wykupił i przygotował testament – mówi Krzysztof Stachowiak.
ZOBACZ: Bój o szkołę dla niepełnosprawnych. Urzędnicy żądają gigantycznych pieniędzy
"Uważajcie na Elżbietę"
W połowie 2005 roku ojciec pani Ewy spisał odręcznie testament potwierdzony notarialnie. Wkrótce potem zmarł. Zgodnie z ustaleniami rodzinnymi ojciec zapisał pani Ewie 53-metrowe mieszkanie w śródmieściu Warszawy, a brat pani Ewy otrzymał dużą działkę budowlaną w Milanówku.
- W testamencie jest takie znamienne zdanie: "uważajcie na Elżbietę". Więc ojciec przewidywał, że będą problemy prawdopodobnie z Elżbietą, dlatego że uważał, że im nie wystarczy ta działka, tylko oni będę chcieli również jeszcze zawłaszczyć mieszkanie żony – mówi Krzysztof Stachowiak.
WIDEO: zobacz cały reportaż "Interwencji"
- Ja takiej osoby jak moja bratowa, w moim całym życiu, nie widziałam. Po prostu uważa, że to jest jej mieszkanie. To jest w ogóle śmiechu warte - opowiada Ewa Stachowiak, żona pana Krzysztofa.
Zdanie w testamencie, które napisał ojciec pani Ewy, okazało się prorocze. Bratowa nie uznała testamentu i zaczęła batalię sądową. Co więcej - wraz z mężem i trzema synami wprowadziła się do mieszkania pani Ewy.
ZOBACZ: Oszustwo na panele fotowoltaiczne. Na ich instalację niektórzy czekają od 2018 r.
- Byliśmy wtedy za granicą, a oni sprzedali wtedy swoje mieszkanie i wprowadzili się do mieszkania żony – tłumaczy Krzysztof Stachowiak.
- Mieli klucze, bo mój brat czasami tam przywoził mojemu tacie jakąś tam wodę ze źródła, raz na tydzień. My o niczym nie wiedzieliśmy, byliśmy po prostu w szoku – wspomina Ewa Stachowiak.
Co miesiąc płacą za nie swoje mieszkanie
Czas płynął. Stachowiakowie ucieszyli się, kiedy sprawa spadkowa zakończyła się i sąd w 2010 roku wydał wyrok nakazujący bratowej wraz z rodziną opuszczenie mieszkania. Sąd zdecydował również, że nie przysługuje bratu z rodziną lokal socjalny. Tego wyroku również bratowa pani Ewy nie respektuje do tej pory.
- Jesteśmy teraz na posesji pani E. i pana K. Dom jest zbudowany, wystarczy tylko wykończyć w środku i zamieszkać, ale nie opłaca im się wykańczać tego domu dlatego, że mają od 14 lat mieszkanie darmowe, nasze. Płacimy około 1500 zł miesięcznie. Wspólnota cały czas nam mówi, że jak nie będziemy płacić, to mieszkanie zostanie zabrane i sprzedane. Tak że nie mamy gdzie mieszkać, musimy płacić za wszystko, a mieszkanie jest zawłaszczone i manipulanci mieszkają tam cały czas - opowiada Krzysztof Stachowiak.
Choć wyrok eksmisyjny wydano w 2010 roku, to do dziś nie udało się go zrealizować. Dlaczego?
- Z tego, co wiem, to zostało wszczęte postępowanie egzekucyjne przed komornikiem, natomiast osoby, które na podstawie tego wyroku eksmisyjnego byłyby zobowiązane do opuszczenia lokalu, wszczęły następnie szereg postępowań, szereg też zażaleń, które były rozpoznawane. Były wnioski o wyłączenie poszczególnych sędziów. Te wszystkie czynności powodują, że to postępowanie się przedłuża – informuje Sylwia Urbańska, rzecznik Sądu Okręgowego w Warszawie.
"Chcieliśmy wrócić, ale nie mamy do czego"
- Dawno chcieliśmy już wrócić do Polski, ale nie mamy do czego, bo po prostu mamy lokatorów, którzy nie płacą za nic i siedzą w tym mieszkaniu. Wydaliśmy tyle pieniędzy na adwokatów i w ogóle na wszystko, że po prostu jesteśmy zdesperowani i nie wiemy co robić – komentuje Ewa Stachowiak, żona pana Krzysztofa, z którą prowadziliśmy wideorozmowę, gdyż jest ona w USA.
Komornik już dwukrotnie próbował dokonać eksmisji. Niestety - bezskutecznie, bo dzicy lokatorzy składali do sądu skargi na czynności komornicze. Sąd musiał je rozpatrywać.
Sytuacja z mieszkaniem Stachowiaków staje się coraz bardziej dramatyczna już nie tylko dla właścicieli mieszkania, ale również dla ludzi mieszkających w tym bloku.
ZOBACZ: Choć ostrzegał, śledztwa nie wszczęto. Dziś jest ponad 200 oszukanych
- Są to uciążliwi lokatorzy, bo mamy zaprusaczony cały budynek. Łącznie z tym jak ci państwo wyrzucają śmieci, to prusaki wychodzą z worków, więc my robimy parokrotnie w bloku dezynsekcję. Ale mało to przynosi efektów – tłumaczy Marzena Michniewicz, przewodnicząca zarządu wspólnoty mieszkaniowej.
- Wspólnota prosiła nas, żebyśmy zrobili jakąś dezynfekcję, dezynsekcję, dlatego że wszyscy sąsiedzi narzekają, ponieważ podłogi chodzą od robactwa. Jest tam hodowla jaszczurów, jakichś gadów – mówi Krzysztof Stachowiak.
- Jak zobaczyłem te zdjęcia, to tak naprawdę, aż nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Niektórym koleżankom czy kolegom to po pierwszym zdjęciu robiło się naprawdę niedobrze – komentuje Jacek Kusiak, prezes Stowarzyszenia Mieszkanicznik.
Dzicy lokatorzy wrócili do mieszkania
Pan Krzysztof wezwał prywatną firmę, dzięki której wszedł do mieszkania. Dzicy lokatorzy spokojnie je opuścili. Pan Krzysztof był zmuszony trzykrotnie dezynfekować lokal. To nie był jednak koniec problemów. Przeżył szok, bo sąd we wrześniu tego roku na wiosek bratowej pani Ewy, nakazał powrót dzikich lokatorów do mieszkania. Komornik decyzję sądu wykonał.
Reporterka "Interwencji": Które prawo jest ważniejsze: prawo własności czy prawo posiadania?
ZOBACZ: Skażona woda w kranach. Problem trwa już 3 tygodnie
Sędzia Sylwia Urbańska, rzecznik Sądu Okręgowego w Warszawie: Wie pani, ja nie udzielam porad prawnych, to od tego zacznijmy. Ale oczywiście, że prawo własności jest silniejsze. Posiadanie jest stanem faktycznym, natomiast jest przewidziane powództwo o ochronę posiadania, w którym się nie bada generalnie tytułu własności.
Wraz z panem Krzysztofem, dziennikarzom "Interwencji" udało się porozmawiać z Ryszardem Morycem, komornikiem sądowym przy Sądzie Rejonowym Warszawa-Śródmieście.
Rozmowa z komornikiem
Komornik: Przystąpiłem do wykonania czynności tych, które zarządził sąd. Sąd zarządził przywrócenie posiadania. Rozumie pan?
Pan Krzysztof: Ale to jest nieprawomocny wyrok.
- Wydanie przez sąd postanowienia o udzieleniu zabezpieczenia, tak jak uzyskała pani, takie postanowienie doręcza się obowiązanemu równocześnie komornik przy przystąpieniu do wykonania czynności. Nie doręcza sąd panu takiego postanowienia, robi to komornik przystępując równocześnie do wykonania czynności - przyznał komornik.
Reporter "Interwencji": Zrobił pan to?
Komornik: Przystąpiłem do wykonania czynności.
Reporter "Interwencji": I gdzie pan powiadomił pana Krzysztofa?
Komornik: Zostało wysłane pismo na adres, który pan wskazał.
Pan Krzysztof: Ale kiedy pan mi to wysłał? Pan wysłał tydzień czy dwa tygodnie po wykonaniu.
- Jeżeli byłby pan w lokalu, byłoby doręczone panu na miejscu.
- A widział pan, jak śmierdziało w tym lokalu? Tam nie było możliwości siedzenia dłużnej niż 5, 10 minut.
- Sąd nakazał przywrócenie posiadania i wyprowadzenie pana stamtąd. To nie ja mam dyskutować z orzeczeniem sądu.
- Dłużników, złodziei, pan wprowadził, czy pan to rozumie?
- Bo takie jest postanowienie sądu. Czy pan to rozumie?
- Nie rozumiem!
- Jeżeli chodzi o sąd, to na pewno jest błąd proceduralny. Widać, że sobie sąd z tym tak naprawdę nie radzi, bo taka sytuacja nie powinna się zdarzyć. Nie może być tak, że ktoś wchodzi w posiadanie czyjegoś mieszkania, a nie ma tam żadnej umowy najmu, niczego, tak naprawdę, żadnego dokumentu - ocenia Jacek Kusiak, prezes Stowarzyszenia Mieszkanicznik.
Państwo Stachowiakowie są zdruzgotani. Mimo że w księdze wieczystej mieszkania wpisana jest pani Ewa, to mieszkania dalej nie może odzyskać.- Bardzo bym chciała wrócić do Polski, bo bardzo tęsknię, ale jestem na wymuszonej emigracji, ponieważ moja rodzina sprawiła mi taki los – podsumowuje Ewa Stachowiak.
Czytaj więcej