Były ksiądz i aktywista narodowy został po kilku godzinach wypuszczony. Teraz sam zabrał głos w tej sprawie. Na opublikowanym w internecie nagraniu, Międlar opisuje moment jego zatrzymania przez ABW.
- Chcę żebyście poznali prawdę. (...) Komuna jest dziś wciąż obecna, może pod inną postacią, może w innej formie, ale to jest komunistyczny zamordyzm, z którym cały czas się borykamy - mówi we wstępie były ksiądz.
ZOBACZ: Międlar nazwał Mazowieckiego "komunistycznym parchem". Będzie zawiadomienie do prokuratury
- Godzina 6 rano. ABW budzi nas, uderza, mówi "k...o otwieraj, k...o otwieraj, Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, zabieraj psy, k...a!". (...) Kładą mnie na podłogę, w samych gaciach, oczywiście w kajdankach, na leżąco. Oczywiście w kajdanki także moją partnerkę - relacjonuje Międlar.
- Bogu niech będą dzięki, że moje dziecko się nie obudziło i nie ma teraz traumy, a znamy te obrazy, jakie są efekty takiego wtargnięcia. Przez 6 godzin w moim domu prowadzono różne czynności - dodał były kapłan.
"Postawiono mi zarzuty za felietonistykę"
- Potem pozwolono mi się ubrać. Zabrano mi ponad 145 koszulek z krzyżem celtyckim, stwierdzono, że jest to symbol nienawiści. Ich łączna wartość to około 8 tysięcy złotych. Zabrano mi dwa komputery, telefony komórkowe. Zostawiono mnie bez niczego, aby zrujnować moją pracę dziennikarską, publicystyczną, bo jak się później okazało, postawiono mi zarzuty za felietonistykę. Otrzymałem dwa zarzuty za dwa felietony. Taka to jest właśnie wolność słowa, taka wolność słowa w wykonaniu komunistycznego zamordyzmu - kontynuuje Międlar.
- Potraktowali mnie jak zwykłego bandytę, by po 6 godzinach wyjść z workami koszulek i smyczami z hasłem Narodowych Sił Zbrojnych "Śmierć wrogom Ojczyzny!". Nie wyszli z narkotykami, z materiałami wybuchowymi, z pistoletami, bo ja tego po prostu nie mam - zaznacza.
ZOBACZ: Empik zablokował sprzedaż książki Jacka Międlara. "Szerzy mowę nienawiści"
- Podobnie było w domu moich rodziców. Co mnie najbardziej boli, wtargnęli o 6 rano niczym bandyci do domu moich najbliższych, zastraszyli, przeszukali cały dom. (...) Tak samo przeszukali dom mojego przyjaciela, współpracownika. (...) Potraktowali nas jak zwykłych bandytów - relacjonuje.
Międlar wyjaśnia również, dlaczego został zwolniony jeszcze tego samego dnia. - Dlaczego dzisiaj wyszedłem? Pan prokurator powiedział: "panie Jacku, ja nie chcę, żeby »Antykomuna«" przyszła pod areszt" - tłumaczy.
Komentarze