"Kładą mnie na podłogę, w samych gaciach". Jacek Międlar o kulisach akcji ABW

Polska
"Kładą mnie na podłogę, w samych gaciach". Jacek Międlar o kulisach akcji ABW
YouTube.com/Panta rhei

Jacek Międlar został 13 grudnia zatrzymany przez funkcjonariuszy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego w związku z podejrzeniem publicznego nawoływania do nienawiści na tle narodowościowym. Były ksiądz zdradził w mediach społecznościowych jak wyglądał moment zatrzymania. Opublikował nagranie z monitoringu, na którym widać moment wejścia funkcjonariuszy na jego posesję.

- Funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego zatrzymali Jacka M., w związku z podejrzeniem publicznego nawoływania do nienawiści na tle różnic narodowościowych poprzez publikację w dniu 9 listopada 2019 r. na portalu internetowym artykułu pt. "Polska w cieniu żydostwa. O masowej zdradzie i dywersji wobec odradzającego się Państwa, czyli skrywana prawda na stulecie odzyskania niepodległości" - podał rzecznik prasowy ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn.

 

"Pokaz siły"

 

- Mamy potwierdzone przez jego obrońcę szczegóły tego zatrzymania. Funkcjonariusze ABW, długa broń, wyłamana furka prowadząca do domostwa. A więc pokaz siły - tak zatrzymanie Międlara komentował Grzegorz Braun z Konfederacji.

 

ZOBACZ: Jacek Międlar zatrzymany przez ABW. "Broń długa, wyłamana furtka"

 

Zdaniem Brauna funkcjonariusze ABW podczas zatrzymania Międlara powołali się na art. 256 Kodeksu karnego, który mówi o propagowaniu faszyzmu lub innego ustroju totalitarnego.

 

Artykuł ten dotyczy mi.in. nawoływania do mowy nienawiści i propagowania faszyzmu. "Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2".

 

"Komunistyczny zamordyzm"


Były ksiądz i aktywista narodowy został po kilku godzinach wypuszczony. Teraz sam zabrał głos w tej sprawie. Na opublikowanym w internecie nagraniu, Międlar opisuje moment jego zatrzymania przez ABW.   

- Chcę żebyście poznali prawdę. (...) Komuna jest dziś wciąż obecna, może pod inną postacią, może w innej formie, ale to jest komunistyczny zamordyzm, z którym cały czas się borykamy - mówi we wstępie były ksiądz.  

 

ZOBACZ: Międlar nazwał Mazowieckiego "komunistycznym parchem". Będzie zawiadomienie do prokuratury


- Godzina 6 rano. ABW budzi nas, uderza, mówi "k...o otwieraj, k...o otwieraj, Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, zabieraj psy, k...a!". (...) Kładą mnie na podłogę, w samych gaciach, oczywiście w kajdankach, na leżąco. Oczywiście w kajdanki także moją partnerkę - relacjonuje Międlar.

 

- Bogu niech będą dzięki, że moje dziecko się nie obudziło i nie ma teraz traumy, a znamy te obrazy, jakie są efekty takiego wtargnięcia. Przez 6 godzin w moim domu prowadzono różne czynności - dodał były kapłan.

 

"Postawiono mi zarzuty za felietonistykę"

 

- Potem pozwolono mi się ubrać. Zabrano mi ponad 145 koszulek z krzyżem celtyckim, stwierdzono, że jest to symbol nienawiści. Ich łączna wartość to około 8 tysięcy złotych. Zabrano mi dwa komputery, telefony komórkowe. Zostawiono mnie bez niczego, aby zrujnować moją pracę dziennikarską, publicystyczną, bo jak się później okazało, postawiono mi zarzuty za felietonistykę. Otrzymałem dwa zarzuty za dwa felietony.  Taka to jest właśnie wolność słowa, taka wolność słowa w wykonaniu komunistycznego zamordyzmu - kontynuuje Międlar.

 

- Potraktowali mnie jak zwykłego bandytę, by po 6 godzinach wyjść z workami koszulek i smyczami z hasłem Narodowych Sił Zbrojnych "Śmierć wrogom Ojczyzny!". Nie wyszli z narkotykami, z materiałami wybuchowymi, z pistoletami, bo ja tego po prostu nie mam - zaznacza.

 

ZOBACZ: Empik zablokował sprzedaż książki Jacka Międlara. "Szerzy mowę nienawiści"


- Podobnie było w domu moich rodziców. Co mnie najbardziej boli, wtargnęli o 6 rano niczym bandyci do domu moich najbliższych, zastraszyli, przeszukali cały dom. (...) Tak samo przeszukali dom mojego przyjaciela, współpracownika. (...) Potraktowali nas jak zwykłych bandytów - relacjonuje.

Międlar wyjaśnia również, dlaczego został zwolniony jeszcze tego samego dnia. - Dlaczego dzisiaj wyszedłem? Pan prokurator powiedział: "panie Jacku, ja nie chcę, żeby »Antykomuna«" przyszła pod areszt" - tłumaczy.

dk/hlk/ polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie