Po rozstaniu sądowa wojna o wspólnego konia

Polska
Po rozstaniu sądowa wojna o wspólnego konia
Interwencja
Spór o wspólnego konia po rozstaniu zakończył się w sądzie.

Pani Katarzyna i pan Rafał przez dwa lata byli ze sobą w związku. Oboje dzielą wspólną pasję, którą jest jeździectwo. To z tego powodu właśnie postanowili kupić konia. Wybór padł na Luśka. Kiedy związek się rozpadł, rozpoczęła się wojna o konia, która przeszła przez dwie instancje sądu. Materiał "Interwencji".

- Oboje zajmowaliśmy się końmi, to było nasze wspólne hobby. Był jeden, upatrzony, fajny koń, stwierdziłam, że go nabędę. To był młody konik, on miał wtedy niespełna 2 lata. Kosztował 2,5 - 3 tys. zł. Rafał powiedział, że to w ramach takiego prezentu. Niektóre dziewczyny lubią biżuterię, a ja po prostu dołożę ci się do takiego wspólnego hobby, które też rozumiem i podzielam - opowiada Katarzyna Kircuń.


- Wyłożyłem większą część finansów, Katarzyna mniejszą część. Przy kupnie należało wpisać na umowie jedną osobę do papieru, ponieważ formularz, na podstawie którego aktualizowało się paszport konia, figuruje tylko na jedną osobę. Tylko dlatego została wpisana ona, a nie oboje - mówi pan Rafał.

 

ZOBACZ: Żołnierz brutalnie zaatakował żonę w ciąży. Dziecko nie żyje. "Do tej pory nie ma pomocy od wojska"


Rok po kupieniu konia pani Katarzyna rozstała się z panem Rafałem, a Lusiek stał się przedmiotem sporu. Zdaniem mężczyzny, była partnerka utrudniała mu kontakty z koniem i w związku z tym złożył do sądu wniosek o zniesienie współwłasności.


- Byliśmy razem około 2 lat, Katarzyna ze mną zerwała i po tym czasie jeszcze przez rok normalnie użytkowaliśmy tego konia wspólnie - tłumaczy pan Rafał.

 

"Odcięła mnie od konia"


- Mój poprzedni partner liczył prawdopodobnie, że jednak się zejdziemy. Po tych kilku miesiącach doszła do niego wieść, że jestem zaręczona z nowym partnerem i od tej pory zaczęło się bardzo źle dziać - uważa pani Katarzyna.


Według pana Rafała, koń został wywieziony do koleżanki pani Katarzyny, która za nim nie przepadała.

 

WIDEO: zobacz reportaż "Interwencji"

 

  


- Po prostu odcięła mnie od konia. Funkcjonujmy na normalnych zasadach, a nie, że ona sobie wywozi konia i robi z nim, co chce, kiedy to jest również moja własność, do której nie mam w tym momencie dostępu - argumentuje.

 

ZOBACZ: Choć ostrzegał, śledztwa nie wszczęto. Dziś jest ponad 200 oszukanych


Pan Rafał zaczął walczyć o konia. Sąd pierwszej instancji odrzucił jego wniosek, ale mężczyzna odwołał się i wygrał. Sąd Okręgowy we Wrocławiu uznał, iż mimo że to pani Katarzyna posiada tytuł prawny, to jej partner poświęcał zwierzęciu więcej uwagi i w związku z tym to jemu należy się Lusiek.

 

"Bardzo skomplikowane"


- Sprawa z punktu widzenia emocji jest bardzo skomplikowana, dlatego że Lusiek jest żywym zwierzęciem. Sąd ocenił to racjonalnie, próbując rozwiązać ten problem. Dokonał analizy postępowania dowodowego pod kątem tego, która osoba w większym zakresie zajmowała się tym koniem - mówi Sylwia Jastrzębska z Sądu Okręgowego we Wrocławiu.


- On częściej z niego korzystał, bo ja w tym czasie byłam w pracy, żeby na niego zarobić - twierdzi Katarzyna Kircuń.

 

ZOBACZ: Potworny hałas i smród to dla mieszkańców tego osiedla codzienność. Urzędnicy rozkładają ręce


- Zainwestowałem w tego konia kupę czasu, kupę mojej wiedzy. Same dojazdy zajmowały mi czasem ponad godzinę w jedną stronę, a i tak jeździłem. Tak że starałem się - mówi pan Rafał.


- Nie byłam w stanie uczestniczyć w wydawaniu tego konia. Nawet nie jestem w stanie opisać, jak się człowiek wtedy czuje, kiedy kogoś tak związanego z tobą po prostu się odbiera - komentuje pani Katarzyna.

prz/ Interwencja
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie