Mieli badać przez telefon, zapomnieli zatrudnić kardiologa. Akta pojadą do sądu... w ciężarówce
Prokuratura Okręgowa w Płocku skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko czterem mężczyznom, którzy namawiali do badań przez telefon. Spółka chciała zarabiać miliony, ale miała za mało sprzętu i specjalistów, aby rzetelnie wywiązać się z umowy. Akta sprawy wraz z egzemplarzami aktu oskarżenia zostaną przewiezione do Wydziału Karnego Sądu Okręgowego w Warszawie... ciężarówką.
Prokuratura Okręgowa w Płocku skierowała 28 listopada 2019 roku do Sądu Okręgowego w Warszawie, liczący 4 tys. 531 stron, akt oskarżenia przeciwko czterem mężczyznom, którzy od lutego 2014 roku do grudnia 2015 roku, działając na terenie całego kraju, w tym w Warszawie, Płocku, Łodzi, Olsztynie i innych miejscowościach, zawierali niekorzystne umowy na świadczenie usług telemedycznych.
Mieli badać serce na odległość
Śledczy ustalili, że w 2013 roku został utworzony podmiot gospodarczy o nazwie Polskie Centrum Telemedyczne Sp. z o.o. Przedmiotem działalności powyższej firmy miała być między innymi specjalistyczna opieka lekarska i opieka zdrowotna. Zgodnie z treścią umów o świadczenie usług telemedycznych, klienci spółki, którzy zawarli umowy na okres 36 miesięcy, byli zobowiązani do uregulowania jednorazowej opłaty aktywacyjnej oraz miesięcznego abonamentu wynoszącego 60 zł.
W zamian za opłaty spółka miała realizować świadczenia medyczne, m.in. polegające na przeprowadzeniu badań EKG w domu pacjenta na odległość, przy telefonicznej asyście pracownika spółki. Ponadto użytkownik systemu miał mieć dostęp do infolinii umożliwiającej kontakt z lekarzem w celu organizacji domowej wizyty lekarskiej lub pielęgniarskiej, a w razie potrzeby, na wezwaniu karetki pogotowia.
Okazało się jednak, że podmiot ten nie był zdolny do realizacji wskazanych usług w pełnym zakresie. Nie został bowiem zatrudniony lekarz sprawujący nadzór kardiologiczny. Dysponowano też zbyt małą liczbą urządzeń do badania parametrów pracy serca na odległość oraz zatrudniono niewystarczającą liczbę techników elektrokardiologii.
Bez kardiologa i bez urządzeń
Według śledczych oskarżeni, pełniąc funkcje w organach zarządu spółki lub w ramach współpracy z zarządem, wiedzieli, że firma nie była w stanie świadczyć usług na rzecz wszystkich swoich klientów. Mimo to przedstawiciele, także za pośrednictwem innych spółek, z którymi łączyły ich umowy agencyjne, zawierali umowy z kolejnymi użytkownikami, głównie z osobami starszymi. Prokuratura podkreśla, że klienci byli wprowadzani w błąd, a sprzedawcy działali "wspólnie i w porozumieniu" oraz "w celu osiągnięcia korzyści majątkowej".
"Oskarżeni doprowadzili 1530 osób do niekorzystnego rozporządzenia mieniem na kwotę ponad 770 tysięcy zł z tytułu uiszczenia miesięcznego abonamentu za korzystanie ze świadczeń" - podała prokuratura.
Ponadto usiłowali oszukać 5785 osób na łączną kwotę przeszło 12,5 miliona zł. Każda z tych osób miała uiścić opłatę aktywacyjną wysokości 2169 zł, a następnie płacić miesięczny abonament.
Ciężarówka z aktami sprawy
Ustalenia prokuratury zawarte są w 592 tomach akt, które w sumie liczą 118 tys. 400 kart.
Materiały tej sprawy zostały wyłączone z większego śledztwa, które liczy 2096 tomów.
Sam tylko akt oskarżenia w sprawie masowego oszustwa liczy 4 tys. 531 stron co odpowiada 23 ryzom papieru.
Dlatego akta śledztwa wraz z egzemplarzami aktu oskarżenia będą przetransportowane do Wydziału Karnego Sądu Okręgowego w Warszawie samochodem ciężarowym.
Wykorzystywali osoby w podeszłym wieku
W 2015 roku działalności spółki przyjrzał się Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który wszczął postępowanie w sprawie praktyk naruszających zbiorowe interesy konsumentów.
Według UOKiK klienci, głównie osoby starsze, skarżyli się, że nachodzą ich handlowcy, którzy przedstawiając się jako pracownicy ich dotychczasowych firm telekomunikacyjnych lub energetycznych przedstawiali do podpisania umowy. Nieświadomi klienci podpisywali nowe umowy. Nie mieli też świadomości, że podpisują także umowy na świadczenie TeleEKG.
Spółka obciążała klientów opłatami karnymi za rozwiązanie umowy. Najczęściej jednak umów nie można było zerwać, a seniorzy skarżyli się, że wypowiedzenia były ignorowane, zaś rachunki nadal przychodziły.
Klienci nie mieli także żadnych dokumentów - handlowcy zabierali je. Wywierali też presję, ponaglali, naciskali.