Według niej auto zepsuło się już dzień po jego zakupie. Kobieta skontaktowała się z Markiem A., właścicielem komisu, który zaproponował jej naprawę pojazdu. Po odebraniu auta od mechanika nie trzeba było długo czekać na kolejną awarię. Pani Edyta twierdzi, że samochód do dziś nie nadaje się do jazdy, a Marek A. nie chce zwrócić kobiecie pieniędzy.
- Samochód stracił moc. Rozpędzał się bardzo słabo, jakby jakiś hamulec się włączał - opowiada Adrian Sondaj, mąż pani Edyty.
- Powiedziano mi, że to jest czujnik. Właściciel komisu powiedział, że oni to robią od ręki. Naprawa miała trwać 5 dni, a trwała ponad 12 dni. Sądzę, że dlatego, że do 14 dni można oddać pojazd bez konieczności tłumaczenia się. Można oddać i prosić o zwrot gotówki - mówi pani Edyta.
ZOBACZ: Samochodowy "biznes" Sławomira K. Reportaż "Interwencji"
- Nie wiem po jakim czasie od kupna auto trafiło do warsztatu. Nie pamiętam. Trafiło na zlecenie pani Edyty, żeby wyciąć dpf - mówi Piotr Laska, wspólnik Marka A., właściciel warsztatu samochodowego.
Zapytany, dlaczego naprawa trwała 12 dni, tłumaczy: - Z tego co pamiętam, pani nie chciała odebrać tego samochodu.
Nie tylko pani Edyta źle wspomina kontakt z właścicielem
Według pani Edyty Marek A. pośredniczył w sprzedaży chevroleta - mimo, że było to auto jego żony. To on przekazywał małżeństwu informacje na temat niebudzącego obaw stanu pojazdu. Ale nie tylko pani Edyta źle wspomina kontakt z właścicielem komisu.
55-latek spod Lublina kupionym w komisie samochodem przejechał podobnie jak pani Edyta tylko kilkadziesiąt kilometrów.
- Jak odpaliłem rano, to on strasznie kopcił. Oni powiedzieli, że mechanik może to sprawdzić. Ale jak ja się zacząłem stawiać pytania, to oni nie negowali tego. Tylko poszli mi w ten sposób, że wziąłem tego forda pani Edyty, a tamten został. Teraz to ja nie udowodnię tego im, później się okazało, że miał wycięty katalizator - mówi były klient Marka A.
WIDEO: Prokuratura nie stwierdziła przestępstwa, ale sąd nakazał zebranie dodatkowych dowodów
Auto jeździło na taksówce francuskiej
Pani Edyta czuje się oszukana, dlatego skierowała sprawę do prokuratury. Ta nie stwierdziła przestępstwa, ale sąd nakazał zebranie dodatkowych dowodów. Marek A. nie czuje się winny w sprawie. Nie zgodził się na wystąpienie przed kamerą. Umówiliśmy się z nim pod pretekstem kupna samochodu.
Marek A.: - Proszę pana, samochód może się jej zepsuć po 5 minutach, po 10 minutach. Zapchał się i jeżeli ktoś jeździ po mieście, to się może zapchać.
Reporter: - I to była jedyna usterka tego samochodu?
Marek A.: - Oczywiście.
- Samochód posiada bardzo wiele wad. Część z nich musiała być zanim zakupiliśmy, a część była zrobiona po naszym zakupie, kiedy był 12 dni w serwisie. Biegli uznają, że wartość naprawy przewyższa wartość samochodu i w tym momencie nie mam auta, od roku jeżdżę pożyczanymi - mówi pani Edyta.
Kobieta sprawdziła przebieg samochodu w ASO. - Okazało się, że auto jeździło na taksówce francuskiej. Jego pierwszy właściciel jeździł około 6 lat i już w pierwszych dwóch latach, w 2013 roku, miał taki sam przebieg jak w momencie, kiedy my po 7 latach go zakupiliśmy – dodaje.
ZOBACZ: Kupili auto z komisu. Okazało się, że jest zajęte przez komornika
Auto okazało się "jajkiem niespodzianką"
- Samochód był zepsuty. W zasadzie usterki uniemożliwiały nim jazdę i z opinii wynika, że sprzedawca pojazdu musiał taką wiedzę posiadać - tłumaczy Maciej Kulka, biegły sądowy.
Wymarzony samochód pani Edyty od ponad roku nie jeździ. Kobieta liczy na pomoc prokuratury i sądu. Chcę pozbyć się wadliwego auta i odzyskać swoje pieniądze.
- Kupiliśmy samochód w dobrej wierze. Właściciel zapewniał nas, że jest w stanie idealnym. Okazało się jednak jajkiem niespodzianką - mówi Adrian Sondej, mąż pani Edyty.
Komentarze