Zalega 200 tys. zł alimentów. Troje dzieci nie jest jego
63-letni Henryk Ochnio z Brzostówca jest zadłużony na ogromną kwotę z powodu niepłaconych alimentów. Mężczyzna udowodnił w sądzie, że nie jest biologicznym ojcem dwóch synów. Teraz okazało się, że i najmłodszy ma zupełnie inny kod DNA. Pan Henryk nie wyrzeka się dzieci. Chce jednak, by anulowano mu dług. Reportaż "Interwencji".
Henryk Ochnio z Brzostówca koło Radzynia Podlaskiego ma ośmioro dzieci: dwie córki i sześciu synów. Kilkanaście lat temu jego żona odeszła wraz z dziećmi. Zażądała też alimentów, które mężczyzna starał się płacić. Dopiero później okazało się, że dwóch synów może nie być jego dziećmi.
To, że 63-letni pan Henryk nie jest ojcem Adriana i Patryka, potwierdziły badania DNA i wyroki sądu. Mężczyzna do dziś stara się poznać całą prawdę i wyjść z ogromnych alimentacyjnych długów.
- Płacił na nas, chociaż nie jest naszym biologicznym ojcem. Nie powinno tak być – mówił "Interwencji" Adrian Ochnio, jeden z synków pana Henryka.
Pieniądze wypłacał fundusz
Część dzieci założyło swoje rodziny. Dziś z 63-letnim ojcem mieszka czterech synów. Najstarszy z nich - Ireneusz - nigdy nie chciał poznać prawdy. Inaczej niż jego bracia, którzy od lat szukają swoich biologicznych ojców.
- Po ukończeniu 18. roku życia najmłodszy przeprowadził badania DNA i okazało się, że znalazł się ojciec, który mieszka w tej samej wsi, w Brzostówcu. Na rozprawie sądowej matka wskazała, że prawdopodobnie on będzie ojcem. Nie przyznawał się w ogóle. Dwa razy odwoływał się - opowiadał pan Henryk.
- Nie wiedziałem w ogóle o tym. Dopiero jak ta sprawa wyszła - komentował Jan W., biologiczny ojciec Krystiana.
- Tato już przepisał majątek na jednego brata w 2006 roku, zanim wyszło to, że mamy jeszcze jednego brata – dodała córka Jana W.
ZOBACZ TEŻ: Właściciele firmy zniknęli. Niepełnosprawni zostali bez pensji
Przez lata pan Henryk był zobowiązany do płacenia alimentów na swoich synów. Gdy nie był w stanie temu sprostać, zgodnie z prawem pieniądze wypłacał fundusz alimentacyjny. Dziś 63-latek jest zadłużony na kwotę przekraczającą 200 tysięcy złotych. I mimo że sąd zaprzeczył jego ojcostwu, długu nikt nie umorzy. Urzędnicy rozkładają ręce.
- Nie wystarczało mi, bo ja byłem na rencie. Komornik potrącał mi 500 złotych. Zostawało 450. I jak można było z tego 720 złotych zapłacić? Ja żyję za 500 złotych. Leki, operacja za operacją i gdyby nie dzieci, to nie miałbym z czego żyć. Nie wiem, ile mam dzieci. Ośmioro w dowodzie, a ile moich? Trzech na pewno nie - tłumaczył pan Henryk.
WIDEO: Reportaż "Interwencji" o panu Henryku.
Chce, by prokuratura ustaliła prawdziwych ojców
- Pan Henryk jest indywidualnym przypadkiem. Dlatego to jest duża trudność, bo nie ma ścieżki zbadanej. Nie ma wyroku sądu i przepisów. Musimy mieć jakąś podstawę do umorzenia długu. Taką podstawą byłoby postanowienie sądu o umorzeniu - poinformowała Małgorzata Kułak z Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Radzyniu Podlaskim.
Pan Henryk nie chce ubiegać się o zwrot alimentów od swoich dzieci. I mimo że sąd zaprzeczył ojcostwu co do dwóch synów, panu Henrykowi pozostał ogromny dług. Mężczyzna nie wyobraża sobie, by kiedykolwiek mógł go spłacić. Dlatego zamierza wystąpić do sądu z pozwem o jego umorzenie. Chce także, aby prokuratura pomogła ustalić prawdziwych ojców Adriana i Patryka.
- Dużo kłopotów mam z tej waszej telewizji. Takie sprawy to się w sądzie załatwia, a nie publicznie - podsumowała była żona pana Henryka
Czytaj więcej