Będzie ponowny proces kierowcy. Po alkoholu i bez prawa jazdy śmiertelnie potrącił 11-latka [WIDEO]
Stanisław G. śmiertelnie potrącił autem 11-letniego rowerzystę. Choć okazało się, że jechał pod wpływem alkoholu i bez prawa jazdy, to sąd w Lipnie koło Torunia uniewinnił mężczyznę. W piątek Sąd Okręgowy we Włocławku zdecydował, że proces mężczyzny ruszy od nowa. Przed wypadkiem Stanisław G. był wielokrotnie zatrzymywany za jazdę w stanie wskazującym. Prawa jazdy nie miał nigdy.
W piątek Sąd Okręgowy we Włocławku uchylił wyrok pierwszej instancji i przekazał sprawę do ponownego rozpoznania. W uzasadnieniu sędzia Stanisław Iglewski stwierdził, że sąd w Lipnie wybiórczo potraktował zebrany w sprawie materiał dowodowy. Wskazał też, że dowody pozwalały na wydanie innego orzeczenia - uwzględniającego winę kierującego pojazdem Stanisława G.
Sąd: "wybiórcza analiza"
Apelację w tej sprawie złożyła zarówno prokuratura, jak również pełnomocnicy matki oraz ojca dziecka. Sąd we Włocławku zadecydował w kwietniu, że konieczne jest uzupełnienie materiału dowodowego i zwrócił się o kolejną opinię do krakowskiego Instytut Ekspertyz Sądowych im. profesora dr. J. Sehna.
Sędzia Iglewski podkreślił teraz, że sąd pierwszej instancji dysponując obszerną ekspertyzą poważnej instytucji naukowo-badawczej nie uwzględnił płynących z niej wniosków.
- Sąd ma prawo oceniać każdy dowód, ale musi wskazać w sposób precyzyjny i przekonywujący, dlaczego i w jakim zakresie konkretnemu dowodowi nie daje wiary. (...) Niestety z analizy uzasadnienia sądu pierwszej instancji wynika, że dokonał on wybiórczej analizy i oceny wszystkich opinii w tej sprawie i zaakcentował te elementy, które odpowiadały wydanemu rozstrzygnięciu - powiedział sędzia Iglewski.
WIDEO: Proces Stanisława G. ruszy od nowa cztery lata po śmierci Kacperka. Materiał "Wydarzeń"
Sędzia dodał, że ekspertyza krakowskiego instytutu zwracała uwagę na to, iż mężczyzna kierujący pojazdem, jadąc środkiem drogi, bez wątpienia przyczynił się do tragicznego skutku wypadku. Zdaniem sędziego należy bowiem z dużym prawdopodobieństwem przyjąć, że obrażenia chłopca w wyniku uderzenia w bok pojazdu byłyby mniejsze, niż w przypadku zderzenia czołowego, do którego doszło.
- Zdaniem Sądu Okręgowego analiza opinii biegłych z krakowskiego instytutu, a także orzeczeń Sądu Najwyższego w takich sprawach wskazuje wyraźnie na to, że oskarżony naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu drogowym (...) oraz, że istnieje normatywna podstawa do przyjęcia, iż zachowanie oskarżonego powiązane przyczynowo ze skutkami wypadku zasługuje z kryminalnego punktu widzenia na ukaranie - podkreślił sędzia Iglewski.
ZOBACZ też: Staranował tirem ogródek piwny. Zatrzymał się wewnątrz restauracji [WIDEO]
"Powiedział, że jedzie na boisko"
Do wypadku doszło w lipcu 2015 roku w Steklinku koło Torunia. Sąd Rejonowy w Lipnie pod koniec listopada 2018 r. uniewinnił oskarżonego.
- Sąd stwierdził, że wyłączną odpowiedzialność za zdarzenie drogowe ponosi chłopiec, który miał wjechać pod pojazd oskarżonego kierowcy - informował w 2018 roku, w rozmowie z reporterem Interwencji Mariusz Lewandowski, pełnomocnik rodziców Kacpra.
- Zabójca mojego syna jest niewinny. Winny jest tylko syn. Absolutnie się z tym nie zgadzam. Jestem w szoku – mówił po zakończonym procesie Paweł Paradowski, ojciec Kacpra.
Rodziców chłopca oburzyło również ustne uzasadnienie wyroku. Poczuli się urażeni wypowiedzią sędzi z Lipna.
- W ustnych motywacjach sąd wskazał na problematykę otwartej bramy, która powinna być - zdaniem sądu - zamknięta, podkreślając, że dzieci w takim wieku wymagają opieki i uwagi – mówił Lewandowski w 2018 roku.
- Sąd stwierdził, że lepiej powinniśmy syna pilnować, jedenastoletniego dodam. Dla mnie jest to nie do pomyślenia, że takie słowa mogły zostać wypowiedziane przez panią sędzię - mówi z kolei ojciec Kacperka.
- Kacperek nie miał 2 lat, aby go zamykać w klatce. Miał kartę rowerową, powiedział, że jedzie na boisko. A tego człowieka nie powinno tam być - dodała Anna Paradowska, matka chłopca.
Interesował się rozbitym autem, nie Kacprem
Do wypadku doszło przed domem chłopczyka. To tam staranował go samochodem Stanisław G.
Policjanci szybko ustalili, że mężczyzna nigdy nie miał prawa jazdy, jeździł zatem samochodem nie posiadając uprawnień.
Funkcjonariusze ustalili także, że w momencie wypadku miał ponad 0,4 promila alkoholu w wydychanym powietrzu.
Jak ustalili reporterzy "Interwencji", kierowca po wypadku interesował się tylko samochodem, a nie konającym dzieckiem. Chłopczyk zmarł w karetce wskutek obrażeń odniesionych w wypadku.
Prokuratura w Lipnie nie postawiła jednak Stanisławowi G. zarzutu nieudzielenia pomocy.
- Osoba, która ten wypadek spowodowała, stała przy tym samochodzie lamentując, że rozbiła sobie samochód. Jego kolega przyjechał i pyta: co się stało? A on: no, bo mi fąfel wyjechał i rozbiłem samochód. A co z dzieciakiem? A co mnie obchodzi - mówił reporterom "Interwencji" Andrzej Raciborski, świadek wypadku.
Według niego kierowca miał nie wykazywać zainteresowania ofiarą potrącenia.
- Zero zainteresowania, zero przejęcia - powiedział reporterom Andrzej Raciborski.
Stanisław G. już wcześniej prowadził po alkoholu
W chwili wypadku samochód Stanisława G. nie miał ważnych badań technicznych. Wcześniej mężczyzna notorycznie łamał prawo. Rok przed wypadkiem został zatrzymany przez policję, gdy prowadził samochód po pijanemu. Miał wówczas prawie 1,5 promila. Potem złapano go jeżdżącego wbrew sądowemu zakazowi.
- Mówimy o odpowiedzialności karnej kierowcy, który jechał bez uprawnień, po użyciu alkoholu, nieprawidłowo - jak ustalili biegli z instytutu Sehna z Krakowa. Jest to droga przy boisku, można się spodziewać, że będzie ruch - argumentował po wyroku uniewinniającym oskarżonego Lewandowski.
Sąd nie sprawdził, czy mężczyzna potrafi prowadzić samochód. Z decyzją sędzi, która wydała wyrok, nie zgadzał się nawet jej przełożony - prezes Sądu Rejonowego w Lipnie.
- W moim przekonaniu powinno być sprawdzone, czy stan pod wpływem alkoholu nie wpłynął na jego zdolności. Szczerze ubolewam, że to nie zostało wyjaśnione. Sprawa w moim przekonaniu mogła być wyjaśniona lepiej. Jeszcze bardziej wnikliwie. Należało niewątpliwie przesłuchać biegłych. Mam nadzieję, że jeszcze sprawa jest do naprawienia, wyrok nie jest prawomocny - podsumował prezes sądu Przemysław Kępiński po rozprawie w 2018 roku.
Czytaj więcej