Tragiczny wypadek młodego motocyklisty. Rodzice mają zastrzeżenia do działań prokuratury
Rodzice młodego motocyklisty żądają dogłębnego zbadania okoliczności wypadku, w którym zginął ich syn. Patryk hamując przed autami w Jarosławiu stracił panowanie nad motocyklem i upadł. Przejechał po nim volkswagen. "Interwencja" dotarła do nagrania, na którym widać, jak tuż po wypadku kierowca cofa. Bliscy chcą wiedzieć, czy przejechał po Patryku drugi raz.
- Chcemy, żeby ktoś to sprawdził, czy nie został dwa razy przejechany, bo może on by żył – mówi "Interwencji" Agata Pawlik.
Agata i Piotr Pawlikowie mieszkają w Mołodyczy – 20 kilometrów od Jarosławia na Podkarpaciu. W 2000 roku na świat przyszedł ich pierwszy syn – Patryk. Od dziecka kochał motory.
- Najpierw marzył o kładzie. Gdy mąż mu kupił takiego małego, to jeździł nim, dopóki się na nim mieścił. W wieku 15 lat dostał mały motor. Miał zostać technikiem cyfrowych procesów graficznych. Taki wybrał sobie kierunek. Z kolegami kręcili jakieś filmy, robili wizytówki na konkursy, widać było, że to go kręci, że ma do tego zapał – opowiada o synu Agata Pawlik.
Życie państwa Pawlików zmieniło się 22 września ubiegłego roku. Patryk skończył pracę około godz. 16. Wracał do domu motorem ulicą Sanową w Jarosławiu.
ZOBACZ TEŻ: "Mam pętlę na szyi" - mówi "Interwencji" sprawca wypadku na Bielanach
- Trzy auta jechały przed nim, zaczęły hamować, bo skręcały na stację paliw. Za tymi autami jechał nasz syn. Te wszystkie auta zahamowały i on za nimi – mówi Piotr Pawlik.
Niestety, mężczyzna stracił panowanie nad motorem.
- Po prostu motor poleciał w jedną stronę, a syn bardziej pod lewą i nadjechał samochód, który najechał na niego – opisuje wypadek Agata Pawlik.
"Nie miał pobranej krwi"
Patryk zmarł pół godziny po wypadku. Rodzice motocyklisty mają poważne zastrzeżenia do zachowania kierowcy samochodu i do działań prokuratury.
- Nasz syn został zbadany na wszystko, co jest tylko możliwe. Została oddana krew do instytutu w Krakowie na wszystkie narkotyki, jakie mogły być. A pan R. (kierowca volkswagena) nie miał krwi pobranej, zupełnie nic. Tylko sprawdzony był alkomatem na miejscu – mówi Piotr Pawlik.
- Największe zaniedbania były w dniu wypadku, nie sprawdzili samochodu, nie było biegłego na miejscu zdarzenia. Natomiast motocykl zabrano na parking policyjny i zbadano pod każdym kątem – dodaje Agata Pawlik.
- Nie był to błąd, ponieważ wszystkie okoliczności dotyczące uszkodzeń w tych pojazdach zostały ustalone, tam nie było kwestii sprawności układów hamowania, ponieważ to nie był problem kluczowy, czy w ogóle mający znaczenie w ustaleniu wypadku – odpowiada Marta Pętkowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Przemyślu.
WIDEO: Reportaż "Interwencji" o tragicznym wypadku młodego motocyklisty.
"Powinien udzielić pierwszej pomocy"
Największe wątpliwości rodziców Patryka budzi to, co się stało po zderzeniu motocyklisty z volkswagenem. "Interwencja" dotarła do monitoringu, na którym widać, że kierowca samochodu cofa swoim autem.
- Według opinii biegłego, który oglądał nagranie, miał przejechać cztery metry po zderzeniu z motocyklistą, a następnie wycofać po kilku sekundach do tyłu jeszcze dwa metry. W związku z czym można założyć, że przejechał powtórnie po motocykliście po samym zdarzeniu – mówi adwokat Michał Muzyczka.
ZOBACZ TEŻ: Podczas porodu lekarze złamali dziecku nogę
Prawnik uważa, że kierowca "mógł odpowiadać za obrażenia powstałe po wypadku na skutek nieprawidłowego zachowania". – On powinien się zatrzymać, udzielić pierwszej pomocy, zobaczyć, co się stało. A tutaj była taka sytuacja, że po 6 sekundach wycofuje. Odruchowo wycofał – dodaje Muzyczka.
- Biegły patomorfolog nie wypowiedział się na temat tego, czy obrażenia wskazują na jednokrotne czy dwukrotne przejechanie po ofierze. Nie było takich pytań, nie drążono w tym kierunku. Czytając akta też mi brakowało, że nic nie zarejestrowano w tym kierunku, gdzie dokładnie znajdowało się ciało, czy mogło leżeć wcześniej przed kołami, później za kołami – przyznaje Marta Pętkowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Przemyślu.
"Ja swoje przeżyłem"
Ekipa "Interwencji" chciała spotkać się kierowcą volkswagena - Grzegorzem R., ale nie zastała go w domu. Skontaktowała się z nim telefonicznie.
- Prokuratura co miała zrobić, zrobiła. Ja swoje przeżyłem, nie chcę do tego wracać, nie mam przyjemności na ten temat rozmawiać. Moja rodzina też to przeżyła - tłumaczy Grzegorz R.
- Wnosimy o pozbawienie go prawa do prowadzenia pojazdów i wyrok w zawieszeniu. Może w ten sposób chociaż zrozumie, że popełnił błąd – mówi Agata Pawlik.